Subskrybuj
Ekstraklasa

Duet Buksa-Spiridonović skarcił Legię! Analiza Pogoń - Legia

2019-11-25

W szesnastej kolejce spotkań PKO BP Ekstraklasa czekał nas prawdziwy szlagier. Trzecia w tabeli Pogoń Szczecin gościła liderującą Legię Warszawa. Przed pierwszym gwizdkiem faworytem byli goście, którzy wygrali pięć ostatnich meczów i zasiedli na fotelu lidera. Portowcy chcieli przerwać serię trzech gier bez wygranej na własnym boisku. I dopięli swego. Na dwa trafienia Adama Buksy i jedno Srdana Spiridonovicia, Wojskowi potrafili odpowiedzieć tylko golem na otarcie łez autorstwa Jarosława Niezgody. Zapraszam na analizę taktyczna tego spotkania.

Proaktywność Pogoni

Największą różnicę w obu drużynach można było zauważyć w samym podejściu i pomyśle. Pogoń, jak to ma w zwyczaju za kadencji Kosty Runjaicia na własnym boisku, postawiła na wysoki pressing w celu szybkiego odbioru piłki. Najlepiej już na połowie rywala. Zdecydowanie trzeba pochwalić gospodarzy za organizacje pressingu, gdyż Legia miała duże problemy, aby przetransportować piłkę pod bramkę Stipicy. Mądre przesuwanie się po boisku pozwalało zaatakować rywala z piłką, gdy ograniczała go linia boczna. Inteligentnie zachowywał się Adam Buksa, który w momencie, w którym piłkę dostawał Majecki, nie atakował go, lecz uniemożliwiał podania do stopera. Przykład pressingu Pogoni widzimy już w pierwszej minucie meczu, w której Spiridonović atakuje będącego przy piłce Vesovicia. Sebastian Kowalczyk nie podwaja Czarnogórca, lecz umiejętnie odcina możliwość podania do Gvilii. Duża aktywność Portowców w fazie defensywnej na połowie Legii.

Nie możemy tego powiedzieć o Legionistach. Zapewne zamysłem na to spotkanie było stosowanie niskiego pressingu i szukanie swoich szans w kontrze. Stąd obecność w pierwszym składzie m.in. Jarosława Niezgody. Goście, w przeciwieństwie do rywali, nie wytwarzali presji na graczach Pogoni. Traktuję to jako zarzut, gdyż nie wynikały z tego poważniejsze konsekwencje z uwagi na trudności gospodarzy w ataku pozycyjnym, lecz podopieczni Aleksandara Vukovicia nawet nie starali się zmusić do błędu rywali. W pierwszej sytuacji Tomas Podstawki miał mnóstwo czasu na przeanalizowanie sytuacji przed sobą i zagranie dokładnego podania do przodu, tylko dlatego, że zarówno Luquinhas, jak i Niezgoda zachowują się bardzo statycznie. Z prawej strony widzimy natomiast moment idealny do ataku na rywala, który jest z piłką twarzą do własnej bramki. Gdyby Niezgoda zaatakował Zecha, ten zmuszony byłby do wycofania piłki do bramkarza, a Legia mogłaby skrócić pole gry całym zespołem i wyżej zaatakować Portowców, gdyż jak widać w strefie koła środkowego goście mają dwóch piłkarzy gotowych do wsparcia ataku. 

Kompaktowość

Wyżej napisałem, że kompaktowość była siłą Legii. Tak też w istocie było, gdyż mimo niskiej aktywności w zakresie ataku na rywala, Portowcy mieli duże problemy z kreacją w ataku pozycyjnym. 

Błędy indywidualne prowadzące do bramek

Jak to zwykle w futbolu bywa, a zwłaszcza w Ekstraklasie, pierwsza bramka ustawiła to spotkanie. Padła ona w wyniku indywidualnych błędów. Początkowo najbardziej oberwało się Mateuszowi Wietesce, który poślizgnął się w decydującym momencie, lecz jak zawsze, geneza całej akcji miała miejsce dużo wcześniej. Piłkę z prawej strony ma Kostas, gry między liniami szuka Spiridonović. Dostrzega to Jędrzejczyk, który wychodzi ze swojej strefy zostawiając bez opieki Steca. Nakazuje przesunąć się Novikovasowi, lecz ten nie zdążył zareagować i zamknąć linii podania. Można więc powiedzieć, że aby naprawić złe zachowanie kolegi, kapitan Legii sam popełnia błąd prowadzący do groźnej sytuacji. Dla mnie było to nienajlepsze zachowanie, bo Stec, który otrzyma piłkę ma wolną całą flankę, a gdyby futbolówka trafiła do Spiridonovicia, spokojnie zatrzymać mogłoby go kilku innych graczy.

Druga bramka dla Portowców to już szybki atak składający się z zaledwie trzech podań, w tym jedno od samego bramkarza. Stipica wznawia z "piątki". Kante i Niezgoda umiejętnie odcinają od podania Zecha i Kostasa, lecz nie spodziewają się podania przez środek do Podstawskiego. Podopieczny Runjaicia dobrze odczytuje sytuację boiskową i przepuszczając piłkę wykorzystuje wolną przestrzeń. Stworzyła się ona na skutek odległości między drugą linią, a duetem napastników. Gvilia nie zdążył doskoczyć do Portugalczyka, który szybko uruchamia uruchomi Buksę.

Napastnik Portowców dobrze odnalazł się wbiegając w drugą linię czym zdezorientował rywali. W jego miejsce pojawił się Spiridonović. Na wolne pole przed Karbownika wbiega również Hostikka, którego zatrzymać chce Jędrzejczyk antycypując zagranie do Fina tworząc tym samym przestrzeń do podania do autora trafienia. Ciężko wyrokować, czy zachowanie reprezentanta Polski było nieodpowiednie, gdyż blisko Spiridonovicia był również Lewczuk, a zagranie w kierunku Hostikki wydawało się bardziej optymalne.

FILIP MODRZEJEWSKI