Subskrybuj
Europejskie Puchary

Bayern? Tyle o ile... „Reprezentatywka”? Serce...

2021-11-23

To jeden z najtrudniejszych tekstów, jakie pisałem w ostatnich latach. „Kocham Roberta Lewandowskiego” - usłyszałem od Jana Grzegorczyka. Mam podobne uczucie. Pamiętam, jak kilka miesięcy temu zaparkowaliśmy obok apartamentu Mamy „Lewego” przy Ogrodzie Łazienkowskim, i moja żona Kasia, powiedział: „Wiesz, Mama Roberta może być duma. To coś niesamowitego: Polak jest najlepszym piłkarzem świata. Nie Argentyńczyk, Brazylijczyk, czy Portugalczyk, a właśnie Polak”. Wryło mi się to w pamięć. Ten klimat rozmowy, to słońce zbliżające się do horyzontu. Ten mój Roman Junior, który wychodził do parku w koszulce z numerem 9 i napisem na plecach: „Lewandowski”. I „starballem” Adidasa, symbolem Ligi Mistrzów, który trzymał w rękach…

Jestem pewny, że teraz „Lewy” jeszcze bardziej ograniczy występy w polskich mediach. Zawsze był trochę za szybą. Kilka razy udało mi się przełamać tę „taflę szkła”, czy w „Kulisach Sportu” Polsatu Sport, czy na „Prawdzie Futbolu”... Teraz będzie jeszcze bardziej nieufny, szczególnie, że faszerowany jest przekazem, który dyktują PR-owcy. Czego przykładem kuriozalne oświadczenie, które ukazało się na „Łączy nas piłka”. Z tego „koszmarka” warto podkreślić tylko jedno stwierdzenie: „Nigdy nie odmówiłem gry w reprezentacji i tak długo jak zdrowie na to pozwoli, nigdy tego nie zrobię”. W pierwszej części jest nieprawdziwe – tak do końca. Bo może nie odmówił gry z Węgrami, ale na pewno się z tej gry wypisał. Tak jak wcześniej wypisał się choćby ze spotkania Ligi Narodów z Portugalią w Guimaraes, które decydowało o rozstawieniu przed losowaniem eliminacji EURO. Wypisywał się też z kilku meczów towarzyskich. Teraz jednak deklaracja jest jasna: „Nigdy tego nie zrobię”.

Jaka jest prawda o tych dramatycznych dniach w życiu Roberta? Złych wyborach, których dokonał. Że nikt Go nie przestrzegł? Z jego otoczenia? Że nie zapaliła się „czerwona lampkla” przede wszystkim Paulo Sousie? Pytam Janka Grzegorczyka: dużo bardziej ta sprawa szkodzi „Lewemu” niż konflikt z Cezarym Kucharskim? „O cały kosmos” – mówi obserwator z boku. Z Jankiem śledzimy „Lewego” w Bayernie. I interesuje nas to. Tyle o ile. Liczy się tak naprawdę „Reprezentatywka”, jak drużynę narodową określał świętej pamięci Andrzej Gowarzewski. Tam nasze serce.

