Subskrybuj
Reprezentacja

Jak trwoga to do Lewego! Zadanie wykonane, ale co z grą?

2019-10-11

Dzięki hattrickowi Roberta Lewandowskiego reprezentacja Polski pokonała w wyjazdowym meczu Łotwę 3:0. To zwycięstwo oraz korzystny układ inny gier sprawił, że Polacy awans na przyszłoroczne Euro mogą zapewnić sobie już w niedzielę w starciu z Macedonią Północną. Aby tak się stało, biało-czerwoni muszą zainkasować trzy oczka. W czwartek podopieczni Jerzego Brzęczka spełnili tylko swój obowiązek, gdyż grali z najsłabszą drużyną w grupie. Mimo pewnego zwycięstwa, ciężko wyciągać pozytywne wnioski.

Gole z lewicy

Kto czytał poprzednie analizy meczów reprezentacji pod wodzą Jerzego Brzęczka na naszym portalu, ten wie jak bardzo we wcześniejszych brakowało wsparcia skrzydeł ze strony środkowych pomocników. Mocno optowałem za ustawieniem 1-4-3-3, aby kosztem jednego napastnika mieć możliwość zrobienia przewagi w bocznych sektorach. Tym bardziej przy naszych mankamentach w grze dwójką klasycznych snajperów oraz formie sportowej Piątka i Milika. Myślę, że gdybyśmy zagrali w starym systemie, mielibyśmy jeszcze większe problemy z konstruowaniem akcji, mimo podwójnej siły rażenia z przodu. Mecz rozpoczęliśmy wzorowo, bo od szybkich dwóch bramek. Tak powinno się napocząć słabszego rywala. Niestety to tak naprawdę jedyny pozytyw z tego meczu. Obok goli ważny jest również fakt odblokowania się w kadrze Roberta Lewandowskiego. Dwa pierwsze padły po konstrukcji akcji w trójkącie z lewej strony boiska. Z trójki pomocników bliżej jej był Piotr Zieliński, który nie zanotował jednak dobrego występu, mimo iż miał swój udział przy pierwszych bramkach. Zielu wraz z Grosickim i Rybusem dobrze tworzyli naturalne trójkąty, których nie mogliśmy ujrzeć w poprzednich meczach. Niestety takich rozegrań piłki widzieliśmy jak na lekarstwo. A szkoda, bo jak widać, wystarczyła szybka wymiana podań w małej odległości, aby wykreować okazje strzeleckie. Obie te akcje pozwoliły nam przedostać się pod pole karne rywala, a z tym mieliśmy kolosalne problemy w meczu ze Słowenią. Te bramki nie wzięły się z niczego, ale należy zapytać, dlaczego Polacy przestali grać w piłkę po przyzwoitej pierwszej połowie?

 

 

Uważam, że początkowe 30-40 minut było całkiem niezłe w naszym wykonaniu, bo oprócz dwóch trafień naszego kapitana, okazje miał jeszcze chociażby Kamil Grosicki. Zaniepokoił mnie występ Piotra Zielińskiego, który był szalenie niedokładny, a miał kilka okazji, aby posłać podanie prostopadłe. Zawodnika Napoli można jednak pochwalić właśnie za wsparcie lewej strony. Rzucało się to w oczy, gdyż po drugiej stronie kompletnie nie robił tego Mateusz Klich, który przez większość meczu grał blisko Grzegorza Krychowiaka. Aż za blisko. Wystarczy spojrzeć jak wyglądała heatmapa (źródło: sofascore) po pierwszej połowie i wyraźne osamotnienie Roberta oraz prawej strony. O tym co to powodowało napiszę niżej.

Kolejny mecz – te same problemy

W konstruowaniu ataku pozycyjnego bardzo ważne jest zachowywanie jak najmniejszych odległości między zawodnikami. My albo mieliśmy z tym problemy, albo aż za dużą liczbą zawodników próbowaliśmy przetransportować piłkę do następnej tercji. Pierwsza grafika ukazuje złe ustawienie naszych stoperów, a co za tym idzie środkowych pomocników. Ustawili się tak daleko od gry, że aż nie zmieścili się w kadrze. Bardzo ułatwia to przesuwanie się formacji rywali oraz powoduje, że Klich i Krychowiak zamiast grać bliżej Lewandowskiego, ustawiają się na naszej połowie zaraz przy stoperach, aby wspomóc wyprowadzenie piłki. Tworzy to duże niezagospodarowane przestrzenie oraz strasznie rozciąga całą naszą drużynę, co kolosalnie wpływa na płynności, dynamikę oraz, przede wszystkim, jakość naszej gry.

 

Druga grafika to bura dla naszej drugiej linii oraz ataku. Piłkę otrzymuje Glik, przed którym pojawia się bardzo dużo przestrzeni. Piłkarz Monaco mógłby ze spokojem w nią wejść i wprowadzić piłkę na połowę rywala, ale byłoby to nie w jego stylu, gdyż nie posiada on takich predyspozycji. Obowiązkiem jednego z naszych środkowych pomocników jest ciągła obecność w kanałach dostępnych do dystrybucji futbolówki. W tym momencie, cała nasza trójka znalazła się pięć metrów od siebie w centrum boiska. Tym samym pozbawiliśmy się szansy na wyprowadzenie piłki z własnej połowy. Ustawiona poziomo w linii była natomiast nasza formacja ataku. Żaden z nich nie pokwapił się na zejście do gry. Cała trójka wklejona w piątkę obrońców Łotwy nie pozwala zagrać nawet dłuższej piłki. To również duży błąd, który mogliśmy obserwować również w Ljubljanie.

 

Małe wsparcie ataku

Aż zadziwiający jest fakt jak nie potrafiliśmy złapać balansu ze wsparciem linii obrony przez pomocników. Albo do naszej pary schodziła dwójka Klich-Krychowiak, albo żaden… Co powodował brak wsparcia ukazałem wyżej, a teraz pokażę jaka była konsekwencja podchodzenia pod stoperów. Oczywiście dziurę w środku pola. Zaznaczyłem trójkę naszych zawodników, którzy tworzyli drugą linie. Piotr Zieliński mocno wspierał lewą flankę, a piłkę od stoperów częściej otrzymywała dwójka Klich-Krychowiak. Taka gra sprawiła, że nasze ataki koncentrowały się na bocznych sektorach boiska. W zasadzie ograniczyliśmy się do takiej gry, co potwierdza niżej zamieszczona grafika z częstotliwością ataków (źr: sofascore). To nie nowość, bo w poprzednich meczach wyglądało to podobnie, co skutecznie ukrócili Słoweńcy zamykając nam przestrzenie. Na Łotwę dwa przyspieszenia wystarczyły. Słabo wspieramy atak, co ukazuje na drugiej grafice w tym akapicie. Tak naprawdę atakujemy 6 na 9. Czterech naszych graczy zostało na własnej połowie przy tylko jednym zawodniku rywala. Kompletnie niepotrzebna nadasekuracja w przypadku starty.

 

 

FILIP MODRZEJEWSKI