Subskrybuj
Ligi Zagraniczne

Drużyna finałów

2020-12-14

Porażki z Alaves i Szachtarem Donieck mocno zachwiały autorytetem Zinedine’a Zidane’a na Santiago Bernabeu. Madryckie media przebąkiwały nawet o potencjalnym zwolnieniu Francuza, jeśli Królewscy zanotują kolejne wpadki w trzech następnych meczach. Kluczowe starcia z Sevillą, Borussią Moenchengladbach i Atletico Madryt zostały nazwane „małymi finałami”. Zidane wygrał je wszystkie. Po raz kolejny pokazał, że jego Real to drużyna finałów!

„Bello di notte”

Prezes PZPN-u Zbigniew Boniek otrzymał taki tytuł w czasach gry w barwach Juventusu. Oznacza on „piękny nocą”, gdyż „Zibi” błyszczał w najważniejszych meczach przy świetle reflektorów. Idealnie pasuje on również do drużyny Królewskich.

Real za kadencji Zinedine’a Zidane’a rozegrał dziewięć finałów - w tym jeden dwumecz w Superpucharze Hiszpanii liczony jako jedno starcie. I wszystkie wygrał! Zaczęło się to od finału Ligi Mistrzów z Atletico Madryt w Mediolanie, wygrany po rzutach karnych. Kilka tygodni później Zizou dorzucił zwycięski Superpuchar Europy z Sevillą. Fenomenalny rok 2016 zamknął klubowym mistrzostwem świata, pokonując w finale Kashimę Antlers.

Rok 2017 okazał się jeszcze bardziej okazały. Do obrony tytułów w Lidze Mistrzów, Superpucharze Europy oraz klubowych mistrzostw świata, dorzucił zwycięstwo w Superpucharze Hiszpanii z FC Barceloną. Pierwszą kadencje Francuz zamknął kolejnym triumfem, trzecim z rzędu, w Champions League. Spotkanie z Liverpoolem w Kijowie było pięknym zwieńczeniem przygody na Santiago Bernabeu Zidane’a oraz Cristiano Ronaldo. W tym roku 48-latek zdążył wygrać kolejny Superpuchar kraju.

Wszystkie finały Realu Madryt pod wodzą Zinedine’a Zidane’a:

  • vs Atletico Madryt (CL) – 1:1 (rk. 5:4)
  • vs Sevilla (SPE) – 3:2
  • vs Kashima Antlers (KMŚ) – 4:2
  • vs Juventus (CL) – 4:1
  • vs Manchester United (SPE) – 2:1
  • vs FC Barcelona (SPH) – 5:1 (dwumecz)
  • vs Gremio (KMŚ) – 1:0
  • vs Liverpool (CL) – 3:1
  • vs Atletico Madryt (SPH) – 0:0 (rk. 4:1)

Uratowany sezon

Wszystkie wyżej wymienione mecze to pojedyncze starcia, które decydowały o zdobyciu trofeów, ale Królewscy potrafią zmobilizować się również na spotkania, w którym rozgrywka toczy się „tylko” o trzy punkty.

Gra Realu po wznowieniu rozgrywek po pandemii to kolejny argument, który świadczy o nich jako „drużynie finałów”. Każdy z 11 spotkań do końca sezonu był dla Los Blancos, jak właśnie taki, mały finał. Ekipa Zizou wygrała 10 z nich, a punkty straciła tylko w nieistotnej ostatniej kolejce z Leganes. Mistrz Hiszpanii końcówkę sezonu rozgrywał w iście turniejowym stylu, w którym mecze rozgrywane co trzy dni wygrywał szczelną defensywą przy jak najmniejszym nakładzie sił. Real w aż sześciu z jedenastu spotkań zwyciężał jedną bramką. Stracił w nich tylko sześć goli, z czego dwa we wspomnianym już meczu z Leganes w 38. kolejce.

Kolejne „małe finały” drużyna Zidane’a rozgrywała teraz. Efekt? 1:0 z Sevillą, 2:0 z Gladbach, 2:0 z Atletico. Wspólnym mianownikiem ponownie jest skuteczna defensywa, która była zmorą Los Blancos w pierwszej fazie sezonu. Królewscy, do starcia w Andaluzji, stracili w lidze aż 12 bramek w 10 spotkaniach.

Grube koty i talizmany

Zidane po raz kolejny udowodnił, że nie należy podważać jego autorytetu oraz zdolności trenerskich. Wygranie trzech ostatnich spotkań to jedno, ale trzeba pamiętać również o świetnym występie Królewskich na Giuseppe Meazza oraz pokonaniu Barcelony na Camp Nou. Jednak miniony tydzień pokazał, że kluczowa w tym projekcie jest mobilizacja samych zawodników.

„Najtrudniejsze w pracy szkoleniowca jest rozstanie się z zawodnikami, z którymi odniosłeś sukces” – mówi trenerska maksyma. To największy kamyczek do ogródka Zizou. Większość kadry Realu to piłkarze nasyceni. Ich finisz po mistrzostwo Hiszpanii w czerwcu bieżącego roku, można nazwać „The Last Dance”. Był to ostatni dryg, ostatnie tchnienie. Gracze tacy jak Marcelo, Isco czy Asensio nie dźwigają już ciężaru barw Los Blancos. Modrić, Kroos nie schodzą poniżej pewnego poziomu, ale mają już swoje lata i coraz częściej zdarzają im się bardzo słabe mecze. Linia ataku opiera się głównie na Karimie Benzemie, który nie ma wsparcia ze strony młodych Viniciusa i Rodrygo, a Eden Hazard to pomału piłkarz widmo.

Zidane’owi może być o tyle łatwiej, że kręgosłup „nowej” drużyny już ma. Courtois prezentuje wysoki poziom, o wpływie Ramosa każdy jest świadomy, a talizmanem w środku pola może być dwójka Fede Valverde, czyli człowiek, którego najbardziej brakowało Francuzowi w ostatnich tygodniach, oraz Casemiro – jeden z najbardziej niedocenianych zawodników na świecie. Wpływ tej dwójki na grę Realu jest kolosalny.

Urugwajczyk daje Królewskim intensywność, której nie dadzą już Modrić i Kroos, ma wejście z drugiej linii, co potwierdzają jego zdobycze bramkowe – trzy ligowe trafienia w ośmiu spotkaniach. Brazylijczyk to natomiast odbiory, siła, nieustępliwość.

Obaj bardzo dobrze się uzupełniają i nieprzypadkowo to właśnie ich niedyspozycje – jednego bądź drugiego - przypadły na najgorszy okres Realu w tym sezonie. Valverde doznał urazu, Casemiro został zarażony koronawirusem. Mistrzowie Hiszpanii zremisowali z Villarreal oraz  przegrali z Valencią, Alaves i Szachtarem. Gdy grają obaj to Real zwykle wygrywa, a jeśli dołączy do nich utalentowany Martin Odegaard, który po powrocie do Madrytu zmaga się z problemami zdrowotnymi. to Królewscy mogą mieć potencjalnie czołową drugą linie w Europie.

Real to dalej gigant wielkich meczów. Zidane potwierdził swój warsztat trenerski i wiedzę taktyczną, a niektórzy piłkarze swoje umiejętności. Pytanie na jak długo starczy im ognia, bo mistrzostwo zdobywa się w meczach z „małymi”, jak Alaves czy Cadiz, a na takich drużynach Królewscy lubią się przewracać…

FILIP MODRZEJEWSKI