Subskrybuj
Reprezentacja

"11ka" Prawdy Liczb po #POLHUN - wnioski zespołowe

2021-11-16
"W smutny dzień listopadowy
cały Stadion Narodowy
klął pod nosem ile wlezie
(...znów nas nie będzie
na ważnej imprezie...)"
 

No dobra, może nie jest AŻ TAK dramatycznie. Baraże to jeszcze nie wyrok, nawet jeśli będziemy nierozstawieni - na co niestety się zanosi. Niemniej, w takim wypadku decyzja selekcjonera o zagraniu "drugim garniturem" przeciwko Węgrom (i będąca jej wynikiem przegrana) będzie kosztowała PZPN kilkanaście milionów złotych (bo nie zagramy w fazie play-off żadnego meczu u siebie) i wydatnie utrudni nam przejście repasaży. Jest bowiem "dyskretna" różnica między pierwszym meczem z przykładową Macedonią Północną u siebie zamiast z przykładową Portugalią na wyjeździe. Zamiast załamywać ręce i narzekać na los (i trenerski nos) - spójrzmy jednak na statystyki zespołowe z tego spotkania, i zastanówmy się "czego nauczyliśmy się w tym odcinku". #PrawdaLiczb zaprasza na seans!

1. Cóż... Nie ma co owijać w bawełnę: to był bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu. Zdaniem InStat - to nasz ex-aequo drugi najgorszy występ w ostatnich 2 latach (indeks na poziomie 247 punktów). Gorzej wypadliśmy tylko... w miniony piątek z Andorą (245). No, ale tam za naszą niską ocenę współodpowiada klasa rywala (5:0 z San Marino wyceniono na InStat na 251 punktów, a 7:1 z tym samym rywalem na 253 - więc nawet rozbijając takiego przeciwnika trudno wyjść ponad 250). Tutaj nie ma żadnych usprawiedliwień. Równie (lub niemal równie) źle wyglądaliśmy natomiast zdaniem InStat w 0-1 z Holandią 6 września 2020 (247) oraz w 0-2 z Włochami 15 listopada 2020 (248). Warto przypomnieć przy tym, że te dwa listopadowe spotkania przelały poprzednio czarę goryczy - i były ostatnimi, w jakich reprezentację poprowadził Jerzy Brzęczek. Cóż...

2. Idąc dalej kalendarzowym tropem, jaki zarysował się powyżej - według ocen InStat okazuje się, że 6 z 7 najgorszych występów naszej reprezentacji w ostatnich 2 latach miało miejsce we wrześniu, październiku i listopadzie. A patrząc jeszcze szerzej - aż 12 z 15 najgorszych występów naszej kadry w ostatnich 6 latach przypada na powyższe 3 miesiące! Ciekawe, prawda? Złota polska jesień najwyraźniej nie służy naszym piłkarzom - niezależnie od tego w jakim kraju występują na co dzień, jaki trener jest u steru reprezentacji i kto biega po boisku.

3. Mimo tej niskiej oceny - zdaniem InStat "na logikę" mecz z Węgrami powinien się zakończyć "remisem ze wskazaniem na Polskę". Nasz "współczynnik punktów spodziewanych" z tego spotkania wyniósł 1,5 - a u naszych rywali licznik wskazał w tej kwestii zaledwie 0,7. Nie jest też tak, że Węgrzy wznieśli się na piłkarskie wyżyny. Tak jak oni nam - tak i my im obrzydziliśmy w tym meczu granie w piłkę - i ich występ został oceniony przez InStat dokładnie tak, jak nasz (247 punktów). Problem w tym, że "myślą, głową i zaniedbaniem" Tymka Puchacza (przy pierwszym golu - z pomocą Kuby Modera) podarowaliśmy im na tacy dwie bramki. Oni natomiast nie podarowali nam żadnej, a wręcz mocno się postarali, żebyśmy nie oddali niezblokowanego strzału na ich bramkę. Jak powszechnie wiadomo - piłka nożna jest grą błędów. Szkoda tylko, że znowu są to nasze błędy...

