Subskrybuj
Ligi Zagraniczne

Musiolik dla PF: "Poziomu treningów w Rakowie nie musimy się wstydzić."

2020-11-13

Sebastian Musiolik to kolejny z polskich piłkarzy, który próbuje swoich sił w Serie B. Czy różnica pomiędzy treningami w Rakowie, a w Pordenone jest tak duża jak wszyscy myślą? Jak radzić sobie z krytyką, kiedy nie strzelasz goli przez pół sezonu? Czy Pordenone jest równie piękne jak Bełchatów, czy Częstochowa? Jak wyglądają rozmowy motywacyjne Marka Papszuna? Specjalnie dla "Prawdy Futbolu" - Sebastian Musiolik.

Na początku pogratuluję Ci pierwszej bramki w sezonie. Czy to znaczy, że dobrze odnalazłeś się we Włoszech? Wiem, że na początku miałeś trochę spraw logistycznych do ogarnięcia.

Jestem taką osobą, która jak już wprowadzi do swojego życia nawet jakieś małe zmiany, to potrzebuje czasu żeby się przyzwyczaić. Taki wyjazd to wielka zmiana. Chyba nadal potrzebuję trochę czasu, żeby się z tym wszystkim odnaleźć. Powoli się przyzwyczajam do nowego miejsca życia. Mieszkanie, bank – z tym wszystkim na pewno było na początku sporo zachodu, ale trzeba się z tym liczyć. Ludzie są bardzo mili i życzliwi, więc na pewno to też pomaga.

Z tego co wiem, przy przeprowadzce mogłeś liczyć na wsparcie partnerki.

Oczywiście. To na pewno szalenie ważne, żeby mieć taką osobę, do której można wracać. Na początku przyleciałem tutaj sam, była przerwa na kadrę i mogłem wrócić po samochód. Wiedziałem, że od razu będę chciał tutaj znaleźć mieszkanie i wraz z dziewczyną i kotem wprowadzić się na swoje. To na pewno bardzo ułatwiło aklimatyzację.

Nie jesteś jedynym Polakiem w Pordenone. Adam Chrzanowski bardzo pomógł w szybszym przystosowaniu się do tego włoskiego życia?

Na początku myślałem, że w ogóle prawie nikt nie mówi tutaj po angielsku. Po czasie okazało się, że trzy-cztery osoby coś potrafią powiedzieć, więc Adam okazał się tutaj bardzo pomocny. Uczę się włoskiego, ale to nowe środowisko. Adam mi bardzo pomógł i wiele rzeczy wytłumaczył.

Wcześniej był we Fiorentinie, więc język włoski ma opanowany. Nie tylko on zresztą był bardzo życzliwy po moim przyjeździe. Nawet chłopaki z drużyny, którzy nie mówią po angielsku też mnie ciepło przyjęli. Starają się wytłumaczyć po swojemu, więc jest bardzo w porządku. Naukę języka rozpocząłem od samego początku, bo wiem, że trenerzy kładą na to bardzo duży nacisk. Prezydent klubu tak samo.

Nowy klub, to nowe miasto. Czy Pordenone jest równie piękne, co Częstochowa i Bełchatów? [śmiech

To, co przypomina mi pobyt w Rakowie, to fakt, że na mecze domowe musimy dojeżdżać do innego miasta. Jeździmy do Lignano, to już centralnie nad morzem. Samo Pordenone jest bardzo ładne. Dla mnie jest idealnym miejscem. To małe miasteczko, w którym jest wszystko. Około 40 minut do gór, niedaleko jest morze, a blisko położona jest Wenecja. Pogoda też nie jest zła. Jest bardzo duża różnica pomiędzy Polską, a Włochami w kwestii wiatru. Nawet jeśli mamy tu 15 stopni, to jest to ciepły dzień. Praktycznie nie odczuwamy tego wiatru.

Jakie są twoje pierwsze odczucia związane z trenerem Tesserem?

We Włoszech większość trenerów to prawdziwi fachowcy. Po samych treningach widać, że to dobry trener. Większość informacji, które przekazuje trudno mi jeszcze zrozumieć, ale wydaje mi się, że to naprawdę dobry trener. Jest bardzo życzliwą i uśmiechniętą osobą. Razem ze sztabem naprawdę bardzo dobrze przygotowują nas do meczów.

