Subskrybuj
Ligi Zagraniczne

Mes(si) que un club?

2020-08-25

Piłkarskim światem zatrzęsła informacja, że Lionel Messi zamierza tego lata opuścić Barcelonę! Duma Katalonii po blamażu z Bayernem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów znalazła się na ostrym zakręcie. Barca po raz pierwszy od 2014 roku nie zdobyła żadnego trofeum, ale kryzys sięga znacznie głębiej niż w samym aspekcie sportowym. Co skłoniło Argentyńczyka do takiej decyzji?

Katalończycy podbili Europę w 2015 roku z genialnym trio z przodu, ale Neymara już nie ma, Luis Suarez jest już po drugiej stronie rzeki, a Messi jest rozgoryczony. Nie było niespodzianką, że po spotkaniu z Bayernem to Gerard Pique był pierwszym, który wyszedł z ostrym przekazem. Obrońca Barcelony nigdy nie był oszczędny w słowach, a po upokarzającej porażce w Lidze Mistrzów 8:2 z Bawarczykami wygłosił mocny apel: "Rzeczywistość nie może być już dłużej ukrywana. Co za wstyd. Nie możesz tak grać, nie możesz tak grać w Europie. To nie jest ani pierwszy, ani drugi, ani trzeci raz. To bardzo trudne, wszyscy musimy się zastanowić.

Klub potrzebuje zmian, a ja nie mówię o trenerze, o zawodnikach. Nie chcę na nikogo wskazywać. Strukturalnie potrzebujemy zmian wszelkiego rodzaju, bo nie jest to ani pierwszy, ani drugi, ani trzeci raz. Pierwszym, który zgłosi się na ochotnika, będę ja, jeśli przyjdzie nowa krew i zmieni się dynamika, będę pierwszym, który ustąpi.

Teraz uderzyliśmy w dno. Myślę, że wszyscy musimy spojrzeć i zastanowić się wewnętrznie i zdecydować, co jest najlepsze dla Barcy”.

Miłe złego początki

Słowo „wstyd” wydaje się kluczem. Josep Maria Bartomeu wydaje się bezwstydny. Podczas gdy Gerard Pique szlachetnie zaoferował, że jest gotów ustąpić, by pozwolić młodszym graczom zająć jego miejsce, kompromitujący się prezydent Barcelony odmówił rezygnacji, obiecując w zamian, że: "zmiany zostaną dokonane".

Wszyscy wiedzieli, co miał na myśli; pociągnąłby wszystkich do odpowiedzialności za wstydliwy upadek Barcelony, ale nie siebie samego.

Bartomeu poinstruował dyrektora sportowego Erica Abidala, by w poniedziałek zwolnił trenera Quique Setiena, po czym Francuz stracił posadę 24 godziny później. Prezydent nie zdecydował się ogłosić przedwczesnych wyborów, więc swoją kadencję będzie pełnił co najmniej do wiosny 2021 roku. Zdumiewające jest to, że człowiek postrzegany jako odpowiedzialny za upadek klubu uważa, że ma kwalifikacje do rozpoczęcia procesu odbudowy.

Bartomeu jest członkiem klubu z Katalonii od 1974 roku, dołączył do zarządu w 2010 roku w ramach objęcia fotela prezydenckiego przez Sandro Rosella. Początkowo pełnił funkcję wiceprezesa, a główny urząd objął w 2014 roku, kiedy Rosell złożył rezygnację po rozpoczęciu dochodzenia w sprawie przybycia Neymara z Santos rok wcześniej. Przydatność Bartomeu do tej roli była wówczas kwestionowana, ale Blaugrana wygrała swój piąty puchar Ligi Mistrzów na miesiąc przed wyborami; jego zwycięstwo było więc formalnością. W nocy wielkiego spektaklu w Berlinie, Barcelona pokonała Juventus w fantastycznym finale. Bianconeri mający w składzie takie nazwiska jak Andrea Pirlo, Paul Pogba, Arturo Vidal czy Claudio Marchisio, nie mogli powstrzymać trio Leo Messi, Luis Suarez i Neymar.

"Juve sprawiało, że czasami cierpieliśmy, ale po przerwie przełamaliśmy ich" - powiedział Pique po zwycięstwie Barcy 3:1 na Stadionie Olimpijskim w Berlinie, gdzie Suarez i Neymar pokonali Buffona, a Messi był zaangażowany we wszystkie trzy bramki.

"To łatwe z trzema zawodnikami z przodu z taką jakością i szybkością. Dajesz im piłkę, a oni po prostu tworzą okazję do zdobycia gola." Pique całkiem słusznie argumentował, że kiedy Barca szybko przenosiła piłkę do przodu, drużyna była praktycznie nie do zatrzymania. Zwyciężając w ówczesnej Champions League, pokonali mistrzów Anglii, Francji, Niemiec i Włoch. W ten sposób Berlin 2015 miał być początkiem kolejnej ery dominacji Barcelony - świtu nowego imperium. Zamiast tego, Katalończycy upadli.

