Subskrybuj
Ekstraklasa

Legii bieg wsteczny

2019-10-09

Ostatnie miesiące przy Łazienkowskiej to niekończące się pasmo porażek. Drużyna, która w poprzednich latach przyzwyczaiła kibiców do zwycięstw (przynajmniej na krajowym podwórku) przez nieco ponad rok przedefiniowała znaczenie słowa „porażka”. Po ostatnich dwóch sukcesach, czyli Mistrzostwie i Pucharze Polski zdobytymi pod wodzą Deana Klafuricia wiosną 2018 roku, Legioniści zdążyli przegrać mecz o Superpuchar Polski z Arką, odpaść z eliminacji Ligi Mistrzów ze Spartakiem Trnawą, odpaść z eliminacji Ligi Europejskiej z Dudelange (!), odpaść z Pucharu Polski już w ćwierćfinale z Rakowem, przegrać rywalizację o Mistrzostwo z Piastem oraz odpaść z walki o Ligę Europejską już kolejny raz, tym razem z Glasgow Rangers. Przez nieco ponad rok w każdej z 7 rywalizacji Legia poległa. Warto więc krótko przeanalizować losy trenerów, którzy w jakimś stopniu do tego doprowadzili

Chorwacko - Serbsko - Portugalska myśl szkoleniowa 

Dean Klafurić - start jako pierwszy trener miał niesamowity. 8 meczów - 7 zwycięstw i jeden remis, Mistrzostwo i Puchar. Później jednak było gorzej: przegrał Superpuchar, przegrał z Trnawą i szybko pożegnał się z Łazienkowską. W zasadzie jedna porażka ze Słowakami wystarczyła, by Chorwat został z Legii zwolniony.

Bilans: MP i PP, odpadniecie z el. LM, przegrany Superpuchar

Sa Pinto - pół człowiek, pół afera. Przeszkadzały mu nawet dzwony w kościele na Powiślu. Los czasem sam tworzy memy - został zwolniony w Prima Aprilis. Zostawiał Legię na drugim miejscu w tabeli, odpadł z Rakowem w Pucharze Polski.

Bilans: nie dotrwał do końca sezonu ligowego, odpadnięcie z PP

Niekonsekwencja 

I wtedy wchodzi on. Cały na czarno. Trochę człowiek, trochę żart, poza tym laureat nagrody Największej Żenady Polskiej Piłki w ostatniej dekadzie. Tutaj od bilansu zaczniemy: 2 razy odpadnięcie z eliminacji Ligi Europejskiej, przegrane Mistrzostwo Polski. O ile przegrany w ostatniej minucie awans do LE z Rangersami da się jeszcze przeboleć (chociaż Szkotom daleko do czasów świetności), to szczególnie rzucają się w oczy kompromitacja z Dudelange oraz po raz pierwszy od lat przegrane Mistrzostwo, i to z Piastem, którego kiedy obejmował zespół po Sa Pinto wyprzedzał o 5 punktów. Spytacie więc: co teraz robi Aleksandar Vuković? Szkoli trampkarzy? Prowadzi rezerwy? Hoduje jedwabniki? Odpowiedź jest taka: żyjemy w Polsce. Więc Vuković w najlepsze dalej trenuje pierwszą drużynę Legii Warszawa.

Le cabaret 

Jakby wypisanych wyżej porażek było Wam mało, przypomnijcie sobie aferę z Carlitosem i Kulenoviciem w roli głównej. Jakie są jej efekty? Hiszpan hasa za ogromne pieniądze po boiskach w Emiratach, Chorwat wrócił do rodzimego Zagrzebia, gdzie odbudowuje się po strzeleckiej niemocy w barwach czarnego konia tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, a Vuković nie dość, że swoimi decyzjami utrudnił drużynie awans do Ligi Europejskiej, to w przypadku kontuzji Niezgody zostaje z ręką w nocniku.
Mało? No to uwaga, mamy początek października, a Legia zdążyła pobić kilka rekordów:
Pierwsza od 36 lat (!) porażka na własnym stadionie z Pogonią Szczecin.
Pierwsza od 16 lat porażka w Płocku.
Pierwsza od 6 lat porażka z Lechią w Warszawie.

Sternik z połamanym sterem

Gdyby wydawało Wam się, że skalę absurdu właśnie wyniosło w kosmos, to w obliczu tego wszystkiego Dariusz Mioduski na Kongresie 590 zapewniał wszystkich o „długofalowej wizji rozwoju klubu” oraz mówił o budowie najsilniejszego klubu w Polsce na przestrzeni kolejnych 5-10 lat. Najwyraźniej zapomniał, że kiedy przejmował stery w klubie Legia była zdecydowanie najsilniejszym klubem w Ekstraklasie. Warto też wspomnieć o chwytliwej sugestii, że gdyby Orlen zamiast Roberta Kubicy zasponsorował Legię kwotą 40 milionów złotych, to Stołeczni z miejsca awansowaliby do Ligi Mistrzów. Tutaj znów objawiła się skleroza prezesa Legii: nie dość, że kiedy Mioduski był już w klubie drużynie udało się awansować do Champions League, to za ten fakt do kasy przy Łazienkowskiej 3 z tego tytułu wpłynęło nie 40, a... 107 milionów złotych (wpływy z praw telewizyjnych wzrosły z 22 do 117 milionów, a te ze sprzedaży biletów i karnetów - z 22 do 34 milionów).

Future

Nie chcemy dalej pastwić się nad Legią. Nie da się ukryć, że jest to klub, który dał polskiej piłce klubowej w ostatnich latach najwiecej, przede wszystkim awans do upragnionej Ligi Mistrzów 3 lata temu. Problem w tym, że zamiast to wykorzystać i na amen odjechać reszcie ligowej stawki motorniczy w postaci Dariusza Mioduskiego wrzucił bieg wsteczny i ruszył w drugą stronę, stronę kompletnego chaosu, niekonsekwencji i dezorganizacji. Miejmy nadzieję, że „któregoś dnia się obudzi i coś mu się przestawi w głowie”, bo mimo że jest to „love-hate relationship”, to nasza liga silnej Legii potrzebuje.

Robert Walkiewicz