Subskrybuj
Reprezentacja

Media grają w tę grę...

2023-07-11

Dialog to podstawa mojej pracy dziennikarskiej. Często zresztą monolog - nie mój, a rozmówcy. Nie przeszkadza mi, że oddaję pole. Wręcz przeciwnie – czerpię z tego pełnymi garściami. To często są fascynujący rozmówcy.

W ostatnich dniach na „Prawdzie Futbolu” gościło sporo nadzwyczaj ciekawych ludzi, którzy diagnozowali, to co zdarzyło się w Kiszyniowie: Zbigniew Boniek, Antoni Piechniczek, Jacek Gmoch, Artur Wichniarek, czy koledzy dziennikarze Marcin Lepa i Bożydar Iwanow... Jakże różna te diagnozy. Co ciekawe większość uderza w tony, które nie dotyczą trenera. Zdecydowana większość zastanawia się, co jest nie tak z piłkarzami. Miałem ostatnio okazję – poza anteną „Prawdy Futbolu” –prowadzić dialog z Cezary Kuleszą, prezesem PZPN. To było zaskakujące, że postawił na Portugalczyka. Ba, cokolwiek zaskakujące było, że postawił na zagranicznego trenera. Jakby chciał ściągać się w tym względzie z poprzednikiem. Tymczasem Boniek tak naprawdę nigdy nie chciał obcokrajowca na stanowisku selekcjonera Biało-Czerwonych. Wybory Adama Nawałki, czy Jerzego Brzęczka o tym świadczą. Postawienie na Paulo Sousę wynikało z chęci wygrania EURO 2020. To znaczy może nie z chęci zdobycia tytułu na EURO – Boniek zbyt twardo stąpa po ziemi, żeby formułować taki postulat - a z chęci zagrania w fazie pucharowej. Napisania niezwykłej historii... Tak się nie stało, ale to temat na inną opowieść...

Przebywam nad morzem. Siłą rzeczy gdzieś przemykają przez głowę obrazki znad morza, które widziałem w swoim życiu. Z reguły to był Bałtyk, często Morze Śródziemne, a naprawdę rzadko Atlantyk. Byłem kiedyś z Dunkierce. Niesamowita to plaża. Jednak jeszcze bardziej niezwykłe było La Boule, gdzie przebywaliśmy nad Zatoką Biskajką w czasie EURO 2016. Wtedy był wzlot Biało-Czerwonych – na poziom ćwierćfinału mistrzostw Europy. Piękny czas, a później był upadek.

Owszem jeździliśmy na turnieje, ale niewiele z tego wynikało. Grupa Mundialu 2018 i koniec, grupa EURO 2020 (w 2021) i koniec, 1/8 finału Mundialu 2022, ale po turnieju obraz jak po przegranej bitwie. Trener Czesław Michniewicz zamiast podpisywać nowy, dłuższy kontrakt, traci posadę. Prezes Kulesza zastosował manewr ucieczki do przodu. I to w dodatku ucieczki do przodu z zagranicznym fachowcem. Z jak najwyższej półki. Że 150 tysięcy euro kosztuje miesięcznie ze sztabem? To nie są wielkie koszty dla PZPN, jeśli wszystko idzie dobrze – jeśli są kwalifikacje na turnieje. Że my jednak po trzech meczach eliminacji EURO 2024 będziemy mieli 3 punkty – z 9 możliwych! – to nikt się nie spodziewał. W najczarniejszych snach! „Tęgie głowy” polskiej piłki - jak Antoni Piechniczek, czy Jacek Gmoch - bronią Fernando Santosa „jak niepodległości”. Gmoch diagnozuje z przekonaniem – już po klęsce z Mołdawią: „To był fantastyczny wybór”. Piechniczek dodaje: „Nawet jeśli byłem za Polakiem na stanowisko selekcjonera, to dajmy spokojnie pracować Santosowi”. To niesamowite! Ciekawe, czy takie głosy docierają do Portugalczyka? Bo to powinno skutkować jeszcze większą sympatią do Polski... Słyszę, że trener miałby przelecieć „za miesiąc”. Nie chce mi się wierzyć. Zbyt duża jest we mnie wiara w człowieka, żebym 15 lipca nie zobaczył Santosa w Częstochowie na Superpucharze Polski.

Skoro gra Raków – mistrz Polski – z Legią – zdobywcą Pucharu Polski – mecz o stawkę, to musi się pojawić selekcjoner. Nawet jakby miał nerwowo wypalać papierosa za papierosem, a dym miałby zasłaniać niebo nad Jasną Górą, to obowiązkiem najważniejszego trenera w Polsce jest oglądanie takiego meczu z trybun. Ktoś powie – halo, halo, ale przecież większość piłkarzy Santos powołuje i tak z zagranicy. Może, ale to nieistotne, szczególnie, że Ekstraklasa to zawsze będzie źródło polskich piłkarzy.15 lipca dojdzie do sprawdzianu dwóch czołowych polskich drużyn. O stawkę! Nic tylko śledzić. Bo rolą Santosa jest przebudowa kadry. I zawsze będzie – w mniejszym lub większym stopniu – czerpał z polskiej ligi. Być może w większym, niż czynił to dotychczas. Bo może czas na jeszcze większą przebudowę. Widzę te głosy przywracające Kamila Glika, Kamila Grosickiego, czy Grzegorza Krychowiaka. Sam Grzegorz domaga się rozmowy z selekcjonerem, aby wiedzieć, na czym stoi. Tymczasem piłkarska prawda jest brutalna. Tak jak uwielbiam „Grosika” i cenię Glika (ileż chwały głosiłem, jeśli chodzi o tego piłkarza), to już chyba nie sposób stawiać na nich. Zibi Boniek ma rację, gdy ostatnio rzucił: „U nas najlepsi po porażce są ci, którzy nie grali”. Media grają w tę grę, ale w tę grę nie musi – ba, nie powinien grać! – selekcjoner! Selekcjoner musi konsekwentnie grać w budowę nowej drużyny. Silnej mentalnie. Właśnie o tej mentalności mówił dużo na spotkaniu z Kuleszą - dzień po Kiszyniowie. Pytanie, jak zamierza na nią wpłynąć, jeśli nie poszuka wyjścia na Polskę w jeszcze większym stopniu, niż dotychczas. Jeśli nie wykorzysta Grzegorza Mielcarskiego do budowania relacji. Jeśli nie ruszy do Częstochowy, czy na mecze polskich drużyn w kwalifikacjach europejskich, nie ruszy do czołowych piłkarzy za granicą... Piechniczek i Gmoch apelują o zaufanie. Ufam, ale jako dziennikarz będę sprawdzał...

______________________________________

tekst ukazał się w nr27 tygodnika PiłkaNożna.pl

Roman Kołtoń