4. Rozwijając jeszcze nieco myśl dotyczącą "punktów spodziewanych" - okres pracy Paulo Sousy jest pod tym względem niesamowity. Na 15 spotkań, w których prowadził naszą reprezentację - tylko trzykrotnie (!) zanotowaliśmy mniej niż 1,5 punktu spodziewanego: przeciw Hiszpanii na EURO (0,1), przeciw Anglii na wyjeździe (0,3) i przeciw Węgrom na wyjeździe (0,7). W pozostałych 12 meczach nasze xPoints wynosiło 1,5 lub więcej, i każdorazowo było wyższe niż u rywali. Dwa razy wyniosło 1,5 (porażka z Węgrami teraz, remis z Rosją przed EURO) - co oznacza "remis ze wskazaniem na Polskę", zwłaszcza gdy xPoints rywala jest niższe (a w obu wypadkach wynosiło 0,7). 5 razy nasze xPoints wyniosło 2 - co przekłada się na "powinniśmy to spokojnie wygrać" (dwie wygrane z Albanią, remis z Anglią u siebie, porażka 2:3 ze Szwecją na EURO, remis z Islandią przed EURO). Wreszcie, 5 razy nasze xPoints wyniosło 2,7 - co można zapisać jako "nie sposób było tego nie wygrać" (po 2 mecze z Andorą i San Marino - ale i porażka 1:2 ze Słowacją na EURO).

5. Średnia "punktów spodziewanych na mecz" za kadencji Sousy wynosi 1,84, przy "realnych punktach na mecz" na poziomie 1,53. Po odliczeniu punktów zdobytych z Andorą i z San Marino - wygląda to znacznie mniej optymistycznie: 1,53 "spodziewanego punktu" i zaledwie 1 "realny punkt" na mecz. Co ciekawe, za kadencji trenera Brzęczka "oczekiwana" średnia punktowa wynosiła właśnie 1 na mecz - gdy "realnych punktów na mecz" zdobywaliśmy aż 1,71. A pamiętajmy, że wśród naszych rywali nie było wówczas słabeuszy - może poza Łotwą (2 mecze, na dziś 136 miejsce w rankingu FIFA), która jest jednak wciąż lepszą reprezentacją niż Andora (153 miejsce), nie mówiąc o San Marino (ostatnie, 210 miejsce). Po odliczeniu meczów z Łotwą - otrzymamy jednak 0,86 "spodziewanego" i 1,59 "faktycznego" punktu na mecz. Podsumowując: po odliczeniu meczów ze "słabeuszami" #PrawdaLiczb zdaje się sugerować, że pragmatyczne podejście Brzęczka dawało lepsze efekty "realne", ale dużo gorsze "spodziewane" - co podpowiada, że mimo nie w pełni zadowalających rezultatów "Polska Sousy" jest projektem znacznie bardziej rozwojowym niż ten firmowany nazwiskiem poprzednika.

6. Wszystko to przekłada się na jasny wniosek: problemem nie jest taktyka Sousy, nie są nim również jego personalne decyzje (nawet, jeśli te w meczu z Węgrami były mocno kontrowersyjne). Problemem są przede wszystkim "piłkarskie akty sabotażu" poszczególnych zawodników przywdziewających biało-czerwone barwy, zwłaszcza w defensywie. Głupie czerwone kartki. Bezsensowne faule powodujące rzuty karne i rzuty wolne w niebezpiecznych rejonach. Nieporadność w obronie przy SFG przeciwnika. Odpuszczanie krycia w kluczowych momentach. Juniorskie łamanie linii spalonego. Karygodne straty pod naszą bramką. Na 20 bramek straconych za kadencji Sousy - więcej niż połowa jest wynikiem indywidualnych błędów w obronie, popełnionych przez jednego lub więcej z naszych zawodników. Jeśli dodamy do tego rażącą czasem nieskuteczność w polu karnym drużyny przeciwnej, możemy zrozumieć czemu Portugalczyk jakby mocniej posiwiał po tym roku za sterem naszej kadry...

