Subskrybuj
Europejskie Puchary

„Mesjasz taktyczny” Guardiola kontra Tuchel! 0:3...

2021-05-30

W 40 dni Tuchel ograł Guardiolę trzeci raz z rzędu! Pep znowu miał „gonitwę myśli”, jak określa swój stan przed najważniejszymi meczami. I znowu przekombinował ze składem! Ileż można? - trzeba by zapytać Katalończyka. I dziennikarze pytali go w każdym wywiadzie w Porto.

„The Guardian” kpił po finale Ligi Mistrzów: „Skład delegowany przez Guardiolę to błąd w druku?”. Londyński dziennik komentował: „Super mózg wybrał jedenastkę, która nie funkcjonowała... Oh, Pep, ciągle sobie to robisz. I to ciągle i wciąż boli. Jak to jest wygrać bez aktu taktycznego mesjanizmu?”. Już w Bayernie pojawiły się zarzuty, jeśli chodzi o „coachowanie” w najważniejszych meczach. Ten sam zarzut padał pod adresem Pepa za każdym razem, gdy przegrywał prowadząc City w Champions League. Tak było już w 2017 roku, gdy rywalizował z Monaco. Nie inaczej rok później z LFC, czy w 2019 roku przeciwko Tottenhamowi. W 2020 roku Guardiola dopasował taktykę pod Olympique Lyon, wychodząc na 1/4 finału Ligi Mistrzów trójką obrońców. I przegrał 1:3. W 61 spotkaniu sezonu 2020/21 wystawił Ilkaya Guendogana na „szóstce”. Zaledwie drugi raz w sezonie! W poprzednich 59 spotkaniach grali albo Rodri albo Fernandinho, a nawet obaj. A tu mecz sezonu i Guardiola deleguje na centralną pozycję przed środkowymi obrońcami reprezentanta Niemiec. Nic dziwnego, że „La Gazzetta dello Sport” diagnozuje: „Lyon niczego go nie nauczył. W najważniejszym meczu w historii City zmienił sposób gry. W 40 dni przegrał po raz trzeci z Tuchelem - najbardziej boleśnie”. „The Times” zaznacza: „Hazard Guardioli nie popłaca na największej scenie, jaką jest Champions League”.

To jest silniejsze od niego. Gdy przeglądałem media w dniu finału nie było ani jednego źródła, w którym można by wyczytać, że nie zagra Rodri lub Fernandinho. Tymczasem Guardiola chciał przechytrzyć Tuchela. Przed czwórką obrońców znalazło się sześciu piłkarzy, których śmiało można określić ofensywnymi, technicznymi, kreatywnymi. Można powiedzieć, że jak zwykle zabrakło klasycznej „dziewiątki”. Do tego mogliśmy się już przyzwyczaić od wielu miesięcy, bo Pep konsekwentnie pomijał w podstawowej jedenastce Jesusa, czy Aguero. Na 7 meczów w fazie pucharowej Champions League tylko w pierwszym z nich zagrał Brazylijczyk od pierwszej minuty. Reszta to była gra z „fałszywą dziewiątką”. Z Gladbach w rewanżu, z Borussią Dortmund w obu meczach i w półfinałach z PSG przyniosło to efekt. Jednak finał okazał się klęską... Kiedyś przesiadywali w „Schumann's Bar am Hofgarten” przy Odeonsplatz w Monachium wymieniając uwagi o taktyce, przesuwając namiętnie pieprzniczki i solniczki, które imitowały graczy. Teraz decydowali o zdarzeniach na Estadio do Dragao w Porto – w najważniejszym klubowym spotkaniu sezonu! „Schumann's Bar am Hofgarten” to miejsce, która reklamuje się następująco: „zawsze pięć-sześć dań – pasta, risotto, dobry stek, świeża sałata, ale nie jest to klasyczna restauracja. To ekskluzywna kantyna w najpiękniejszym miejscu Monachium. Od północy bar”. Pewnie zasiedzieli się i po północy, aby smakować drinków, ale bardziej intelektualnej rozrywki. Zdumieni kelnerzy nie chcieli im przeszkadzać w 2014 roku...

Wcześniej Tuchel szkolił się zawodowo jako fizjoterapeuta, podjął studia wychowania fizycznego i anglistyki, a następnie studiował zarządzanie biznesem. Tę ostatnią uczelnię w Stuttgarcie zakończył obroną dyplomu. Zanim zaczął pracować z seniorami, prowadził rzecz jasna juniorów. Na pierwszej konferencji w Chelsea powiedział: „Kto podpisuje tu kontrakt, musi być głodny sukcesów”. Gdy teraz sięgnął po najcenniejszy puchar, przyznał: „Szczerze mówiąc, myślę już o kolejnych celach. Gdy wygrałem z Dortmundem Puchar Niemiec, to następny trening prowadziłem z nie mniejszą ambicją, niż wcześniej”. Niemiec - w jednym z wywiadów telewizyjnych po meczu - zażartował: „Jesteśmy kamieniem, który uwiera w bucie City”. Od stycznia ograł wszystkich wielkich trenerów świata - Mourinho, Ancelottiego, Simeone, Zidane'a... I trzy razy Guardiolę! Przy tym zachował pokorę, pamiętając o bliskich i kibicach: „Czuję się, jak w filmie, moja rodzina jest tutaj, co jest piękne, moi rodzice, moja żona, która towarzyszyły mi już w Landsliga Sued i czasami pytała się, z kim tak naprawdę się związała. Moja babcia, mająca 90 lat, oglądała w domu. Wiem, jak wszyscy oni cieszą się. To jest dla nich. I dla fanów! Ten cały mecz jest dla kibiców! To kompletnie inna gra z nimi!”.

________________________________________

Tekst ukazał się również na portalu polsatsport.pl

Roman Kołtoń