Subskrybuj
Ekstraklasa

Legia na wirażu, Zieliński za kierownicą...

2022-01-27

Historia czasami zależy od jednego meczu. Legia Warszawa – 19 grudnia 2021 roku - przegrała z Radomiakiem 0:3. Po prostu została zlana przed własną publicznością. Co prawda Aleksandar Vuković próbuje racjonalizować ten ostatni mecz o stawkę w minionym roku. - Baterie były już kompletnie wyczerpane – zaznacza nowy-stary szkoleniowiec „wojskowych”. I dodaje: - "Gdy przyszedłem do Legii w grudniu, to zobaczyłem drużynę, która była zdruzgotana. Sytuacja była ekstremalnie zła. Piłkarze nie widzieli, co się dzieje. Nie potrafili zrozumieć, dlaczego przegrywają mecz za meczem. Wszedłem do szatni i można było się przerazić. W tych ludziach nie było żadnej energii. Potrzebny był reset…"

Vuković odbudowuje morale i taktykę, przygotowanie fizyczne i pewność siebie. Szkoleniowiec pracuje pełną parą, choć nie wie, jak długo przyjdzie mu dowodzić zespołem. - Każdy trener jest tymczasowy – trochę żartuje, a trochę mówi poważnie. Pierwsze zgrupowanie miało miejsce w Dubaju. - Dla mnie mogło być równie dobrze w Mrągowie – zaznacza szkoleniowiec. I śmieje się: - Mieszkamy w hotelu na pustyni. Blisko morza, ale przez wszystkie dni zgrupowania ciężko pracowaliśmy. Było tak mało czasu, że co najwyżej można było wyjść na spacer. Nie miało to jednak wielkiego sensu, skoro za płotem pustynia. Piłkarze dostali wolne dopiero ostatniego dnia, 21 stycznia…

Dzień wcześniej właściciel i prezes Legii, Dariusz Mioduski i dyrektor sportowy, Jacek Zieliński  rozmawiali z dziennikarzami ponad trzy godziny. - Dla mnie to wygodne, że wreszcie odsuwam się od spraw sportowych – zaznaczył Mioduski. Niby zawsze to deklarował, ale... dotychczas wychodziło to średnio. Ciągle i wciąż musiał sprawować nadzór, stawiając konsekwentnie na Radosława Kucharskiego w roli dyrektora sportowego. Jeszcze w listopadzie była koncepcja, że Kucharskiemu pomoże Paweł Tomczyk, niedawny dyrektor sportowy Rakowa Częstochowa... Jednak kryzys uderzał z całą mocą. Dość powiedzieć, że Legia – prowadzona czy przez Czesława Michniewicza, Marka Gołębiewskiego, czy Vukovica – przegrała aż 13 z 18 meczów ligowych. Horror gonił horror, a kibice byli coraz bardziej zniecierpliwieni.

Mioduski zdecydował się na radykalne cięcie. Gdy Zieliński zaczął negocjować z Jagiellonią Białystok, aby objąć w tym klubie funkcję dyrektora sportowego, to błyskawicznie zadziałał. Zagrał tak naprawdę va banq: cała władza sportowa w ręce Zielińskiego! To miało nadzwyczaj poważne konsekwencje również ze względu na wcześniejsze deklaracje. I to deklaracje sprzed kilkunastu dni. Że to Marek Papszun ma być nowym – i to na lata! – trenerem Legii. Jeśli ma być Zieliński, to musi odpowiadać za zatrudnianie trenerów. Jeśli Papszun ma być potwierdzony – czy jeszcze zimą, czy już od lata – to musi pracować na jednych falach z Zielińskim. Nowy dyrektor został ogłoszony 27 grudnia 2021 roku. I od razu rozmawiał z Papszunem. - Było kilka rozmów telefonicznych, a także bezpośrednie spotkanie – opowiada Zieliński. I przyznaje: - Marek wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie. Jednak chciałem mieć pewność. Potrzebowałem czasu... Papszun ostatecznie zdecydował się na prolongatę umowy z Rakowem.