"Kryzys sportowy - nie instytucjonalny"

Od czasu reelekcji Bartomeu w lipcu 2015 roku na Camp Nou przybyło 29 nowych zawodników, których koszt wyniósł nieco ponad 1 mld euro. Żaden z nich nie okazał się niewątpliwym sukcesem. Choćby Samuel Umtiti miał świetny start, ale teraz jest wrakiem piłkarza, Frenkie de Jong jest cieniem zawodnika z Ajaxu. Clement Lenglet to solidny stoper, ale jego braki zostały obnażone przez Bayern w Lizbonie.

Okropny bilans Barcy na rynku transferowym został oczywiście najbardziej wyśrubowany przez trzy najdroższe transfery w historii klubu. Cała trójka siedziała na ławce podczas meczu na Estadio da Luz.

Antoine Griezmann ponownie nie znalazł uznania w oczach trenera; Ousmane Dembele po raz kolejny nie nadawał się do startu, gdyż był po kontuzji. A Philippe Coutinho, po nieszczęśliwym 18-miesięcznym okresie spędzonym na Camp Nou, został wypożyczony do Monachium na sezon 19/20. Jakby tego było mało, Brazylijczyk wszedł na murawę i zdobywając dwie bramki przyczynił się do upokorzenia kolegów z drużyny. To, co wydarzyło się w Lizbonie, było porażką z własnej winy, podsumowaniem całych pięciu lat.

Cztery dni później Bartomeu twierdził, że Barca miał do czynienia jedynie z "kryzysem sportowym - nie instytucjonalnym". Byłoby to śmieszne twierdzenie, gdyby nie było tak obraźliwe. Hiszpańskie media od razu podsumowały to słowami Neymara z 2017 roku, które umieścił na Instagramie: "Ten prezydent to żart". Barca stała się teraz dosłownie pośmiewiskiem, tematem miliona memów po katastrofie przeciwko Bayernowi. I nie po raz pierwszy: Lizbona to tylko ostatnia porażka, po Turynie, Rzymie i Liverpoolu.

Tyle samo haniebnych epizodów miało miejsce również poza boiskiem. Reputacja Barcelony jako "więcej niż klubu" przez lata zmalała, ale została całkowicie zniszczona przez administrację Bartomeu, która była uwikłana w jeden skandal za drugim. Jest to klub, który stał się synonimem słowa kapitulacja na boisku, niekompetencja w gabinetach.

Barcelona od dawna jest tworem politycznym. Prawdopodobnie nie ma ważniejszej roli w Katalonii niż urząd prezydenta FC Barcelony, instytucji społecznej, która reprezentuje nadzieje i ideały narodu i jego regionu. Każdy chce pracować na najwyższym szczeblu; każdy ma swój własny program. Jak przyznał kiedyś były menedżer Bobby Robson: "W piłce nożnej chodzi o władzę. Są tacy, którzy jej pragną; ci, którzy ją mają; i ci, którzy nie chcą jej puścić. To może stworzyć bezlitosne środowisko, gdy niewłaściwi ludzie zajmują ważne stanowiska.”

W styczniu zeszłego roku, gdy ważyły się losy Ernesto Valverde, Bartomeu kazał czekać trenerowi za decyzją cały dzień, podczas gdy on próbował - i nie udało mu się - znaleźć lepszego zastępstwa niż Quique Setien, zanim ostatecznie potwierdził to, co wszyscy już wiedzieli: że Valverde został zwolniony. Tymczasem w ubiegły wtorek Bartomeu, na żywo w klubowej telewizji, poinformował wszystkich, oprócz siedmiu członków obecnego składu, że są na sprzedaż. Luisowi Suarezowi decyzje o chęci rozstania przekazał przez telefon...

Kłopoty finansowe

Drużyna Barcelony na pewno wymaga odmłodzenia. Nie chodzi jednak o to, że niektórzy zawodnicy POWINNI zostać sprzedani; chodzi o to, że MUSZĄ zostać sprzedani. Klub o największych przychodach w światowej piłce nożnej rozpaczliwie musi zrównoważyć księgowość. Muszą sprzedawać zawodników, zanim będą mogli ich kupić. Bartomeu próbował argumentować, że winą za fatalną sytuację finansową Barcy jest koronawirus, mówiąc Mundo Deportivo: "Od 14 marca nie otrzymaliśmy euro. Przegapiliśmy 200 milionów euro. 200 milionów euro! Musieliśmy zamknąć sklepy i muzeum, nie było sprzedaży biletów. Zwróciliśmy pieniądze za bilety na mecze, na które kibice nie mogli przyjść. 200 milionów euro to wielki cios... W naszym planie strategicznym planowaliśmy zarobić 1,1 miliarda euro, a teraz zarobimy o 30 procent mniej z powodu pandemii. Mówię to, bo jeśli ktoś myśli, że pandemia nie dotyczy Barcy, to się myli. Ma ona wpływ na duże europejskie kluby, a Barcelona jest europejskim klubem, który zarabia najwięcej pieniędzy i jest najbardziej dotknięty".

