Subskrybuj
Reprezentacja

Dlaczego wygrał Kulesza?

2021-08-18

Cezary Kulesza wygrał wybory na prezesa PZPN z miażdżącą przewagą. Pytanie, dlaczego tak się stało? Okazuje się, że Marek Koźmiński kompletnie zawiódł, prowadząc kampanię tyleż długą, co kompletnie pozbawioną pomysłu... I na koniec jeszcze pobiegł do Kuleszy, aby negocjować stanowisko dla siebie i swojego najbliższego otoczenia.
 
1.     Gdy w lipcu 2020 roku rozmawiałem ze Zbigniewem Bońkiem, Januszem Basałajem i Piotrem Burlikowskim, dwaj ostatni niemal zakrzyczeli mnie, gdy mówiłem, że Cezary Kulesza wygra z Markiem Koźmińskim. „A jesteś pewny, że Kulesza się zgłosi?” - usłyszałem pytanie. A dlaczego miałby się nie zgłosić? Koźmiński od pół roku był kandydatem na prezesa PZPN, który zakomunikował swoje aspiracje na Stadionie Narodowym w Warszawie wobec kilkudziesięciu przedstawicieli mediów. Tymczasem Kulesza pracował jeszcze dłużej, tyle, że rozmawiał przede wszystkim z delegatami, ale także ich poplecznikami – właścicielami klubów, prezydentami miast, z kim tylko należało rozmawiać. Szef kampanii wyborczej Kuleszy, Piotr Szefer podkreśla: „Kulesza kapitalnie potrafi skracać dystans. Nie ma dla niego tematów tabu, gdy rozmawia o problemach polskiej piłki”.

2.     Chyba, że chodzi o rozmowy z dziennikarzami. Kulesza woli nie pokazywać się w mediach. Stąd gros kampanii wyborczej odbywał się poza mediami. Prezes Jagiellonii dopiero na początku czerwca ogłosił, że startuje, udzielając kilku wywiadów zaprzyjaźnionym dziennikarzom. Nie dłuższą metę to może być problem Kuleszy. Obecny świat, to tyleż świat decyzji, co komunikacji. I prezes PZPN przed tym nie ucieknie. Już Marian Dziurowicz musiał się z tym zmierzyć – choć też najczęściej unikał dziennikarzy. Z kolei jego następca, Michał Listkiewicz komentował wszystko i w każdym momencie. Nic dziennego – to nie tylko były sędzia międzynarodowy, ale i były dziennikarz. Grzegorz Lato był medialnie rubaszny, a Zbigniew Boniek rozgrywał media zawsze – na każdym etapie swojego życia. Ze swadą, prowokacyjnie, inteligentnie. Jednak na kilka dni przed końcem swojej drugiej kadencji zauważył: „Media stają się coraz bardziej bezceremonialne. Coraz większą rolę odgrywają media społecznościowe. Coraz więcej w nich hejtu”.

3.     Decydującym momentem kampanii wyborczej był koniec lipca 2021 roku. Marek Koźmiński – widząc, że nie ma realnych szans na wygraną – zwrócił się do Cezarego Kuleszy z propozycją spotkania. Ostatecznie negocjacje trwały prawie dwa tygodnie. Były bodaj cztery rundy rozmów. Koźmiński – w zamian za wycofanie się z kampanii na prezesa PZPN – domagał się wiceprezesury ds. sportowych, trzech „swoich” ludzi w zarządzie PZPN na lata 2021-2025, a także stanowiska szefa komisji rewizyjnej dla Janusza Kozioła. Dialog na temat Kozioła był komiczny.
- Przecież Kozioł nie jest zgłoszony – zaznaczył na wstępie Kulesza. - Jest, oczywiście, że jest – argumentował Koźmiński. - Marek, nie jest, nie ma go na liście – spokojnie tłumaczył Kulesza. - Musi być! - przekonywał Kozmiński. - Może musi, ale go nie ma – podsumował Kulesza.
Po chwili obaj panowie sięgnęli po specjalny dokument PZPN, w którym były listy zgłoszonych do różnych ciał statutowych wraz z ich CV. Okazuje się, że Kozioła rzeczywiście brak. Koźmiński ustalił zgłoszenie tego działacza z Ryszardem Kołtuniem, nowym prezesem Małopolskiego ZPN. Ten jednak zapomniał, ba, zgłosił kogoś zupełnie innego...

