Subskrybuj
Prawda Szkolenia

Bartkowe przemyślenia na temat polskiego szkolenia. Odcinek 1.

2022-03-14

"Słaba liga, słaba kadra, słabi szkolenie, słabi trenerzy, wszystko słabe..." takie komentarze często czytamy w mediach społecznościowych, ale czy tak naprawdę jest? Postanowiłem podzielić się moimi spostrzeżeniami. 

Jaki jest efekt finalny szkolenia w Polsce widzimy każdego dnia. Ekstraklasa zdominowana przez emerytów z Chorwacji, czy Słowacji i gdyby nie przepis o młodzieżowcu i finansowa nagroda z tym związana to możliwe, że czasami nie oglądalibyśmy młodych Polaków w ogóle.

Ale o co chodzi? Dlaczego?

Polscy trenerzy jeżdżą po świecie, uczą się od najlepszych, korzystają z wielu nowinek i według mnie, na pierwszy rzut oka nie różną się niczym od trenerów młodzieży z największych akademii na świecie. Więc kwestie szkoleniowe odrzucam.

Idźmy dalej i zwróćmy uwagę na narybek, czyli dzieci, które trafiają do klubu stawiać swoje pierwsze kroki. I znowu, są to takie same dzieci jak w innych częściach świata. Mają dwie nogi, dwie ręce i super charaktery i otwarte głowy. I tutaj stop. Głowa i to nie w kontekście gry nią, a myślenia i rozwijania tego myślenia jest problemem. Oczywiście to moja opinia i opiszę to poniżej.

Dziecko w wieku 5 lat trafia na pierwszy trening. Zabawy ruchowe, poznawanie piłki, nauka pracy w zespole, rozwijanie pasji. Ale w wieku 6 lat zaczyna swoje pierwsze mecze... i tutaj 95% dzieci powinno kończyć swoją przygodę z futbolem z powodu rodziców. Polak ma to do siebie, że jest ekspertem w każdej dziedzinie, wojny, szczepionek, a już na pewno sportu, bo przecież kto nie kopał piłki w a lub b klasie, a już nie daj Boże zagrał w 3 lidze. Super, szacunek. Ale to historia.

W pewnym polskim filmie była piękna scena gdy trener mówi do dzieci na wsi, że "u niego się zapier** tak, że nigdzie indziej się tak nie zapier**, i że noga zmęczona i noga świeża to całkiem dwie inne nogi, a piłka ma się słuchać zmęczonej nogi, więc na start 100 okrążeń wokoło boiska." Oczywiście to komedia, ale tak kojarzą mi się treningi z dawnych lat.

Sam pamiętam gdy w trampkarzach Miedzi Legnica zdarzało nam się cały trening biegać po wałach, albo schodach nie dotykając piłki cały trening. Ale takie były metody. Dzięki temu byliśmy szybsi i silniejsi od rówieśników z okolicznych klubów, a ligę kończyliśmy stosunkiem bramek około 250-5. Wielkie wygrane, ale z dzisiejszej perspektywy wiem, że to nie miało sensu. A wręcz cofało nas w rozwoju. Ratowało nas to, że wszyscy byliśmy uczniami piłkarskiej szkoły, gdzie dodatkowo szkoliliśmy elementy techniczne. Bez tego byłby dramat. Ale koniec historii z życia.

Zmierzam do tego, że trenerzy kiedyś i dziś, czy chcą czy nie muszą tworzyć drużyny na wyniki. Załóżmy, że trener drużyny "zielonych" stawia tylko na technikę, to wpada drużyna "czerwona" trenera, który nastawiony jest tylko na strzelanie goli po przez tzw. lagę na napastnika i nagle mimo świetnej i widowiskowej gry "zielonych" mecz kończy się wygraną silnych "czerwonych". Tak, wiem, że powiesz "to trener powinien prowadzić zajęcia tak, aby wszystkiego było po trochę" To tak nie działa. W małych klubach pierwszego kontaktu trenuje się 2, góra 3 razy w tygodniu i zawsze będzie coś, kosztem czegoś. Ale ok. To rodzic decyduje o tym, gdzie trafia dziecko. Czy pośle je do trenera fana Barcelony, czy fana Manchesteru. Problem zaczyna się, gdy te decyzje są zmieniane i w rodzicu uruchamia się syndrom znawcy futbolu (ps. są tacy którzy się znają… ale to mały procent), który psuje nam młodego sportowca na lata. 

Przysłowiowy Jasiu zaczyna grę w technicznej drużynie "zielonych" po kilku miesiącach okazuje się, że mimo świetnych treningów drużyna przegrywa, trener nie krzyczy na dzieci, jest miło i rodzinnie. W drużynie wyłaniają się liderzy. Dajmy na to lider Stefan. Tata Stefana chodzi i sugeruje trenerowi co powinien zmienić, podburza innych rodziców, działa prawo stada. Rodzice się skarżą i świetny trener "zielonych" zostaje zwolniony przez prezesa, który liczy składki. To jeden scenariusz.

Drugi: Rodzic Stefana po serii złych wyników przepisuje syna do drużyny "czerwonych", tam z miejsca jest liderem, szczególnie technicznym, bo drużyna nie miała nacisku na te elementy. Tato i Stefan są zadowoleni, przeciągają na swoją stronę kolejnych rodziców. Ale wierna grupa trenera "zielonych" nadal trenuje, przegrywa, ale z czasem wyniki się poprawiają. Aż po 2 latach spotyka się w lidze z drużyną "czerwonych", a w niej Stefan. Koniec meczu i wynik 5-0 dla "zielonych" Jak to możliwe dziwi się rodzic Stefana. Nie, to nic dziwnego, to efekt cierpliwej i sumiennej pracy.