Jednak obawy o finanse Blaugrany poprzedziły pandemię. Już w 2017 roku protestowano nad sposobem, w jaki Bartomeu rządził Barceloną, a były dyrektor Agusti Benedito twierdził, że prezydent "wymknął się spod kontroli" i ostrzegał przed "poważnym kryzysem instytucjonalnym". Na początku tego roku sześciu dyrektorów podało się do dymisji, powołując się na kwestie związane z "zarządzaniem klubem". Odejście Emili Rousaud (wiceprezydenta klubu) było szczególnie znaczące, ponieważ został on wyznaczony na następcę Bartomeu.

Nieścisłe jest więc twierdzenie prezydenta Blaugrany, że problemy finansowe wynikają wyłącznie z pandemii. Koronawirus nie był odpowiedzialny za transfery Yerry'ego Miny, Aleixa Vidala, Ardy Turana, Marlona, Malcoma, Juniora Firpo czy Emersona. Albo zmarnował 222 miliony euro z odejścia Neymara na Dembele i Coutinho. I to jest najbardziej palący problem Barcelony w tej chwili. Barca ma skład pełen starzejących się, spadających gwiazd z kolosalnymi pensjami, których nikt nie chce. Nie udało im się nawet znaleźć klubu, który chciałby podpisać kontrakt z Coutinho po zaniżonej cenie; jak mają zamiar znaleźć kogoś, kto chciałby podpisać tak wysoką umowę z Luisem Suarezem, Ivanem Rakiticem czy Arturo Vidalem?

Być może Barcelona ma nowego trenera i dyrektora sportowego, ale nadal mają ten sam stary skład. Ronald Koeman nie przyjeżdża z sakiewką monet potrzebnych do zbudowania drużyny zdolnej do wyzwań czekających na nią w  przyszłym sezonie Ligi Mistrzów i La Ligi.

Gdzie szukać nadziei?

Przekonanie Messiego do pozostania będzie pierwszym i być może najtrudniejszym zadaniem Koemana. Argentyńczyk jest, co zrozumiałe, zdenerwowany stanem klubu, a nawet skrócił swoje wakacje, aby porozmawiać z nowym trenerem, w czwartek. Oczywiście, są tacy, którzy uważają, że Messi jest częścią problemu, ze względu na jego kolosalne zarobki. Gdyby jednak nie kapitan, Barca nie znalazłby się nawet w fazie pucharowej Ligi Mistrzów, ani nie walczyłby o tytuły na krajowym podwórku.

Jego odejście byłoby sportową, ale przede wszystkim marketingową, PR-ową i komercyjną katastrofą dla klubu, który teraz walczy o to, by związać koniec z końcem. Rzeczywiście, po latach robienia błędnych transferów i podpisywania ogromnych kontraktów z graczami poniżej jakości, Barca nie ma już środków, aby naprawić tę sytuację poprzez działania podczas letniego okienka transferowego. Barcelona chciała zrezygnować z Neymara kosztem Lautaro Martineza z Interu Mediolan, ale nie stać jej na żadnego z graczy. Jedyną opcją są więc wymiany oraz „kreatywna księgowość”. Mając w pamięci niedawny ruch z Arthurem i Miralemem Pjaniciem.

Jak to się ma do tego, że klub próbuje obniżyć średnią wiekowu drużyny? Nie ma. Ale jest to całkowicie zgodne z irracjonalnym podejściem Barcy do transferów w ostatnich sezonach. Były dyrektor Albert Perrin twierdził kiedyś, że Bartomeu został prezydentem "nie wiedząc nigdy dlaczego", i że zarząd nie miał prawdziwego pojęcia, jak rządzić klubem. Na pewno jest wiele dowodów na zupełny brak zrozumienia, czego wymaga starszy oddział.