Kierownica jest u Zielińskiego. Podejmuje bieżące decyzje, dotyczące transferów zimą. Vuković mówi: - Jeśli chodzi o transfery, to nie jestem wymagający. Nie dzwonię codziennie, nie zawracam głowy. Myślę, że przed pierwszym meczem dołączy do nas dwóch, może trzech piłkarzy... I dodaje: - Dobrze by było mieć więcej piłkarzy wahadłowych... Zieliński już pozbył się Andre Martinsa, już zatrudnił Patryka Sokołowskiego. Szuka bramkarza i wspomnianych wahadłowych. Wiadomo, że nie liczy na powrót Mehira Emreliego. Na tego ostatniego nie liczy również Vuković. „Aco” mówi do dziennikarzy: - A czy wyobrażacie sobie, że Paulo Sousa poprowadzi Polskę w barażach Mundialu... Emreli przemknął przez Legię, wykorzystując skandaliczne zdarzenie po meczu w Płocku. - W tej sytuacji Luquinhas zachował się, jakby był chłopakiem z Ursynowa, czy Bródna – mówi Vuković. I powierzył Brazylijczykowi opaskę kapitana. To bardzo znaczący moment. Luquinhas nie mówi po polsku, ani po angielsku. - Liczą się czyny, a nie słowa – przekonuje Vuković. I trafia to do wyobraźni Zielińskiego. Był taki sam, gdy kapitanował Legii przed laty. Mniej słów, a więcej czynów.

Legia jest na zakręcie. Od lat podważana. A tak naprawdę sama się też podważa. Po mistrzostwach Polski w 2017 i 2018, przyszedł tytuł dla Piasta Gliwice. W 2020 i 2021 znowu przy Łazienkowskiej świętowano mistrza, ale teraz stołeczny klub co najwyżej wyląduje w środku tabeli. Mnie zastanawia coś innego. Legia sprzedała tylko 8 tysięcy karnetów. Połowę tego, co Widzew. - Sytuacja klubów jest nieporównywalna – przekonuje Mioduski. Trudno się z tym zgodzić. Sprzedaż karnetów Widzewa to coś stałego – trwającego od 2017 roku - i pewnie nie zmieni się po awansie do PKO Bank Polski Ekstraklasy. Tylko 8 tysięcy sprzedanych karnetów pokazuje, że łatwo być kibicem Legii na TT albo przed telewizorem. Jednak dużo trudniej przeżywać mecze z trybun, co jest istotą zaangażowania emocjonalnego w klub. To pokazuje, jak trudny jest proces kształtowania kultury kibicowania. Jak daleko jesteśmy od Anglii, czy od Niemiec. To wręcz przepaść, co jest w Polsce, a co widać na stadionach Bundesligi. I to nie tylko w przypadku Bayernu Monachium, czy Borussii Dortmund, ale i takich klubów, jak Union Berlin, Freiburg, czy Augsburg. Nadzieję stanowi Europa. Bodo, Flora, Dinamo, Slavia, Leicester, Napoli, czy Spartak – na tych spotkaniach frekwencja zawsze była odpowiednia. Łącznie na 7 meczach pucharowych zjawiło się 156 tysięcy kibiców. Średnia widzów to ponad 22 tysiące kibiców.

Pytanie, czy Legia skazana jest na pucharowe przygody raz na pięć lat? To już zależy od Zielińskiego, który chwycił kierownicę. Na razie atmosfera na linii Mioduski-Zieliński jest sielankowa. - To na ile lat podpisaliśmy kontrakt? - dopytywał się prezes dyrektora sportowego. I dodawał: - Bo ja tylko podpisałem „papiery” przedstawione przez prawników... – Prezesie, w dodatku pozwolił mi pan wpisać kwotę zarobków w tej umowie – odparł z uśmiechem „Zielek”. Jacek nie chce mówić o tym, jak długo będzie pracował. W „Prawdzie Futbolu” zaznaczył: - Nawet gdybym miał w roli dyrektora sportowego pomóc Legii tylko przez kilka miesięcy, to zrobiłbym to bez wahania... Tu chodzi jednak o przestawienie zwrotnicy. I to na stałe. O napędzenie koniunktury w oparciu o wiele decyzji personalnych, czy dotyczących pierwszej drużyny, czy w zakresie skautingu i akademii. - Potrzebuję czasu – usłyszał Papszun od Zielińskiego. Czas to coś, czego w Legii na lekarstwo. Tylko zwycięstwa uspokajają atmosferę... Ba, ale kto ma to wiedzieć, jak nie Zieliński…

____________________________________

tekst ukazał się w nr.4 tygodnika PiłkaNożna

Roman Kołtoń