Subskrybuj
Europejskie Puchary

Dlaczego Lechowi w końcu się udało?

2020-10-03

fot. Przemysław Szyszka/lechpoznan.pl

Lech Poznań jako pierwszy polski klub w historii awansował do fazy grupowej Ligi Europy, zaczynając eliminacje od I rundy. Kolejorz na tym etapie europejskich pucharów ostatni raz występował pięć lat temu, a jakikolwiek polski klub – cztery lata temu. Czas posuchy był naprawdę długi, ale dlaczego udało się akurat podopiecznym Dariusza Żurawia?

Czwartkowy wieczór dla fanów piłki nad Wisłą wygenerował ambiwalentne odczucia. Po dumie i radości po spotkaniu Kolejorza, przyszło uczucie wstydu po porażce Legii Warszawa z Karabachem Agdam. Lecz nie fakt samego odpadnięcia w IV rundzie eliminacji, a styl i wynik (0:3 – red.) to hańba dla mistrza Polski. Może się trochę narażę, ale dla dobra i marki polskiej piłki zdecydowanie lepiej, że do grupy awansował TAKI Lech, a nie TAKA Legia. Do Kolejorza i trenera Żurawia można mieć tylko jedną prośbę - mimo trudnych rywali w grupie, grajcie tak dalej i nie zmieniajcie swojego stylu. Nawet jeśli oznaczałoby to szybkie pożegnanie z Europą.

Wyciąganie wniosków

Słowo „cierpliwość” działa na kibiców Kolejorza jak płachta na byka. Ale w ostatnim roku klub oraz fani zbierają tego owoce. Sparzenie się na Adamie Nawałce oraz odcięcie się od przeszłości grubą kreską było dla klubu swoistym „katharsis”, oczyszczeniem z „genu porażki”. Kluczowe było jednak wyciągnięcie z tego okresu trafnych wniosków.

Zatrudnienie Dariusza Żurawia wydawało się kalką błędu z Ivanem Djurdjeviciem. Wzięcie trenera z rezerw bez doświadczenia. Lecz 47-latek z Wielunia, w przeciwieństwie do Serba, otoczony został doświadczonymi asystentami z klubowym DNA. Dariusz Skrzypczak to były gracz Kolejorza, który swój warsztat kształtował w Szwajcarii, a Karol Bartkowiak to trenerski wychowanek. Mimo letnich roszad na tym stanowisku, filozofia została niezachwiana. Do klubu trafił Janusz Góra, który nauki pobierał w samym RB Salzburg. To właśnie na Austriakach, z powodu postaci Ralfa Rangnicka byłego szkoleniowca Dariusza Żurawia, stylem gry wzoruje się Lech. Drugim z asystentów został Dariusz Dudka, który wzorem Bartkowiaka, wcześniej piastował posadę w akademii. Podobnym torem trenerem od przygotowania fizycznego został Karol Kikut.

Sam Dariusz Żuraw również wyciągał wnioski w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Późno, bo późno, ale liczy się finalny efekt. Mam tu na myśli oczywiście posadzenie na ławce Karlo Muhara. Do składu wskoczył Jakub Moder, który wiosną robił furorę w Ekstraklasie do tego stopnia, że trafił do Reprezentacji. Dzisiaj nikt nie wyobraża sobie Lecha bez kogokolwiek z trójki Tiba-Ramirez i właśnie Moder. Śmiem twierdzić, że to jest właśnie największa siła Kolejorza.

Podobnie sytuacja ma się z lewą stroną. Tymoteusz Puchacz w roli bocznego defensora odnajduje się zdecydowanie lepiej niż jako skrzydłowy. Jego współpraca na jednej flance z Jakubem Kamińskim może przynieść obfite owoce nie tylko klubowi, ale także reprezentacji.

Tożsamość klubu

Skoro już mowa o wychowankach, którzy przez ostatnie miesiące poczynili gigantyczne postępy – co również trzeba zapisać do zasług sztabu szkoleniowego. Chyba nikt nie spodziewał się, że Puchacz, Moder czy Kamiński tak szybko staną się kluczowymi postaciami. Poprzednie lata to jednak „Lech trzydziestolatków”. Najczęściej z zagranicy.

Wcześniej wspomniana trójka, ale także Bednarek, Skóraś, Marchwiński, Szymczak, wkład w ten awans mieli również sprzedani Jóźwiak czy Gumny. To właśnie oni tworzą tożsamość klubu, która przez ostatnie lata była tak zaburzona, a w zasadzie nie istniała. Każdy z nich pochodzi z Poznania, Wielkopolski lub wychował się w akademii Lecha. Taka armia młodych graczy to motor napędowy nie tylko dla samych siebie, ale także dla tych starszych, bardziej doświadczonych.

Wydaje się, że Kolejorz w DNA ma nie tylko młodzież, ale także ofensywną grę nastawioną na zdominowanie rywala. Spotkaliśmy się z tym już w Ekstraklasie, w której Lech w 2020 roku spisywał się świetnie. Dzięki bardzo dobrej passie na wiosnę udało się nie tylko zdobyć najwięcej punktów w lidze, ale także osiągnąć poziom wicemistrza Polaki. Ktoś powie, co to za sukces, że zajęli drugie miejsce? Ale rzeczywistość jest taka, że to najwyższe miejsce poznaniaków od 5 lat.

