Subskrybuj
Reprezentacja

Dlaczego przegraliśmy ze Słowenią? Analiza meczu: Bez planu, bez zespołu, bez nadziei

2019-09-07

Mecz w Słowenii miał być papierkiem lakmusowym dla kadry Jerzego Brzęczka. Po roku kadencji byłego trenera Wisły Płock można było powiedzieć „sprawdzam”. Po pierwszych trzech słabych, ale zwycięskich, meczach reprezentacja Polski efektownie rozbiła Izrael. Analizując ten mecz na łamach Prawdy Futbolu, zadawałem sobie pytanie, co będzie, jeśli trafi nam się rywal, który nie pozostawi nam tak dużo miejsca w swojej ofensywie i umiejętnie skontruje nasz zespół? Odpowiedź dostałem szybciej niż myślałem, gdyż już pojedynek w Ljubljanie ponownie obnażył gigantyczne słabości w naszym zespole. Niestety notorycznie powtarzamy mankamenty z poprzednich starć grupowych.

Nasza największa zmora

Osoby, które regularnie czytają moje analizy gry reprezentacji pod wodzą Brzęczka, wiedzą, które elementy piłkarskiego rzemiosła były naszą największa bolączką. Ktoś może powiedzieć, że uparłem się na poszczególne aspekty, ale nie mogę zrozumieć, dlaczego zawodnicy zespołu, który konstruuje atak pozycyjny są tak daleko od siebie, kompletnie nie współpracują, ani nie pomagają sobie nawzajem. Niestety nasza drużyna wygląda jak zlepek indywidualności lub chłopaków na podwórku, którym rzucono piłkę oraz nie wytłumaczono jak biegać i w których sektorach się poruszać. To bardzo dziwne, gdyż w składzie reprezentacji od lat panuje stabilizacja, a Jerzy Brzęczek selekcjonerem nie jest od wczoraj. Dużo oberwało się naszym zawodnikom za ten mecz. Najwięcej oczywiście graczom ofensywnym, gdyż gra na połowie rywala strasznie kulała, ale to nie personalia są problemem naszej kadry, a odpowiednie wykorzystanie tej jakości, bo nikt mi nie wmówi, że mamy zespół słabszy od Słowenii, która, wbrew pozorom, nie rozegrała wcale imponującego meczu. Sytuacja zmusiła ich, aby za wszelką cenę zdobyć trzy oczka. I to zadanie wykonali. W ataku pozycyjnym kluczowe jest wykorzystywanie wolnych przestrzeni, pokazywanie się do gry zawodnikowi z piłką, aby dać mu kilka opcji rozegrania. U nas dominowała postawa statyczna. Zdecydowanie za mało było ruchu bez piłki, zagospodarowania wolnych stref boiska, czy wykorzystania dziur w ekipie przeciwników. Praktycznie w żadnej strefie boiska nie potrafiliśmy stworzyć przewagi liczebnej. Zieliński z Kędziorą bardzo często mieli przeciw sobie trzech rywali, a brak ruchu i pomocy ze strony Klicha był bardzo widoczny. Mam wrażenie, że rzadziej niż w poprzednich meczach do gry schodził również Robert Lewandowski, którego współpraca z Krzysztofem Piątek wyglądała fatalnie. Dziwić może tak późna zmiana napastnika Milanu.

 

Gospodarze dobrze nas przeanalizowali i praktycznie w każdej sytuacji agresywnie doskakiwali do naszych zawodników wymuszając na nich wycofanie piłki do stoperów. Rozumiem, że w formacji 1-4-4-2 Krychowiak i Klich muszą mieć więcej zadań defensywnych, niż w klasycznym ustawieniu z trzema środkowymi pomocnikami, gdyż często to rywale mają przewagę liczebną w centrum boiska. Jednak mam wrażenie, że wajcha została przeciągnięta aż zbytnio w drugą stronę. Tym bardziej, że cierpimy na duże braki wśród kreatywnych zawodników lub graczy, którzy potrafią wygrywać pojedynki dryblingiem. Gra zespołowa u nas nie istniała.

