Subskrybuj
Ekstraklasa

Kolejorz pokazał moc! Analiza meczu Lech – Wisła

2019-07-27

W piątkowy wieczór Lech Poznań rozbił przy Bułgarskiej Wisłę Płock aż 4:0! Dla podopiecznych Dariusza Żurawia to dopiero początek odbudowywania nadszarpniętego zaufania swoich kibiców, ale po takim spektaklu, każdy z ponad 16 tysięcy fanów z pewnością wyszedł ze stadionu zadowolony. Kolejorz wykazał się wysoką kulturą gry m.in. wychodzenia spod pressingu. Zespół w każdych swoich poczynaniach dążył do strzelenia następnych goli, a planów nie pokrzyżowała nawet czerwona kartka. Ba, po niej poznańska "lokomotywa" zainkasowała kolejne dwa gole! Taką postawą szybko zaskarbią sobie ponownie serca kibiców. Należy jednak zadać pytanie, czy to Lech był taki mocny, czy Wisła taka słaba? Prawda jak zawsze leży po środku. Przed państwem kluczowe elementy, które doprowadziły do wysokiego zwycięstwa Kolejorza.

 

ATAK POZYCYJNY – TWORZENIE TRÓJKĄTÓW

Lech mógł imponować konstruowaniem akcji w ataku pozycyjnym. To, co zwykle jest bolączką naszych zespołów, gospodarzom przychodziło z dużą łatwością. Wynikało to z dwóch rzeczy, gdyż Lechici byli mądrze rozmieszczeni wykorzystując wolne strefy oraz pokazywali się do gry, natomiast Płocczanom zdecydowanie brakowało agresywności, pozwalali rywalom na swobodę w rozegraniu. Podstawową zasadą ataku pozycyjnego jest odległość między zawodnikami ofensywnymi. Lech dzięki kilku metrom pomiędzy Jóźwiakiem, Jevticiem, Kostevychem czy Tomczykiem, daje komfort sobie, ale również Crnomarkoviciowi, który ma wiele opcji do rozegrania. Jóźwiak, schodząc bliżej środka boiska, pozostawia sobie większą swobodę do dryblingu, gdyż nie ogranicza go linia boczna, ale także uwalnia całą lewą stronę dla Ukraińca „wyciągając” Rzeźniczaka wyżej i bliżej osi boiska. Wisła kompletnie sobie z tym nie radziła, co zauważył Leszek Ojrzyński zmieniając Milasiusa już w 32 minucie. Na skrzydło przeszedł wtedy Rasak, a cała drużyna przeszła na ustawienie 1-4-4-2. (W razie potrzeby otworzyć grafikę w nowej karcie)

 

 

Poniżej kolejny przykład, w którym Rzeźniczak z Milasiusem kompletnie nie radzili sobie z lewą stroną Lecha. Dość powiedzieć, że na 31 prób właśnie tą stroną, aż 8 zakończyło się powodzeniem, czyli strzałem na bramkę. 26% skuteczności takich akcji to bardzo dobry wynik, ale nie dziwi to, jeśli spojrzymy na właśnie takie rozwiązania w trójkątach. Rzeźniczak ponownie wysoko wychodził za Jóźwiakiem, którego obiegał Kostevych (kompletnie niepilnowany przez młodzieżowca). Szybkie zgranie do Jevticia, któremu zabrakło instynktu, którym wykazał się w drugiej połowie przy bramce Gytkjaera. Optymalne, a wręcz obowiązkowe było zagranie do Ukraińca, który wbiegał w pole karne.

 

 

Poniższa sytuacja jest kolejnym przykładem dobrej współpracy wcześniej wymienionej trójki. Najpierw należy jednak przedstawić genezę całej sytuacji. Wisła Płock całą dziesiątką znalazła się w centralnej strefie boiska w kwadracie 30x20 metrów, czym uwolniła obie strony boiska. Wystarczyło wycofanie do Crnomarkovicia, który momentalnie uruchomił Kostevycha. Ukrainiec skorzystał z wolnej przestrzeni i Lech momentalnie znalazł się pod polem karnym. Proszę spojrzeć na ustawienie obrońców gości na grafice nr 2. Mimo małej odległości, praktycznie żaden zawodnik w czarnej koszulce nie kontroluje swojego rywala. Rasak jest już za Kostevychem, Furman nie odcina ani podania do Jóźwiaka ani Jevticia, podobnie Rzeźniczak. Kolejorz miał pełną swobodę rozegrania.

 

 

Ruchliwość piłkarzy Lecha sprawiała ogromne problemy środkowym pomocnikom Płocczan. Kompletnie gubili się oni w asekuracji i decyzji doskoku, którego właściwie nie było. Kamil Jóźwiak poholował piłkę do środka pola, ale oddając ją Robertowi Gumnemu od razu ruszył za akcją w wolną strefę. Takie zachowanie wydaje się oczywiste i bardzo proste, ale często zapominane przez zawodników w polskiej lidze. Zwłaszcza przy konstruowaniu ataku pozycyjnego. Klasyczna akcja "podaj-wyjdź" stworzyła sytuacje 3 vs. 3 w bocznym sektorze boiska. W tym spotkaniu Lech sytuacje liczebnej równowagi praktycznie zawsze przechylał na swoją korzyść. Tymek Puchacz zszedł do środka w poszukiwaniu Jevticia, więc naturalnym ruchem Roberta Gumnego było pojawienie się w wolnej strefie kompletnie niepilnowanej przez Tomasika. 21 latkowi należy się jednak bura, gdyż po zagraniu Szwajcara zabrakło przyjęcia kierunkowego w stronę bramki Żynela. Stworzyłoby to stuprocentową sytuacje.

