Subskrybuj
Ligi Zagraniczne

Anglicy wydają krocie, Hiszpanie zaciskają pasa

2020-10-16

fot. La Liga

Z niepewnością w letnie okienko transferowe wchodzili nie tylko kibice, ale i piłkarscy działacze w całej Europie. Tak naprawdę do tej pory nie można w pełni zdefiniować skutków pandemii koronawirusa dla budżetów klubów. Widać to po mniejszych wydatkach drużyn z europejskiego TOP5. Z tej diagnozy wyłamuje się jedynie Premier League, której kluby ponownie wydały blisko 1,5 miliarda euro. Czy straty spowodowane przerwą w rozgrywkach pozwolą Wyspiarzom uciec La Lidze i reszcie stawki?

Dodatni bilans Hiszpanów

Tak olbrzymia kwota wydana przez kluby brytyjskie nie może dziwić. Gigantyczne przychody, chociażby z samych praw telewizyjnych, już od lat pozwalają im działać na rynku transferowym z pewnym handicapem. Czy można postawić tezę, że ekipy z Premier League nie odczuły skutków pandemii? Z całą pewnością nie, ale mimo to wyrobiły swoją normę. Według portalu Transfermarkt, łączne wydały 1,4 miliarda euro. To zdecydowanie najwięcej ze wszystkich lig na świecie. Największa w tym zasługa londyńskiej Chelsea, która przez ostatnie lata nie szalała na rynku transferowym. Sam kwartet Havertz-Werner-Chiwell-Ziyech pochłonął ponad 220 milionów euro.

Na powyższej grafice widać sporą dysproporcje między Premier League a resztą stawki lecz, aby ocenić jakiekolwiek skutki pandemii dla europejskich lig, należy porównać wydatki z tego roku do poprzednich okienek.

 

Oczywiście w każdym z przeanalizowanych przez nas roku, królowała Premier League, której kluby w oknach w sezonie 2017/18 wydawały nawet ponad 2 miliardy euro. Bilanse w poprzednich latach pokazują jednak różnicę bieżącego roku z trzema sezonami wstecz. Drużyny z La Ligi oraz Serie A zwykle przekraczały miliard euro.

Włosi w ostatnim okienku również wydali sporo. A przynajmniej zdecydowanie więcej od Hiszpanów, z którymi ich przed chwilą zestawialiśmy. ~750 mln euro do 400 mln euro. To dość spora różnica – można rzec – jednej Bundesligi (wydane 320 mln euro). Niemcy, podobnie jak zespoły z Półwyspu Iberyjskiego, również wydały znacznie mniej niż w poprzednich latach, lecz powody były zgoła inne. Oczywiście na razie porównujemy wydatki jedynie z jednego, letniego okienka, lecz nawet wyjątkowo gwałtowna zima nie zredukuje takiej dysproporcji. Tym bardziej, że po przedłużeniu międzysezonowego okresu transferowego.

Niższe wydatki u gigantów odbiły się również na Ligue 1, która często „produkuje” przyszłe gwiazdy na sprzedaż. W sezonach 19/20 i 18/19 Francuzi inkasowali blisko miliard euro za swoich graczy. Latem 2020 roku jest to jedynie ~370 mln euro.

Zmiana hegemona

Kluby La Ligi wydały najmniej pieniędzy od 2014 roku i po raz pierwszy od kilku lat wyszły „na plus” – suma wpływów przewyższyła sumę wydatków. Udało im się to jako jedynym. Cykl dominacji futbolu hiszpańskiego dawno się skończył, a ostatnio doszło do historycznej chwili – po raz pierwszy od 13 lat, w półfinale Ligi Mistrzów nie oglądaliśmy żadnej drużyny z kraju z Półwyspu Iberyjskiego. Natomiast ostatnie finały europejskich pucharów to obecność Liverpoolu, Arsenalu, Chelsea czy Manchesteru United. Honor Hiszpanów uratowała ostatnio jedynie Sewilla. Czy tak duża dysproporcja finansowa między ligami może spowodować dominacje Premier League na dłużej?