4.     Po tej wpadce rozmowa Kozmińskiego z Kołtunem była mało przyjemna. Na koniec w obozie „Kozy” było już tylko nieprzyjemnie, a i ludzi coraz mniej. Koźmiński domagał się od Kuleszy poparcia dla Andrzeja Padewskiego, Radosława Michalskiego i Mirosława Malinowskiego, jeśli chodzi o kandydatów do zarządu. Zapomniał o Eugeniuszu Nowaku. Nic dziwnego, że „baron” z Bydgoszczy śmierteltnie się obraził. I natychmiast dostał propozycję współpracy od Kuleszy. Co ciekawe Michalski też ostatecznie trafił do obozu Kuleszy, mimo że wcześniej poróżnił się z nim nadzwyczajnie – na obchodach 100-lecia Śląskiego ZPN.

5.     A propos Śląskiego ZPN i jego szefa Kuli. Przez kilkanaście miesięcy prowadził skuteczną kampanię aktywizowania „baronów” po stronie Kuleszy. I udało mu się stworzyć koalicję 10 z 16. Sam się jednak zagalopował, obiecując stanowisko sekretarza generalnego PZPN Tomaszowi Rożenkowi, współpracownikowi Andrzeja Placzyńskiego z Lagardere/SportFive. Kulesza dostał „białej gorączki”. Wyraźnie zaznaczył, że obsada kluczowych stanowisk w PZPN nowej kadencji będzie należała do niego.

6.     I tu jest pies pogrzebany, jeśli chodzi o skuteczne rządu Kuleszy. Boniek zainicjował niezwykłą przebudową związku. To instytucja w pełni profesjonalna, generująca wielkie przychody – 300 milionów złotych. Wyróżniająca się własnymi mediami (ba, transmisjami!), rozgrywkami właściwie sformatowanymi (jak Puchar Polski, czy Centralne Ligi Juniorów), koneksjami międzynarodowymi – dzięki Bońkowi i sekretarzowi generalnemu, Maciejowi Sawickiemu, co przyniosło wiele kapitalnych imprez na polskiej ziemi.
Kulesza może kontynuować linię, jeśli dobierze odpowiednich ludzi. Na razie przyszły prezes PZPN nie określił się, co do kluczowych stanowisk. Po wyborze nie będzie miał już wyjścia. Rzecz jasna wielkie emocje wzbudza kwestia szkolenia. Sam Koźmiński – jako wiceprezes ds. szkolenia – mówił, że trzeba poprawić szkolenie. Presja w tej kwestii będzie ciążyła również na Kuleszy. I tu też kluczowa jest kwestia ludzi. Dariusz Pasieka, odpowiadający za szkołę trenerów, od lat wzbudza emocje. Koźmiński mógł wnioskować o kogoś innego. Nie podejmował jednak żadnych działań. Teraz Kulesza prędzej, czy później będzie zmuszony do konkretnych decyzji – również personalnych.

7.     Odpowiadając na tytułowe pytanie, trzeba zaznaczyć, że Kulesza stworzył potężny obóz. Zaskakujące, że człowiek z klubu – z Jagiellonii – pozyskał więcej prezesów wojewódzkich związków piłki nożnej, niż Koźmiński, dla którego powinno to być naturalne zaplecze. Jednak to tylko pozornie zaskakujące. Gdy na początku sierpnia doszło do spotkania kandydatów na prezesa PZPN z szefami związków wojewódzkich, usłyszeć można było wypowiedź Roberta Skowrona, trafiającą w sedno. Szef lubuskiego ZPN zapytał bezceremonialnie „Kozę”: - Dlaczego nie przyjechał pan ani razu? Pański konkurent był kilka razy na wódecze... Kulesza po prostu prowadził kampanię, a Koźmiński ją pozorował. Do kilku wojewódzkich związków piłki nożnej nie pojechał ani razu. Dziurowicz opuścił stanowisko prezesa PZPN w dramatycznych okolicznościach morderczej walki na zjeździe w 1999 roku Listkiewicz wobec medialnej i politycznej nawałnicy po aferze korupcyjnej odszedł zaszczuty w 2008. Grzegorz Lato tak źle rozegrał swoją prezesurę, że w 2012 nie miał szans na reelekcję. Zbigniew Boniek dochodzi z podniesionym czołem – ustawił związek na nowych torach. Taka jest prawda futbolu! I teraz pytanie, czy Kulesza skorzysta z tego, aby napędzić jeszcze bardziej PZPN, czy wykolei potężną strukturę?

Roman Kołtoń