 

 

Defensywa Wisła bardzo biernie zachowała się również przy akcji, która tak naprawdę mogła zamknąć mecz, gdyż Lech strzelając gola do szatni na 2:0 zdecydowanie uspokoiłby grę. Warto zauważyć ruch Jevticia, który nie poszedł za plecy obrońcy na zamknięcie akcji, tylko niczym rasowy napastnik uprzedził defensora rywali, który zupełnie nie zareagował. Szwajcar powinien zamienić na bramkę dobre podanie Kostevycha.

 

 

 

WYJŚCIE SPOD PRESSINGU – SIŁA LECHA CZY BOLĄCZKA WISŁY?

Główną siłą Lecha w nowym sezonie ma być gra w piłkę. Również od bramkarza. Stąd transfer Mickeya Van der Harta, który już w drugim spotkaniu dał mały popis gry nogami. W tym punkcie analizy warto zauważyć dwie kwestie. Właśnie dobrą grę nogami Holendra, ruch do piłki piłkarzy Lecha, ale również fatalne zakładanie pressingu przez Wisłę. Miałem wrażenie, że było to bardziej wymuszone przez Kolejorza, niż plan gości na mecz. Często ta próba ataku była wykonywana przez raptem trzech piłkarzy bez wsparcia linii środkowej. Sprawiało to, że cała drużyna Leszka Ojrzyńskiego była rozciągnięta na całą długość boiska, co było wodą na młyn Kolejorza, który nie miał żadnych problemów z transportem futbolówki do wyższej formacji. Poniżej przytaczam kilka takich przykładów, gdyż powtarzało się to regularnie.

 

 

 

 

 

 

Chciałbym się jednak jeszcze pochylić nad poniższą sytuacją, która idealnie pokazuje jak NIE zakładać pressingu. Proszę spojrzeć najpierw na grafikę nr 1, w której Kolejorz, przede wszystkim, utrzymuje przewagę liczebną za sprawą Muhara (warto pamiętam jeszcze o Van der Harcie), gdyż spóźniony o co najmniej 20 metrów jest Dominik Furman. Gospodarze, mimo obecności Płocczan, nie są nawet zmuszeni do zagrywania piłki na jeden kontakt, gdyż mają oni na tyle swobody, że mogą pozwolić sobie na przyjęcie piłki. Wystarczyły dwa podania, aby Chorwat miał otwartą przestrzeń, a połowa zawodników Wisły została poza akcją już pod bramką gospodarzy! Doprowadziło to do sytuacji na grafice nr 2. Podopieczni Żurawia wyprowadzając atak mieli przewagę liczebną już od środka boiska! A był to atak wyprowadzony od własnych obrońców, a nie szybki odbiór i kontra. To pokazuje jakie ogromne problemy z organizacją gry mieli goście, co kosztowało ich bardzo dużo sił. Kolejorz skrzętnie to wykorzystał.

 

 

ATAK POZYCYJNY – WYJŚCIE NA POZYCJE

Jak wcześniej wspomniałem, bardzo ważne w kreowaniu ataku pozycyjnego jest wyjście na pozycje i pokazanie się do gry. Bardzo ułatwia to życie stoperom, ale również wprowadza dezorientacje w szeregi przeciwnika. Thomas Rogne w obu przypadkach ma kilka możliwych wariantów z uwagi ruch zawodników przednich formacji. Lecha cechowała duża chęć utrzymania piłki. Jest to ABC konstruowania ataku pozycyjnego. Dla porównania dodałem sytuacje z meczu Legii Warszawa z KuPS Kupio, które pokazuje jak tego nie robić. (screen dzięki uprzejmości Michała Rączki)

 

 

 

 

Warto skontrować organizacje ataku Lecha do tej Wisły Płock, która jak miała możliwość wymienienia kilku podań od obrony, jej zawodnicy wyglądali jak dzieci w mgle. Poniżej dwa przykłady owego złego zachowania. W pierwszej grafice kompletnie niezagospodarowana wolna przestrzeń wokół sędziego. Gdyby pojawił się tam któryś ze środkowych pomocników Wisły, automatycznie ułatwiłoby to zadanie stoperom. Bardzo wąskie ustawienie całej czwórki blokuje możliwość rozegrania akcji.

 

 

Druga grafika to idealny przykład braku rozumienia gry przez Piotra Tomasika. Mateusz Szwoch jest w bardzo trudnej sytuacji z uwagi na agresywny atak Karlo Muhara. Lewy obrońca zamiast pomóc koledze ruchem do piłki, woli dostać piłkę za linie obrony, co jest niewykonalne z uwagi na trudność zagrania oraz przewagi liczebnej Kolejorza.

 

 

Biorąc pod uwagę różnice w jakości między obiema drużyna, ekipa Leszka Ojrzyńskiego niespodziewanie długo utrzymywała szansę na korzystny wynik. Jednak jej poczynania ofensywne ograniczyły się jedynie do dośrodkowań w pole karne, czy to z akcji, czy ze stałych fragmentów gry. Kolejorz po wejściu Christiana Gytkjaera wrzucił wyższy bieg i szybko zamknął mecz.

FILIP MODRZEJEWSKI