Subskrybuj
Ekstraklasa

Legia i Lech - szansa na powrót duopolu?

2020-02-29

Rzadko w futbolu zdarza się, żeby dwa największe kluby w kraju trenowali nowicjusze. Latem pełnoprawnymi trenerami Legii Warszawa i Lecha Poznań zostali Aleksandar Vuković i Dariusz Żuraw. Szkoleniowcy o ubogim doświadczeniu. Zarówno jeden jak i drugi jesienią przeżyli swoje kryzysy, ale włodarze wytrzymali ciśnienie. Dzisiaj zbierają tego owoce. Wojskowi i Kolejorz grają najlepszą piłkę w Polsce.

Ofensywna dominacja

Mimo, iż mistrzem Polski jest Piast Gliwice, a Lech Poznań w tym sezonie dalej znajduje się w goniącym peletonie, aniżeli w grupie uciekającej stawce, gdyż do liderującej Legii przed 24. kolejką tracił aż 8 punktów, to w ostatnich tygodniach mogły przypomnieć się lata duopolu, dominacji ekip z Poznania i Warszawy w Ekstraklasie. Jednym z największych grzechów tej dwójki jest regres sportowy do ligowych średniaków. Zarówno Lech, jak i Legia miały coraz większe problemy, aby zdominować rywali, a to powinna być naturalna cecha ekip, które chcą wygrywać trofea, prowadzić grę i tłamsić drużyny przeciwne. Potwierdzały to zresztą zespoły odwiedzające stadion przy ulicy Łazienkowskiej. Stadion Legii przestał straszyć, a stał się wręcz bodźcem mobilizującym. Nikt do Warszawy i Poznania nie jeździł już na ścięcie. Nikt Legii i Lecha już się nie bał. Z osądem czy to się zmieni należy jeszcze poczekać, ale dłuższy trend jest zauważalny gołym okiem. Subiektywną opinie zawsze można podważyć, więc warto przytoczyć kilka liczb z tego sezonu.

Kilka liczb

Wicemistrzowie Polski ostatni raz punkty u siebie stracili w sierpniu. Obie ekipy mogą pochwalić się zdecydowanie najsilniejszymi ofensywami. Legia gromiąc rywali na własnym stadionie (m.in. 7:0 z Wisłą, 4:0 z Koroną czy 5:1 z Górnikiem) wysforowała się na prowadzenie z aż 47 trafieniami. Drugi Kolejorz zdobył 38 bramek, a trzecie w tej klasyfikacji Zagłębie, już tylko 31. Podopieczni Vukovicia i Żurawia przodują również w „golach oczekiwanych” tzw. xG. Silna ofensywa podparta progresem w defensywie, zarówno Lech jak i Legia straciły po 23 gole (lepsza tylko Cracovia i Pogoń – 18), zaowocowały pierwszym miejscem wicemistrzów Polski w „oczekiwanych punktach”. To oczywiście żadna niespodzianka, gdyż Wojskowi faktycznie liderują tabeli, ale za ich plecami w tej klasyfikacji znalazł się Lech Poznań! To pokazuje jaki potencjał drzemie w ekipie Dariusza Żurawia, lecz nie zawsze potrafiła przekuć tego w wynik notując kilka nieprzewidzianych strat punktów. Legioniści i Lechici oddają również najwięcej strzałów w lidze, najczęściej posiadają piłkę czy też wykonują najwięcej rzutów rożnych. Matematyka i statystyka zbiegły się z wrażeniem, że oba zespoły obrały prawidłowy kurs, bo brak umiejętności zdominowania rywala na krajowym podwórku to jeden z późniejszych grzechów w europejskiej przygodzie w pucharach.

Ważna rola młodzieżowców

Jeszcze bardziej optymistyczną wieścią jest w tym zjawisku rola młodzieżowców. Kolejorz z uwagi na jeszcze odważniejszą wizję stawiania na wychowanków przoduje w każdej klasyfikacji. Przed 24. kolejką, zawodnicy urodzeni w roku 1998 i młodsi znajdowali się na murawie najdłużej w lidze (6658 minut). To daje 29,25% rozegranych przez nich minut dla całej drużyny. Strzelili w nich aż 11 bramek, 35,9% goli całego sezonu – również najwięcej, a tacy gracze jak Kamiński, Moder czy Puchacz już są odkryciami tego sezonu. Kolejnym, jeśli nie największym odkryciem jest również Michał Karbownik. Legia, w której presja i parcie na wynik jest przeogromne, wzorem Kolejorza, odważniej sięgnęła po graczy ze swojej akademii. 3739 minut młodzieżowców dają jej czwartą lokatę. Jest to jednak raptem 16,46% ich udziału w grze. Trochę mało, ale wystarczyło, żeby zająć miejsce tuż za podium. Od czegoś trzeba zacząć. Lwia część to zasługa Radosława Majeckiego, ale obok Karbownika swoje szansę dostali również Praszelik czy Rosołek. W przypadku wicemistrzów Polski należy wspomnieć również o Jarosławie Niezgodzie, który już dawno nie łapał się w wiek juniora, ale był zawodnikiem rozwojowym i dał na sobie zarobić strzelając aż 14 bramek w rundzie jesiennej. Nie ma innej drogi dla polskich klubów niż śmiała inwestycja w akademie, w swoich piłkarzy. To generuje nie tylko zarobek w postaci sprzedaży młodego gracza, ale również ułatwia identyfikacje oraz buduje tożsamość klubu. Tak uznane marki na naszym podwórko jak Lech i Legia, muszą dominować na każdym gruncie.

FILIP MODRZEJEWSKI