Zapowiadali Cię jako „giganta z Polski”. Zastanawiam się, czy z takimi warunkami fizycznymi bardziej niż do Włoch pasowałbyś do futbolu wyspiarskiego. Nie będę wracał już do tematu Korei Południowej, ale czy poza Pordenone miałeś jeszcze jakieś oferty  podczas tego okna?

Coś tam cały czas się działo, ale nie było nic konkretnego. Od zimy dostawałem informacje o ofertach, ale konkretów brakowało. Chciałem znaleźć jakiś europejski klub. Wiadomo, że to drugi poziom, ale Serie B jest zapleczem poważnej ligi. Nie miałem jednak przecież jakichś świetnych liczb, by myśleć o lepszej lidze. Serie A byłoby raczej nierealne. Chciałem jednak zrobić ogromny krok do przodu, żeby rozwinąć się piłkarsko. Nie chciałem zrobić ruchu takiego, który wyhamuje moją karierę. Czekałem na taką ofertę i pod koniec okienka nadarzyła się sposobność.

Było zielone światło ze strony klubu? Vladislavs Gutkovskis miał za sobą bardzo udany okres przygotowawczy i wydawał się być pewniakiem do gry w Rakowie.

Na pewno nie jestem osobą, która się łatwo poddaje. Jeśli nie byłoby jakichś poważnych ofert, to zostałbym i walczył w Rakowie o skład. Sam jednak odczuwałem, że warto wykorzystać dobrą końcówkę poprzedniego sezonu.  Wiedziałem, że są oferty i że mogę wyjechać. Za rok taka sytuacja mogłaby się nie przydarzyć. Jednak w Rakowie w tamtym sezonie rozegrałem bardzo dużo meczy, a w tym momencie mogło być zgoła inaczej. „Gutek” przyszedł i od początku mocno wszedł w zespół, wiedziałem że nie będzie mi łatwo. Chciałem zmienić otoczenie i rozmawialiśmy z trenerem, że on mnie nie wygania, ale jeśli będę miał propozycję, to nie widzi przeszkód bym spróbował swoich sił. To fajna historia, że trener wziął mnie z drugiej ligi, wprowadził do Ekstraklasy i dzięki niemu wyjechałem za granicę. Jednak jestem tylko wypożyczony, więc zobaczymy jak to się wszystko potoczy.

Wspominałeś o trenerze Papszunie, któremu sporo zawdzięczasz. Ufał ci bardzo w poprzednim sezonie, bo długo nie układało się wszystko po twojej myśli. Jak radziłeś sobie z krytyką, kiedy piłka przez pierwsze czternaście kolejek nie chciała wpaść do siatki?

W momencie, kiedy krytyka była największa, to nie czułem się źle. Wiadomo rodzina, przyjaciele…oni to czytają, ale jestem człowiekiem, który stara się tym nie przejmować. W tamtym okresie trener Papszun powtarzał mi, że to kwestia czasu, kiedy piłka wpadnie do siatki. Koledzy z drużyny też we mnie wierzyli. Wiedziałem, że wszystko idzie w dobrym kierunku, czułem że się rozwijam, więc nie panikowałem. Wiedziałem, że w końcu odpłacę się za zaufanie trenera Papszuna. Są oczywiście trenerzy, którzy mogliby mnie przekreślić i dziś byśmy nie rozmawiali.

Jakie są rozmowy motywacyjne trenera Marka Papszuna?

Generalnie to będzie kolejny komplement, nie chcę żeby wyszło, że się podlizuję. Jest świetnym fachowcem i świetnym mówcą. Myślę, że nawet jak się słucha konferencji i w wywiadach, to tego się bardzo miło słucha. Na naszych odprawach wszystkie uwagi zawsze były merytoryczne, uważam że potrafi dobrze ocenić sytuację. Wskazówki, które nam dawał, zwykle się sprawdzały. Często piłkarze odchodzący z Polski mówią o skoku jakościowym, jeśli chodzi o treningi i odprawy. Przechodząc do Pordenone czułem się gotowy fizycznie do intensywności treningów. Nie muszę niczego nadrabiać. Przyjechałem do Włoch przygotowany taktycznie i fizycznie. To także zasługa trenera Papszuna i jego sztabu. Treningi w tym klubie nie odbiegają poziomem od treningów w Pordenone. Nie mam wielkiego porównania, bo nie byłem w wielu klubach, ale wiem że to naprawdę poziom, którego nie trzeba się wstydzić.