 

Wcale nie lepiej wygląda sytuacja z lewej strony, która dodatkowo bardzo ograniczała Bartosza Bereszyńskiego. Kolejny raz nie tworzymy naturalnych trójkątów lub wielokątów, które umożliwiają szybką wymianę podań. Być może wiąże się to z minimalizowaniem ryzyka, ale tak nie da się wygrać meczu! Nie da się grać na ciągłym hamulcu! Może to przypominać trochę sytuacje w Ekstraklasie, w której drużyny grają zgodnie z zasadą "byle nie przegrać". Nie da się grać zachowawczo, gdy rywal broni w niskim pressingu i w przypadku straty oraz kontry, jest sporo czasu, aby zneutralizować zagrożenie z uwagi na dystans do swojej bramki. Niestety półprzestrzenie na połowie rywala po raz kolejny nie zostały wykorzystane. W celu zorientowania się jak ważna jest to przestrzeń do penetracji przez pomocników, polecam kilka meczów Manchesteru City Pepa Guardioli. Specjalnie nie chcę się znęcać personalnie nad Klichem, gdyż oglądając go w Leeds pod wodzą Marcelo Bielsy widać, że jest to piłkarz kreatywny z ciągiem na bramkę lubiący włączyć się w akcje pod polem karnym rywala. Tam jest jednak ustawiony trochę wyżej, a może na swobodę pozwala mu mniej zadań stricte defensywnych?

 

Nasi napastnicy również niezbyt angażowani się w fazie rozegrania akcji, a zwłaszcza w środkowej tercji, która jest kluczowa w transporcie piłki pod pole karne rywali. Przy dwójce snajperów jeden, a najlepiej obaj, cały czas musi być pod grą, blisko partnerów. Nasza dwójka z przodu częściej szukała jednak długich podań, aby powalczyć z obrońcami. Dość powiedzieć, że Krzysztof Piątek zaliczył raptem 19 kontaktów z futbolówką. To tylko jeden z wielu przykładów ponownego braku wsparcia na skrzydle. Podwojony Zieliński ma możliwość jedynie odegrania do Kędziory albo ryzykować drybling na dwóch rywali.

 

Środek pola Słowenii wcale nie był szczelnie zamknięty. Miał on sporo dziur, które można było wykorzystać posyłając penetrujące podanie przez linie środkową. Często jednak nie było chętnych do otrzymania takiej piłki, gdyż A: nasi centralni pomocnicy w fazie przejścia i możliwości transferu futbolówki do następnej tercji poruszali się bardzo blisko naszych stoperów; B: środkowi napastnicy oczekiwali na dłuższe zagrania, do któreych zmuszany był Bednarek. Ta sytuacja wprowadzi nas do następnego mankamentu.

 

Organizacja ataku pozycyjnego

Transport piłki od naszych stoperów praktycznie nie istniał, a sami swoim poruszaniem się umożliwialiśmy rywalom założenie wyższego pressing. Nasza dwójka pomocników, która statycznie poruszała się w okolicach koła środkowego, jest odcięta od podania przez praktycznie jednego zawodnika Słoweńców. Ten obrazek pokazuje również ustawienie podopiecznych Keka, które było trochę inna od przedmeczowych ustaleń. Nominalny napastnik Bezjak grał bliżej prawej strony boiska, a na szpicy ze stoperami rywalizował Ilicić, który był mózgiem i sercem tej ekipy. Przez niego przechodziła każda piłka prowadząca do kontrataku. Strzałkami starałem się ukazać jak można by było zmodyfikować nasze ustawienie i to na kilka sposobów; do każdego z nich przyporządkowałem odpowiedni kolor. Najbardziej naturalne byłoby zejście Klicha w boczną strefę, które umożliwiłoby Bereszyńskiego podejść jeszcze bliżej Grosickiego. W tym miejscu warto również wspomnieć o zawodniku Sampdorii, gdyż w momencie stopklatki stoi w najgorszym możliwym miejscu. Z uwagi na bliskość rywala, uniemożliwia sobie otrzymania piłki od Pazdana. Przy statycznym ruchu Klicha, Bereś powinien pokazać się do gry i zmniejszyć odległość od partnera. Trzecią opcją byłoby podprowadzenie piłki przez naszego stopera w wolną przestrzeń, która otworzyła się przed nim. W takiej sytuacji jego miejsce naturalnie zajmuje Krychowiak, który umożliwia odegrania piłki w przypadku zamkniętych stref z przodu.