„Patrząc na rozwój obu lig kwestią czasu było wyjście Anglików na prowadzenie. Nawet bez pandemii. Nie można mówić o gigantycznej różnicy, ale moim zdaniem Premier League jest w tym momencie od La Ligi silniejsza” – mówi nam Tomasz Ćwiąkała, komentator i ekspert Canal+.

Szansa dla młodych

„Javier Tebas na samym początku pandemii mówił, że hiszpańskie kluby będą musiały wrócić do podstaw – odzyskać piłkarzy wypożyczonych i postawić na wychowanków. Gdyby La Liga znajdowała się w takim momencie, że te akademie kiepsko funkcjonują to mógłby się zacząć dramat. Natomiast patrząc ile te drużyny zarabiają na poszczególnych piłkarzach, ilu zawodników jest budowanych, na odmłodzoną reprezentacje Hiszpanii, wydaję mi się, że nie dojdzie do jakiejś zapaści Primera Division. Produkcja piłkarzy to już nie tylko FC Barcelona i Real Madryt” – kontynuuje dziennikarz.

Latem kluby z La Ligi wyróżniały się głównie sprzedażą swoich graczy. Wykluczając „kreatywną księgowość”, czyli wymianę Arthura na Pjanicia, aż siedmiu z dziesięciu najdroższych piłkarzy to gracze odchodzący z Hiszpanii. Co ciekawe, aż sześciu z nich trafiło do Premier League.

„Trzeba będzie działać rozsądniej, ale te kluby to potrafią - wykluczając przykłady jak Barcelona czy ostatnio Valencia. Teraz wychodzą informacje, że Barca będzie nalegała, aby piłkarze obniżyli swoje pensje o 30%. To najwięcej mówi na temat kryzysu. Także fakt, że Atletico otrzymując 50 milionów euro za Thomasa Parteya nie może od razu wykorzystać tej kwoty tylko drobny z niej procent. Dzisiaj, dzięki pandemii, widać kto dobrze działał i mądrze gospodarował swoimi środkami. Mam tu na myśli Sevillę przede wszystkim” – analizuje dla nas Ćwiąkała.

Zwycięzcy Ligi Europy wydając stosunkowo niewielką kwotę (65 milionów euro) dokonali rozsądnych wzmocnień na newralgiczne pozycje. „Przeszczepem mózgu” można nazwać wymianę Evera Banegi na Ivana Rakiticia. Formacje ofensywne wzmocniła rewelacja ostatniego sezonu La Ligi, czyli Oscar Rodriguez, który w barwach Leganes zdobył dziewięć bramek. 22-latek ma już nawet za sobą debiut w reprezentacji Luisa Enrique.

„Sevilla jest teraz dla mnie klubem najbardziej zdrowo zarządzanym, bo Real Madryt również ma solidne zaplecze w postaci młodych zawodników, ale tam ręce wiąże budowa nowego Santiago Bernabeu. Za co, przez niektórych, Florentino Perez jest krytykowany. Jednak moim zdaniem Królewscy szykują się do skoku na Kyliana Mbappe. Natomiast jeśli chodzi o Barcelonę – najważniejsze mogą okazać się wybory prezydencie. Kandydaci nie tylko będą rzucać nazwiskami typu „Xavi”, ale kluczem będzie to kto zaproponuje lepszy projekt. Taki, który pozwoli lepiej wykorzystywać La Masię itd. Dla mnie plusem w tej całej sytuacji jest to, że w piłce hiszpańskiej będziemy poznawać coraz więcej nazwisk. Już teraz w kadrze prawie każdej z drużyn La Liga jest co najmniej jeden wyróżniający się zawodnik, który mógłby pójść wyżej, dlatego te kluby przetrwają” – kończy nasz gość.

Być może ekipom z La Liga, po delikatnym regresie, przyda się swoiste „katharsis”, aby powrócić do korzeni. Szkolenie w Hiszpanii stoi na najwyższym światowym poziomie, co pokazały ubiegłoroczne mistrzostwa Europy U21, ale także te z 2017 roku rozgrywane w Polsce. Zmiana pokoleniowa w narodowej kadrze pozytywnie wpłynie także na ojczyste kluby.

FILIP MODRZEJEWSKI