Sporo mówiło się o tym, czy taki styl gry nie będzie zbyt naiwny na Europę? To jednak tylko Ekstraklasa i co zrobi Lech, gdy stanie naprzeciw rywala o porównywalnej lub wyższej jakości? Okazało się, że Kolejorz każdego kolejnego rywala wsadzał na jeszcze większą karuzelę, co widzieliśmy chociażby w drugiej połowie z Apollonem. Być może ktoś w tym miejscu będzie starał się wytknąć ostatni kwadrans z Charleroi, ale warto pamiętać o kontekście tych zdarzeń. Jednobramkowa przewaga i gra w osłabieniu, po kontrowersyjnych decyzjach sędziego. Fortuna również sprzyjała niebiesko-białym, ale marginalizowanie wszystkiego do poziomu szczęścia to głupota i ignorancja.

Michał Zachodny, analityk z portalu laczynaspilka.pl, w podcasie „Kopalnia” wysnuł nawet tezę, że w Europie Lechowi gra się nawet łatwiej, bo ma więcej miejsca niż w Ekstraklasie. Na krajowym podwórku Kolejorz bardzo często musi mierzyć się z „autobusem” pod bramką rywali – jak to było w przypadku meczów z Wisłą Płock i Wartą Poznań. Natomiast w europejskich pucharach zespoły o większej jakości niż w polskiej lidze wychodzą i grają znacznie wyżej, przez co zespół ze stolicy Wielkopolski ma więcej swobody i przestrzeni na połowie rywala.

Próba odbudowy zaufania

Dyskutując o sukcesie Lecha honor trzeba oddać również pionowi sportowemu. Zalążek pozytywnych ruchów można dostrzec ponownie w lecie 2019. Co prawda Karlo Muhar okazał się porażką, a Mickey van der Hart nadal wydaje się być co najwyżej przeciętnym bramkarzem, ale transfer Djordje Crnomarkovicia zdecydowanie obronił się na dłuższym dystansie. Sprowadzenia Lubomira Satki nawet nie trzeba komentować, gdyż Słowak z miejsca wskoczył do składu i TOP3 stoperów w lidze.

Kluczowa dla obecnego stanu Kolejorza okazała się jednak zima. „Wymiana” Darko Jevticia na Daniego Ramireza okazała się majstersztykiem, i trzeba zaznaczyć, że uwolniła potencjał także Pedro Tiby. Hiszpan z Portugalczykiem od początku złapali świetny kontakt na boisku, ale także poza nim. Nietrudno wyobrazić sobie hipotetyczną sytuacje, w której były gracz ŁKSu nie trafia na Bułgarską, a latem tego roku z Poznania wyfruwa Pedro Tiba. Transfer i wpływ jaki Ramirez ma na 32 latka oraz grę zdecydowanie ułatwił przedłużenie z nim kontraktu.

Szybkie zakontraktowanie Alana Czerwińskiego i Mikaela Ishaka pozwoliły błyskawicznie wkomponować ich do zespołu. Zwłaszcza w przypadku Szweda proces ten przebiegł natychmiastowo. Dzisiaj nikt nie narzeka na brak Christiana Gytkjaera, a 27 latek wydaje się jeszcze bardziej pasować do stylu gry ekipy Dariusza Żurawia. Odejście Kamila Jóźwiak było nieuniknione – zakontraktowano Jana Sykorę. Ważne jest nie tylko szybkie i jakościowe zastąpienie graczy podstawowego składu, ale także klucz pod jaki zostali sprowadzeni. Pod odpowiedni styl i sposób gry.

W tym miejscu można zaczepić i zapytać klub ze stolicy, czy myślał podobnie? Aleksandar Vuković chciał grać kreatywnie przy wysokim pressingu, a jego podstawowym napastnikiem był blisko dwumetrowy Pekhart o zerowej mobilności. Do okresu pandemii i kontuzji Marco Vesovicia boki były motorem napędowym Legii, a latem nie ściągnięto żadnego skrzydłowego. Valencia i Kapustka, a także Luquinhas, lepiej czują się w środku na pozycji „dziesiątki”. Jedyny skrzydłowy, czyli Paweł Wszołek borykał się z problemami zdrowotnymi i pozycje na prawej flance musiał łatać Maciej Rosołek.

Reasumując i kończąc dygresję w temacie Legii, Kolejorz wprawił nas w zachwyt, ale to po prostu efekt i konsekwencja dobrych analiz i wniosków oraz posunięć na szachownicy w ostatnich miesiącach. Awans do grupy, rywalizując od pierwszej rundy w dodatków w dwóch ostatnich meczach nie będąc rozstawionym to gigantyczny sukces, a każdy punkt jesienią będzie tylko dodatkiem. Miejmy tylko nadzieje, że poznaniacy, widząc efekty jakie przynosi ich styl gry i filozofia, nie będą próbowali gry bardziej zachowawczej.

FILIP MODRZEJEWSKI