A teraz Stefan płacze, frustruje się. Możliwe, że znowu zmieni otoczenia na takie, w którym będzie wygrywał. Mamy wtedy koniec piłkarza i to na samym Jego początku. Nie jest tu winne ani szkolenie, ani trener. Wygrywanie jest w rozwoju zarówno najważniejsze pozytywnie, jak i jest największym problemem, który zabija szkolenie. Winny jest rodzic. Rodzic, który chce najlepiej dla swojego dzieci, wszystko co robi jest uwarunkowane tylko chęcią pomocy swojemu dziecku. Ale często to nie pomoc, a upośledzanie. Ze zwykłego braku specjalistycznej wiedzy, która ciągle przyśpiesza. 

Co jest potrzebne dziecku do rozwoju? Trening? Tak, ale też zajęcia ogólnorozwojowe, gra w koszykówkę, ręczną, jazda rowerem, pływanie itd. A kiedy to wszystko robi się przyjemnie? Gdy ma się ze sobą paczkę przyjaciół i czuje się dobrze w danym środowisku. Bez presji wymagań, wyników itd. Oczywiście trener ma stawiać cele do realizowania i dawać bodźce do jak najlepszego i szybkiego rozwoju, ale nie może tego wyznacznikiem być wynik. Dając auto do mechanika nie zaglądasz naprawiającemu w śrubki, tak samo powinieneś zaufać trenerowi. Proces szkolenia to miesiące i lata, a nie 3 przegrane mecze z rzędu.

Ogólnie uważam, że wszelkie rozgrywki ligowe do 13 roku życia powinny być pozbawione wyników, tabel, mało tego grał bym na małe bramki np. 3x3, 4x4, a bramkarzom, aby nie byli stratni na boisku obok organizował bym "bitwy" bramkarskie. Większa intensywność, brak sytuacji, że jedno dziecko gra dłużej, a inne krócej, a zawodnicy mają w nogach tyle futbolu, ile po 5 normalnych meczach po 7 czy 9 zawodników. 

Podsumowując. Uważam, że POLSKA ma świetnych trenerów, świetną młodzież piłkarską, a problem tkwi w rodzicach, działaczach (którzy w taki sam sposób jak rodzice wymagają wyników) oraz agentach nastawionych wyłącznie na zysk i to od dziecka, zarzucając sieci na rodziców coraz to młodszych zawodników. Dorzucę do tego ekspertów telewizyjnych/piłkarskich po wyrokach korupcyjnych lub pijackich ekscesach i mamy piękny obraz polskiej piłki. 

Zaufajmy naszym fachowcom, trenerom, najlepiej z nowego pokolenia, młodym, pełnym energii i super pomysłów, tylko wtedy może się coś zmienić. Legendy muszą mieć swoje miejsce w rozwoju futbolu, ale nie na miejscu kierowcy. Formuła 1 z roku 1990 nie dogoni Formuły 1 z roku 2022. Są wyjątki, tak, ale nieliczne. 

Dziś opisałem problemy związane z początkami szkolenia, ale sytuacja wygląda identycznie wśród juniorów. Wynik, tabele, mistrzostwa.. bleeeh. Pamiętam jak moja drużyna grała w mistrzostwach polski juniorów młodszych. Doszło do tego, że w meczu z Lechem Poznań, niektórzy wymiotowali w szatni z przemęczenia i stresu... taki to radosny futbol. Fakt, z tamtejszego Lecha wybili się tacy piłkarze jak Bereszyński, Łągiewka czy Kamiński, ale Lech jest wyjątkowy w produkcji i promocji talentów, do którego nikt jeszcze się nie zbliżył. Bezwarunkowo futbol ma sprawiać radość. 

Młody piłkarzu i rodzicu:
- ufajcie trenerowi - proces szkolenia trwa wiele lat
- trenujcie nie tylko na boisku piłkarskim, ale też wszystkie inne sporty
- nie słuchajcie obietnic trenerów/agentów, że z ich klubu trafisz do zawodowej piłki - tam trafi tylko mały procent i nie ma na to złotego środka
- bądźcie sumienni
- nigdy nie podważajcie metod i zasad trenera, ani Jego osoby - nigdy
- trzymajcie się z daleka od układów
- futbol ewoluuje i przyśpiesza - nie patrz na to co było kiedyś
- szanuj kolegów z drużyny, tylko razem możecie coś osiągnąć

Wypełniając te wszystkie zasady pozwolisz trenerom pracować. Bez presji wyniku. Bez ciśnienia. W przyjaznych warunkach, tak, takie warunki ma mieć piłkarz, ale też i trener. A wszystko inne wystrzeli natychmiastowo w powietrze i efekty będą spektakularne, a przynajmniej dobre. Ale tak.. to wymaga zmiany całego systemu i mentalności. To nie znaczy, że nie trzeba o tym mówić i dlatego popełniłem ten felieton.

Mówmy o patologiach. Głośno. Z nazwiskami. Bez litości. Tylko tak możemy coś zmienić. 




BARTOSZ LISOWSKI