  

Nie bez przyczyny pokazuje poniższą sytuacje, gdyż doprowadziła ona do kontry, kornera, a następnie straty bramki. Klich odgrywa futbolówkę do Bednarka, a następnie… ucieka od gry w momencie pressingu rywala! Tak naprawdę wystarczyło wyjść na pozycje w celu stworzenia trójkąta z Bedim i Krychą. Nasz stoper atakowany przez Sporara nie może spokojnie odegrać do Krychowiaka, gdyż on również znajduje się pod presją rywala, a w dodatku nie miałby partnera do odegrania. Warto również wspomnieć o gigantycznej przestrzeni między atakującymi zawodnikami Słowenii, a całą resztą zespołu, gdyż wychodząc spod ich presji, mielibyśmy sporo miejsca do zaskoczenia gospodarzy. Jednak obrońca Southampton jest zmuszony do zagrania bezpańskiej, długiej piłki w kierunku Lewandowskiego, która pada łupem graczy Keka. Szybka kontra, która była domeną Słoweńców w tym meczu, dała owoc w postaci rzutu rożnego, który został zamieniony na bramkę.

  

Bez ryzyka nie ma zabawy?

Nie chcę pisać, że zagraliśmy futbol archaiczny, ale był on na pewno pozbawiony ryzyka. Niestety powielone zostały te same błędy co wcześniej, a to spotkanie tylko potwierdziło, że wystarczył trochę lepiej zorganizowany rywal, aby Polacy byli bezradni. Najlepiej świadczy o tym fakt, że oddali oni raptem jeden celny strzał i to grając lwią część meczu w ataku pozycyjnym. Słoweńcy zauważyli, że nasz zespół kompletnie nie wykorzystuje środka pola do rozegrania akcji i zamknął nam wszystkie drogi w bocznym strefach. Nie skorzystaliśmy również z naszej pary napastników, gdyż centr w pole karne można policzyć na palcach jednej ręki. O tym jak czasami prosta to gra niech świadczy akcja z 53 minuty, w której jedyny raz (!) zaskoczyliśmy rywali. Schematyczność akcji została przełamana przez Kamila Grosickiego, który schodząc z lewej strony na prawą, stworzył przewagę liczebną. Raptem dwa podania wystarczyły, aby Piotr Zieliński wpadł z piłką w pole karne.

 

Mam wrażenie, że dusimy się w naszym ustawieniu. Nie jesteśmy w nim w ogóle elastyczni, a wręcz bardzo sztywni taktycznie. Brakuje nam planu B, bo nie może nim nazwać po prostu wrzucenie Zielińskiego na pozycję numer 10. Nie rozumiem, dlaczego żaden dotychczasowy selekcjoner nie wypróbował jeszcze lekkiej modyfikacji tego ustawienia w 1-4-3-3, gdyż bardzo ważny do podkreślenia jest fakt, że Kamil Grosicki jako lewy pomocnik kompletnie nie wspiera swoje partnera w defensywie. Jest to niedopuszczalne przy tylko dwóch środkowych pomocnikach, gdyż nie mają oni możliwość ciągłej asekuracji partnera z bloku obronnego. Grosik jako lewy napastnik dałby zdecydowanie więcej pożytku, gdyż wtedy większa liczba graczy ustawiona w centrum boiska miałaby możliwość wsparcia lewego sektora. Taka kombinacja zdecydowanie bardziej ułatwiłaby pracę Zielińskiemu i Klichowi, bądź innego pomocnikowi w jego miejsce o charakterystyce zbliżonej box2box. Kręgosłupem tego zestawienia mógłby być Krychowiak, aby trzymać w ryzach całą formację. Łatwiej byłoby zagospodarować półprzestrzenie, aby wesprzeć skrzydła. Oczywiście to tylko moje luźne przemyślenia, ale niewątpliwie Jerzy Brzęczek musi wprowadzić korekty i to natychmiast, gdyż zaraz nasza przewaga punktowa wypracowana wiosną, może stopnieć niczym wczesnowiosenny śnieg. Na Euro pewnie i tak pojedziemy, ale pytanie co dalej?

 

FILIP MODRZEJEWSKI