Subskrybuj
Europejskie Puchary

Cholismo potrzebuje takich wieczorów! Analiza Atletico-Liverpool

2020-02-20

Coraje y Corazón – ta hiszpańska maksyma idealnie oddaje "Cholismo". „Odwaga i serce”, bo tak możemy ją przełożyć na język polski, cechuje podopiecznych Simeone już od 8 lat. Kibice na Wanda Metropolitano, chyba po raz pierwszy w tym sezonie, z dumą mogli obserwować poczynania swoich podopiecznych. Każdy fan piłki nożnej uwielbia grę ofensywną, ale nie sposób nie zachwycać się sposobem gry Atleti we wtorkowy wieczór. Rojiblancos pokazali, że Cholismo żyje, a Diego Simeone z bronienia uczynił sztukę, choć bardzo pomógł mu w tym szybko zdobyty gol.

Dwie identyczne połowy

Bramka Saula w czwartej minucie pozwoliła Los Colchoneros robić to co potrafią najlepiej – bronić się w niskim bloku defensywnym. Liverpool przez cały mecz nie był w stanie znaleźć rozwiązania by złamać kompaktową grę w 4-4-2. The Reds po raz drugi za kadencji Jurgena Kloppa nie zdołali oddać celnego strzału na bramkę rywala! Obie połowy były do siebie podobne i nawet rychłe zmiany byłego szkoleniowca Borussii Dortmund nie wpłynęły na obraz gry. Atletico Madryt w domowych meczach o dużą stawkę rozpoczyna zwykle bardzo intensywnie, aby jak najszybciej zdobyć pierwszą bramkę. Plan powiódł się w stu procentach, a zdobyty gol w znaczący sposób ustawił resztę pojedynku – na warunkach Atletico. Warto pochylić się nad, jak się później okazało, jedynym trafieniem. Gospodarze zdołali znaleźć drogę do bramki, mimo znacznej przewagi liczebnej rywala. Mała liczba graczy w czerwono-białych strojach to jednak nie mała chęć do zdobycia bramki, a strach i zabezpieczenie przed ewentualną kontrą, co możemy zaobserwować przed szesnastką.

 

Asymetryczność ustawienia Liverpoolu

Ekipa z Anfield zaczęła w swoim tradycyjnym ustawieniu 4-3-3. Ich plan ataku był jednak nieco asymetryczny - gracze bliżej prawej flanki mieli tendencję do przesuwania się z pozycji wyjściowych bardziej agresywnie niż ci po lewej. Najlepiej widać to po skrajnych obrońcach. Trent Alexander-Arnold w tym spotkaniu grał w zasadzie prawego napastnika, a jego miejsce przy rozegraniu piłki zajmował jeden ze środkowych pomocników lub wyżej podchodził Gomez. Jordan Henderson również stosunkowo często atakował prawą półprzestrzeń. Z drugiej strony Georginio Wijnaldum i Andrew Robertson nadal mieli swobodę poruszania się do przodu, ale zwykle zaczynali nieco głębiej, aby stamtąd napędzić akcje. 

Przed chwilą wspomniałem o kapitanie the Reds penetrującym półprzestrzeń między Lodim a Felipe. Najważniejsza w jej neutralizacji była jednak współpraca skrajnych graczy, czyli w przypadku pierwszej połowy Lemara i Lodiego, a w drugich 45 minutach Koke z Brazylijczykiem. Anglik czekał, żeby do Alexandra-Arnolda ruszył 21 latek zamiast Francuza przez co tworzyłaby się przestrzeń dla pomocnika Liverpoolu. Skrajny defensor gości przez atak rywali był zmuszony zagrać z pierwszej piłki przez co bardzo minimalizował szansę na dokładne dogranie. Warto spojrzeć również na zachowanie Saula. Większość nakazałaby pilnować Hendersona do samego końca, lecz Hiszpan w takich momentach przemieszczał się przestrzeń złotej strefy, aby absorbować serce pola karnego w momencie powodzenia akcji w bocznym sektorze.

Henderson z półprzestrzeni mógł skorzystać tylko przy szybkim transporcie piłki do Trenta Alexandra-Arnolda, gdyż przy niskim tempie rozegrania akcji, Atletico szybko tworzyło przewagę liczebną również w bocznym sektorze. W takiej sytuacji bardzo trudno zawiązać skuteczną akcje. Jest to jedna z przyczyn aż 36(!) strat posiadania piłki 21 latka, co jest najwyższym wynikiem w tym sezonie Champions League. 