7. Wróćmy jednak do statystyk meczowych. Jeśli szukalibyśmy powodów do optymizmu - znakomicie funkcjonował w tym meczu nasz pressing na połowie rywala. Odzyskaliśmy w nim aż 30 (!) piłek na połowie przeciwnika, co stanowi najlepszy wynik w ostatnich 50 spotkaniach kadry (+/- 5 lat!). Jakby tego było mało, drugi najlepszy wynik pod tym względem wynosił 19 (również w meczu z Węgrami, tyle że u nich), a nasza średnia z podanego okresu to zaledwie 10 - trzykrotnie mniej! Oczywiście - chochlą dziegciu jest tutaj fakt, że nie umieliśmy zrobić z tego użytku, bo dyspozycja naszych zawodników ofensywnych z "podstawy" (poza Świderskim) wołała o pomstę do nieba. Niemniej jestem przekonany, że z dobrze dysponowanym wysuniętym napastnikiem na placu gry, przy takiej liczbie przechwytów na połowie rywala schodzilibyśmy do szatni prowadząc przynajmniej dwoma bramkami. Niestety - Piątek nie dojechał, a Milik nie dojechał jeszcze bardziej. I choć Świderski robił co mógł - jeśli dołożymy do tego grające "pod kreską" wahadła - choć była broń to nie było dostatecznej liczby strzelców żeby zrobić przeciwnikom krzywdę.

8. Poniekąd w potwierdzeniu tez postawionych w dwóch punktach powyżej - stworzyliśmy w tym spotkaniu 6 "relatywnie klarownych" sytuacji bramkowych, co stanowi siódmy najlepszy wynik w ostatnich 2 latach, jeśli odliczymy mecze z Andorą i San Marino. Wykorzystaliśmy jednak tylko 1 z nich, co daje zaledwie 17% skuteczności. To z kolei stanowi drugi najgorszy wynik w tym aspekcie za kadencji Sousy, piąty najgorszy w ostatnich dwóch latach (25 spotkań) i ex-aequo czternasty najgorszy rezultat w ostatnich 50 meczach.

9. W meczu z Węgrami zanotowaliśmy 14 otwierających podań, co stanowi trzecią najwyższą liczbę za kadencji trenera Sousy i czwartą najwyższą liczbę w ostatnich 50 spotkaniach! Niestety, do celu dotarło tylko 5 z nich - i choć nie daje to olśniewającego odsetka skuteczności, to i tak jest to największa liczba "dostarczonych" otwierających podań za kadencji Sousy (po odliczeniu spotkań z San Marino i Andorą) i trzecia największa w ostatnich 50 spotkaniach (po odliczeniu meczów z w/w "słabeuszami" oraz z niewiele lepszymi Litwą i Łotwą). Kolejne "światełko w tunelu"? Dla mnie - jak najbardziej.

10. Na naszych 20 prób dośrodkowań z gry, do celu dotarły zaledwie 3, co daje mało chwalebne 15% celności. Stanowi to drugi najgorszy wynik za kadencji obecnego szkoleniowca, i dziewiąty najgorszy w ostatnich 50 spotkaniach - przy jedenastej najwyższej liczbie prób. Jeśli drzwi do bramki Węgrów znajdowały się na zagraniach ze skrzydeł - nie potrafiliśmy niestety trafić kluczem w zamek...

11. Stoczyliśmy przeciw Węgrom aż 204 pojedynki ogółem (56% wygranych, średnia = 146 / 52%), co stanowi najwyższą liczbę w ostatnich 50 spotkaniach reprezentacji. Było wśród nich aż 112 pojedynków w ataku (54% wygranych, średnia = 71 / 46%) - co jest naszą drugą najwyższą liczbą w podanym okresie. Podjęliśmy aż 50 prób dryblingu, na 68% skuteczności (najwięcej w ostatnich 50 meczach, średnia = 21 / 57%). Wszystko to wskazuje, że - jak już pisałem powyżej - nie było tak źle, jak mogłoby się wydawać. Pogrzebała nas nieskuteczność bądź niekonkretność pod bramką rywali. Pogrzebały nas indywidualne błędy i niedyspozycje. Być może pogrzebały nas również decyzje personalne trenera - ale nie do końca, bo tak czy owak z zespołowych "liczb" jasno wynika, że "na logikę" nawet w tym zestawieniu nie powinniśmy tego meczu przegrać.

Tyle na tę chwilę - ale do meczu #POLHUN wrócimy na Prawdzie Futbolu na dniach, za sprawą analizy indywidualnej #PrawdyLiczb dla poszczególnych Biało-Czerwonych. Do przeczytania!

MARCIN MATUSZEWSKI