Od 2018 roku, kiedy to Paco Alcacer wyjechał do Dortmundu, wyraźnie potrzebowali zmiennika na pozycje „dziewiątki”, ale całkowicie położyli sprawę zastępstwa dla Suareza. Rok po podpisaniu umowy z Kevinem-Princem Boatengiem jako rozwiązania krótkoterminowego, Barca musiała złożyć podpis awaryjny, sprawa wydawała się jeszcze bardziej żenująca, aby wesprzeć swój atak. Martin Braithwaite. Leganes, co zrozumiałe, byli oburzeni stratą swojego najlepszego strzelca już po wygaśnięciu okna transferowego, ale takie katastrofy transferowe stały się powszechne na Camp Nou.

W ostatniej chwili Barca rozmyśliła się w sprawie umowy dla Jean-Michael Seriego, co skłoniło Bartomeu do przeprosin dla prezydenta Nicei Jean-Pierre'a Rivere, a także „ukradła” Romie Malcoma, który na Camp Nou trafił z Bordeaux. Obie te sytuacje tylko wzmocniły postrzeganie Blaugrany jako klubu znajdującego się w ciągłym stanie chaosu; cierpiącego z powodu całkowitego kryzysu zaufania.

Prawdę mówiąc, Bartomeu nigdy nie odzyskał prawdziwej kontroli nad klubem, odkąd Neymar wyjechał do PSG w 2017 roku. Kiedy mówił, że Brazylijczyk na "200 procent" zostanie na Camp Nou, ten negocjował swój kontrakt na Parc des Princes. W tym momencie Bartomeu w zasadzie stracił szatnię; i nigdy jej nie odzyskał. Próbował to naprawić, ale Messi otwarcie zastanawiał się, czy klub rzeczywiście zrobił "wszystko", aby ściągnąć powrotem Brazylijczyka w zeszłym roku. Podczas rozmów między drużyną, a zarządem nad obniżeniem wynagrodzeń ich relacje tylko się pogorszyły, a Messi zarzucał, że niektórzy ludzie w klubie starają się rzucić na zawodników niekorzystne światło.

Argentyńczyk mógł przypuszczać, że klub spiskuje przeciwko niemu. Przecież zaledwie kilka miesięcy wcześniej pojawiły się doniesienia, że Barca zatrudniła tzw. „farmę trolli” - firmę zajmującą się mediami społecznościowymi, aby nie tylko chwalić Bartomeu i jego zarząd, ale także obrażać ich postrzeganych wrogów, w tym Pepa Guardiolę, Gerarda Pique'a i samego Messiego. Pandemia nie spowodowała więc problemów Barcelony, a jedynie je ujawniła.

Bartomeu od dawna twierdził, że nie ma nic złego w sposobie prowadzenia klubu; nie ma nic złego w tym, że ponad 70 procent wydatków klubu przeznacza się na wynagrodzenia. "LFP i UEFA wydają rekomendacje, ale nikt nie ustala limitu płac", przekonywał. "Jesteśmy ponad to, co jest zalecane, ale ważne jest, aby być zrównoważonym." Ale Barcelona nie była. Ich fundamenty finansowe są tak samo chwiejne jak ich defensywa. To była tylko kwestia czasu, zanim upadną.

Nie bez powodu Xavi dwukrotnie odrzucił ofertę Bartomeu, aby zostać trenerem Barcelony - chce zapoczątkować nową erę na Camp Nou, a nie być ciągniętym w dół na starcie swojej drogi.

Co dalej? 

W pewnym sensie, Bayern prawdopodobnie wyświadczył Barcelonie przysługę, brutalnie weryfikując tezę, chociażby Arturo Vidala, że Blaugrana jest nadal "najlepszą drużyną na świecie". Taka druzgocąca porażka powinna była automatycznie sprowokować radykalne reformy na każdym poziomie klubu.

Ale nie jeśli chodzi o Bartomeu. Odmówił ustąpienia, bo nie chce się żegnać z Barceloną będącą na dnie. Jest zdesperowany, by naprawić część finansowych i sportowych szkód, jakie wyrządził klubowi. Jak powiedział BBC Radio 5 Live w zeszłym roku: "Muszę opuścić klub we wspaniałej kondycji i powiedzieć nowemu prezydentowi "to nasze dziedzictwo"". Jednak w obecnym kształcie, jego spuścizna będzie zmarnowaniem ostatnich lat Messiego w Barcelonie. Twierdził, że jego rezygnacja byłaby łatwa, ale nie o to chodzi, po prostu byłoby to słuszne.

Zamiast tego Bartomeu zrobi wszystko, co konieczne, aby spróbować ratować sytuację, aby ocalić swoją reputację; aby nie zostać zapamiętanym jako najgorszy prezydent w historii Barcelony. Leo Messi szantażując władze odejściem gra "va banque". Naprawdę trudno w tej chwili wyrokować, kto się ugnie... Wstyd, jak powiedział Pique w zeszły piątek. Naprawdę jest to słowo klucz.

FILIP MODRZEJEWSKI