„Dużo rzeczy zostało powiedzianych... Nie do końca prawdziwych... Mogę potwierdzić, że przed zgrupowaniem było ustalone, że w przypadku wygranej z Andorą i zakwalifikowania się do play-off'ów, nie będę brany pod uwagę przy drugim meczu. Tak wygląda sytuacja. Inne rzeczy, które wokół tego się dzieją... Dużo też bzdurnych rzeczy. Czy jakaś sesja dodatkowa? Nie było jakiejś ekstra sesji dla France Football. I tutaj wiele rzeczy zostało wyjaśnionych i tutaj nie ma, co dalej się nad tym głowić. Z drugiej strony, jeśli mam czas wolny, to mogę robić te rzeczy, które mogę robić” – mówił przed mikrofonem Viaplay Robert Lewandowski. Czy kadra wiedziała, jakie są zasady awansu do baraży? – pada pytanie Mateusza Borka  „Na ten temat nie ma co dalej rozciągać” - słyszymy z ust Roberta. Zapewne chciał powiedzieć: „Tego tematu nie ma, co dalej roztrząsać”. I dalej też się mylił, co świadczyło, że był niesamowicie zdenerwowany. Mianowicie „Lewy” wypalił: „W meczu z Austrią…”. Rzecz jasna po sekundzie się poprawił: „Mecz z Węgrami przegraliśmy i tutaj jest najcięższy punkt: dlaczego nie padł przynajmniej remis. I tutaj trzeba się zastanowić – jak to zrobić, aby w barażach grać dalej. Pamiętajmy, że są dwa mecze. Że przy odrobinie szczęście w losowaniu, będziemy w stanie zagrać w finale. I zobaczymy, co się stanie. I możemy się skupić na tym”. Tak… „Mądry Polak po szkodzie... Jakbyśmy wiedzieli, jak się to potoczy, to decyzje mogłyby być inne. Teraz nie ma co gdybać. Jest już za późno. Jakbym przewidział, co się stanie, to byłbym dostępny i z chęcią bym zagrał” – w końcu słyszymy z ust kapitana Biało-Czerwonych, który zabrał głos po meczu Augsburg – Bayern, choć głównie pytany był o Polska – Węgry i nieobecność w spotkaniu kwalifikacji Mundialu. Mój Przyjaciel, pisarz, Jan Grzegorczyk tak to skomentował: „Lecz i niech tę prawdę sobie dziś dokupi, że zarówno przed szkodą, jak po szkodzie głupi – Kochanowski”. I dodał: „Jak wyjść z tego bagna?”.

Człowiek doskonale zorientowany w realiach kadry, przekonuje mnie: „Lewy powinien ich wszystkich zaprosić na początek marcowego zgrupowania. I to zaprosić sam. Powiedzieć: Panowie, to ja dziś stawiam i pogadamy od serce”. Gdy dziwię się, to tłumaczy: „Powinien wszystkich kadrowiczów zaprosić na kolację. I to taką naprawdę przełamująca bariery”. Gdy protestuję, mówię, że przecież nie będzie czasu, że spotkają się w poniedziałek, a w czwartek już półfinał play-off, mówi: „Tutaj trzeba po pierwsze porozmawiać, jak Polak z Polakiem. Treningi to jedno, taktyka, przygotowania, ale tutaj chodzi o wzajemne relacje. A te ostatnim zgrupowaniem zostały kompletnie zaburzone”.

Odprawa przed meczem Polska – Węgry w Hilton Double Tree. Paulo Sousa – a ton jego głosu brzmi donośnie! - mówi: „Chłopcy, podsumowując - to ważny dzień i ważny mecz dla nas wszystkich. WAŻNY MECZ! Wiele czynników będzie miało dziś miejsce, wiele. Po pierwsze musimy sobie dać szansę, aby w play-off zagrać pierwszy mecz u siebie - w domu. To FUNDAMENTALNE. Jesteśmy skoncentrowani na Katarze, a jesteśmy skoncentrowani, to upewnijmy się, (...) że tak dziś się stanie. I coś jeszcze chłopcy - nigdy nie przegraliśmy u siebie. Musimy być dziś tego bardziej pewni siebie, niż kiedykolwiek wcześniej, że każdy mecz u siebie jest bezpieczny. Nikt, nikt nie może przyjechać tutaj i nas pobić! Upewnimy się, bądźmy pewni tego, że jesteśmy proaktywni, w zwycięskiej mentalności...”. 

Problem jest taki, że... Roberta Lewandowskiego nie ma na tej odprawie. „Z drugiej strony, jeśli mam czas wolny, to mogę robić te rzeczy, które mogę robić” - usłyszeliśmy. Czas wolny w czasie kwalifikacji Mundialu? Kapitana? Lidera? Człowieka, który chce góry przenosić? To się nie klei… Nie skleiło. To trzeba poskładać. To musi zrobić sam Lewandowski – z kolegami…

________________________________________________

tekst ukazał się również w nr 47 tygodnika PiłkaNożna

 

Roman Kołtoń