Subskrybuj
Ekstraklasa

Jagiellonia Białystok – ciężkie miejsce pracy dla trenera

2019-12-11

Po sobotniej porażce Jagielloni Białystok na własnym stadionie z drużyną Zagłębia Lubin, z posadą pożegnał się trener gospodarzy Ireneusz Mamrot. Jego pozycja systematycznie słabła i niedzielna decyzja Cezarego Kuleszy wydawała się tylko kwestią czasu. Zwłaszcza że w kuluarach od dawna mówiło się o coraz gorszych relacjach szkoleniowca i prezesa. Zresztą Kulesza, który 10 rocznicę piastowania aktualnego stanowiska będzie świętował niebawem (20 stycznia 2020), zasadniczo ma opinie ciężkiego człowieka i władczego przełożonego. Ogólnie trenerzy zdecydowanie nie mają więc w Białymstoku łatwo. W przeszłości przekonali się już o tym fachowcy o zdecydowanie bardziej uznanych nazwiskach trenerskich niż Ireneusz Mamrot.  

Na początek dwa różne charaktery

Gdy Kulesza zostawał prezesem, trenerem był znany z raczej nie łatwiejszego niż on sam charakteru, Michał Probierz. Ciężko jednak powiedzieć, żeby zastał go w klubie, bo gdy Probierz zostawał trenerem „Jagi”, przyszły prezes był doradcą zarządu ds. sportowych. Z pewnością więc jakiś wpływ na podpisanie kontraktu ze śląskim szkoleniowcem miał. Generalnie tu współpraca obu Panów nie układała się źle (skoro trener parę lat później wrócił do Białegostoku). Na koniec sezonu 2010/2011 drużyna Probierza zajęła 4 miejsce w lidze, ale dzięki zdobyciu Pucharu Polski i 3 miejsca w tabeli przez Legię Warszawa i tak zagrała w europejskich pucharach. Jednak w lipcu 2011 wtedy zaledwie 39-letni szkoleniowiec musiał odejść po klęsce w pierwszej rundzie Ligi Europy z kazachskim Irtyszem Pawłodar.

Kolejnym szkoleniowcem zatrudnionym przez Cezarego Kuleszę był znany już w środowisku Czesław Michniewicz. Jego przygodę z Dumą Podlasia można uznać za to za zdecydowanie nieudaną. Po rundzie jesiennej 2011/12 drużyna zajmowała dopiero 10 miejsce. Sam trener twierdził, że spokojnie po przepracowaniu okresu przygotowawczego wprowadzi swój zespół przynajmniej do pierwszej 6. Inne zdanie na ten temat miał jednak prezes Kulesza. Oficjalnie chwalił Michniewicza, twierdził, że to wina zespołu nie trenera. Nie chciał jednak wyjaśnić, czemu w takim razie szkoleniowiec musi odejść. Sam wyraźnie poddenerwowany na pożegnalnej konferencji prasowej Michniewicz również nie chciał rozwijać tematu. Mówił, że nie czuję się przegrany i nie dokończył w Białymstoku swojej misji. Jasne więc było, że Kulesza po prostu wykorzystał pretekst nienajlepszych wyników zespołu, żeby pozbyć się niewygodnego dla siebie szkoleniowca. Nieoficjalnie mówiło się, że nie podobało mu się jego zbyt łagodne usposobienie i takie też traktowanie zawodników.