 

Neutralizacja atutów

Szybko stracony gol zmusił gości do gry w ataku pozycyjnym. Nie jest to zgodne ze sposobem gry the Reds, którzy preferują kontry lub atak szybki konstruując akcje małą liczbą podań. Oczywiście już w Premier League rywale wicemistrzów Anglii ustawiają się bardzo nisko zmuszając ich do takiej gry, lecz podopieczni Jurgena Kloppa radzą sobie z tym nieźle dzięki szybkim zmianą stron. W tym meczu było to niemożliwe. Dość powiedzieć, że tylko 5 z 31 krosów trafiło do adresata. Grafika po lewej obrazuje skomasowanie graczy na jednej stronie boiska, aby wykreować luki w ustawieniu w przypadku przerzutu. Błyskawiczna zmiana ciężaru gry nie była możliwa z powodu liczebności i ataku gospodarzy, więc akcje trzeba było przegrać przez niżej ustawionych graczy. To był sygnał dla przednich formacji Atletico, którzy w momencie wycofania futbolówki momentalnie przesuwali się nie tylko bliżej drugiej strony boiska, ale i doskakiwali do ostatniego rywala z futbolówką burząc spokój w rozegraniu. 

Jeśli przeanalizujemy sytuacje stwarzane przez Liverpool (lub po prostu zdobyte bramki) pod wodzą Kloppa, zauważymy, że geneza akcji oraz pierwsze podanie bardzo często jest dłuższe, w celu zdobycia terenu. W przypadku możliwości kontry ze strony the Reds następował natychmiastowy doskok w celu neutralizacji. Dość powiedzieć, że taka siła, moc w wykonaniu ekipy z Anfield, czyli kontry okazały się w tym meczu kompletne bezużyteczne. Żadna konta, ani żaden szybki atak nie zakończył się nawet strzałem na bramkę. Gościom udało się parokrotnie odzyskać piłkę na połowie gospodarzy, lecz tylko w bocznych sektorach przez co brakowało miejsca na błyskawiczną akcje i zdobycie przestrzeni. 

Nie da się ukryć, że goście momentami zamykali Rojiblancos w hokejowym zamku. Dobrze rozmieszczenie graczy (na obu narożnikach pola karnego i Fabinho w centrum na 25 metrze) pozwalało na szybkie zebranie piłki i kontynuacji prób, które okazywały się bezskuteczne.

Myślę, że należy się również słówko o sposobie i organizacji ataku Atletico. Główną postacią był Koke, który przebiegł w tym meczu nieprawdopodobną liczbę kilometrów. Schodził on z prawego skrzydła do środka, aby zmniejszyć odległości do podania. W pierwszych 45 minutach grał na stronie razem z Vrsaljko, który nie podłączał się do akcji ofensywnych, ale w przerwie Lemara zmienił Marcos Llorente. Na lewą flankę przeszedł Koke, a były gracz Realu Madryt zadomowił się przed Chorwatem. Kapitan Atletico kontynuował swoje zejścia do środka tworząc przestrzeń Lodiemu. Warto pamiętać o wysokim ustawieniu Alexandra Arnolda, więc Brazylijczyk często miał sporo wolnej przestrzeni. 

 

„Nienawidzę i kocham jednocześnie”

Ostatnia noc to kolejna noc Cholismo. Było ich kilka, w Champions League, w lidze, w łatwiejszych czy trudniejszych momentach, lecz to chyba pierwszy taki wieczór na Wanda Metropolitano. Minęło wiele lat, ale to pokazuje, dlaczego ten człowiek – Cholo Simeone - jest jedyny, niezastąpiony. Trybuny zaczęły wątpić w kogoś, komu tyle zawdzięczają, a on odpowiedział w najlepszy możliwy sposób, że wciąż jest w stanie pokonać lepsze zespoły. W tym przypadku najlepszy na świecie. Zrobił to we wtorkowy wieczor, w Superpucharze przeciwko Barcelonie czy doprowadził do rzutów karnych w finale. Wszystko to z nową drużyną, krótką kadrą, pełną obrażeń i bez osobowości czy charakteru. Renan Lodi, jeden z bohaterów spotkania z Liverpoolem, mówił po meczu o swoim rozwoju z Cholo. „Momentami go nienawidzę, ale wiem, że staje się lepszym piłkarzem”. Szybki progres Brazylijczyka jest imponujący do tego stopnia, że już teraz aspiruje do bycia podstawowym lewym obrońcą swojej reprezentacji.

Faworytem w tym starciu dalej pozostaje Liverpool, który na swoim stadionie jak walec rozjeżdża kolejnych rywali. Jednak wtorkowa noc bardzo pozytywnie wpłynie na morale i pewność siebie Atleti. Taka gra kosztowała mnóstwo zdrowia, ale przede wszystkim koncentracji, gdyż wystarczy drobny błąd w kryciu, bądź ustawieniu i cały plan mógł runąć w gruzach. Cholo zrobił wszystko, aby nie stracić bramki u siebie i mu się to udało.

FILIP MODRZEJEWSKI