Ryzykowny - nieudany wybór

Kolejny wybór charyzmatycznego prezesa był zdecydowanie nieoczywisty na pierwszy rzut oka. Bez właściwie żadnego doświadczenia trenerskiego (11 miesięcy w amatorskim LUKS Gomunice jako grający trener) za to z dużym bagażem piłkarskich wzlotów i upadków. Nowym szkoleniowcem Jagi został Tomasz Hajto. Teoretycznie można by było myśleć, że Kulesza chce zatrudnić kogoś bez doświadczenia, żeby łatwo na niego wpływać. W przypadku charyzmatycznego i znanego z ciętego języka Hajty raczej ciężko było na to liczyć. Można więc raczej przypuszczać, że Kulesza szukał totalnego przeciwieństwa swojego poprzedniego szkoleniowca. Były reprezentacyjny obrońca w pierwszym swoim sezonie (czy właściwie rundzie wiosennej 2011/12) ani nic nie zepsuł, ani nie stworzył niczego spektakularnego i ostatecznie zajął z zespołem 10 miejsce w tabeli. Podobnie było w kolejnym sezonie, gdzie Hajto mógł już pracować od początku zupełnie samodzielnie. Mimo posiadania w kadrze naprawdę ciekawych jak na warunki Ekstraklasy nazwisk (choć oczywiście na różnym etapie kariery) takich jak: Tomasz Frankowski, Euzebiusz Smolarek, Thago Cionek czy Michał Pazdan znów zajął bardzo przeciętne 10 miejsce. Poza tym popadał też w konflikty z zawodnikami (Tomaszem Frankowskim) i pracownikami klubu (członek sztabu szkoleniowego Dariusz Czykier). Mimo fatalnych wyników i nacisków w mediach Kulesza wytrzymał jednak do końca sezonu i dopiero wtedy postanowił po prostu nie przedłużać kontraktu z byłym graczem Schalke. Mimo, że różne pretensje do trenera wyrażał na łamach prasy już w marcu 2013 („od trenera oczekuje wstrząsu”). Tomasz Hajto poniósł w Jagielloni porażkę (choć nie jakąś spektakularną), łatwo mu w Białymstoku nie było. W tym przypadku problemem był chyba jednak jego charakter i brak umiejętności trenerskich, a nie prezes Kulesza.

Szybki koniec niechcianego trenera

Sam prezes w wywiadach z połowy maja 2013 zarzekał się, że nie ma numeru do Piotra Stokowca i temat jego zatrudniania w Jadze to wymysł dziennikarzy. Kontakt do rudowłosego szkoleniowca jednak się znalazł i dokładnie miesiąc po tamtym wywiadzie, w połowie czerwca 2013 Stokowiec zameldował się w Bialymstoku, aby podpisać kontrakt. Była to jednak misja od początku skazana na niepowodzenie. Prezes Jagiellonii nie chciał w swoim klubie byłego trenera Polonii Warszawa, został do jego osoby niejako przymuszony przez radę nadzorczą klubu. Wiadomo więc było, że prezes będzie tylko czekał na słabszy moment Stokowca. Wytrzymał nie aż tak krótko, bo ponad 9.5 miesiąca, a zarówno wyniki, jak i fatalne relacje z zawodnikami i pracownikami klubu nie broniły pozycji trenera. Generalnie wszyscy w Białymstoku (w nieoficjalnych rozmowach) mieli już go dość. Niespodziewanie na ratunek ponownie przybył Michał Probierz.

O jego drugiej kadencji w Białymstoku raczej nie ma się co rozpisywać. Przepracował końcówkę sezonu 2013/14, a także trzy kolejne. Upragnionego mistrzostwa nie udało się zdobyć, ale z pewnością będzie w Białymstoku wspominany pozytywnie. Odszedł z własnej woli, po ponad 3 lat, jak sam twierdził, szukając nowych wyzwań.

Koniec ery Mamrota, kto teraz?

Od sezonu 2017/18 nastała już naznaczona wzlotami i upadkami era Ireneusza Mamrota, która zakończyła się dokładnie 8 grudnia. Tak więc i w tym przypadku prezes Kulesza dość długo tolerował słabsze wyniki drużyny i wytrzymywał presję z zewnątrz. Mimo tego, że generalnie Mamrot nie powinien być wspominany w Białymstoku jednoznacznie negatywnie to tacy Bogusław Cupiał, Zbigniew Drzymała czy nie przymierzając Józef Wojciechowski, zwolniliby go już 236 razy. Zresztą wszystkich poprzednich szkoleniowców również.

Ciężko więc powiedzieć czemu nieźli, jak na nasze warunki, trenerzy nie do końca potrafili poradzić sobie w Jagielloni. Mimo tego, że prezes Kulesza jest znany z ciężkiego charakteru, wykazywał się jednak w większości omawianych przypadków dość dużą cierpliwością. Z drugiej strony ww. trenerzy (poza Tomaszem Hajtą, który po prostu najwyraźniej nie nadaje się do tego zawodu) w innych miejscach potrafili robić naprawdę przyzwoite wyniki. Warto więc jedynie życzyć szczęścia kolejnemu śmiałkowi, który podejmie się pracy w Białymstoku. Nieważne czy to będą wymieniani w gronie kandydatów Radoslav Latal, Marcin Brosz, Maciej Stolarczyk (prezes to zdementował, no ale…) czy może Jan Urban, Marek Zub czy ktokolwiek inny, jedno jest pewne. Lekko nie będzie. 

Mateusz Dziubiński