Czy ten twój coraz lepszy czas jest nagrodą za długie czekanie na prawdziwą szansę? Radoslav Latal nie zaufał ci podczas pobytu w Piaście.

Z drugiej strony, dlaczego miał mi zaufać? Byłem młodym chłopakiem, drużyna grała bardzo dobrze, oglądał mnie przecież na treningach. W sezonie, w którym przychodziłem, Piast zdobył wicemistrzostwo Polski. Ciężko było mi się przebić, bo drużyna grała wtedy praktycznie o mistrzostwo kraju. Nie mam wielkiego żalu do trenera Latala. Sam sobie chyba trochę zawaliłem wypożyczeniem do Rybnika.

Tam chyba grywałeś też na skrzydle.

Tak, grałem na skrzydle. Nie wyglądałem dobrze, a jak wróciłem do Piasta, to zupełnie inaczej na mnie zaczęto patrzeć. Nie wiem, co musiałbym wtedy zrobić, by zbudować swoją pozycję.

Pordenone gra w ustawieniu 1-4-3-1-2, więc gracie w ustawieniu z dwójką napastników. Jak ci się układa współpraca z partnerami?

Gramy w systemie z dwójką napastników i jedną „10” i w mojej opinii w ofensywie jesteśmy naprawdę groźnym zespołem. Uważam, że czy Diaw, czy Karlo Butić, czy Ciurria to są zawodnicy obdarzeni sporą jakością. Gra mi się z nimi bardzo dobrze, ale jeszcze sporo przed nami. Fajnie, że dzięki przerwie na kadrę mamy trochę czasu by popracować nad schematami gry. Potrzeba czasu, by złapać automatyzmy. W Rakowie jednak wiedzieliśmy kto jak i gdzie się ma poruszać. Tutaj musimy się siebie nauczyć.

To chyba odpowiednie miejsce na wypromowanie się. Pordenone może tylko zyskać w tym sezonie Serie B.

Rzeczywiście tak jest, to drużyna która przeżywa fajny czas. Wiemy, że będzie nam niełatwo w niektórych meczach, ale dajemy póki co radę. Uważa, że mamy naprawdę dobry skład, będziemy walczyć. Póki co, tak jak wspominałem, jestem zadowolony.

Wróciłbym jeszcze do tematu Rakowa. Zagrałeś w tym sezonie w czterech meczach. Myślisz, że w tym dziwnym sezonie Raków stać na powalczenie o europejskie puchary? Nie mówię o mistrzostwie, ale o pierwszej czwórce.

Myślę, że na pewno. Jestem święcie przekonany, że chłopaki mają naprawdę szansę na udany sezon. Nikt nie mówi o mistrzostwie, nie nakłada dodatkowej presji. Presję mają inne zespoły w tej lidze. Nikt nie oczekuje od Rakowa mistrzostwa, czy pucharów. Konsekwentne punktowanie i dobra gra to jednak coś, co może się podobać, bo oglądam każdy mecz Rakowa. Na ten moment nic nie wskazuje na to, by nie był to dobry sezon. Wierzę w chłopaków.

Jak wygląda sytuacja związana z COVID-em? Co ile dni jesteście przebadywani?

Sytuacja jest trudna, granie bez kibiców na pewno nie pomaga drużynom. Po 18-stej sklepy i restauracje są zamknięte, więc można zamawiać jedzenie tylko na wynos. Wiem, że Włochy są podzielone na trzy strefy. My jesteśmy w tej „średniej” strefie. Jeśli chodzi o organizację meczów, to jest to robione naprawdę na najwyższym poziomie. Testy są robione regularnie, co 2-3 dni. Jestem zadowolony, że liga cały czas gra.

Na koniec zapytam przewrotnie. Kto ma więcej wytrenowanych stałych fragmentów gry: Papszun, czy Tesser?

W sumie…nie wiem. Trenujemy tutaj bardzo podobnie, jeśli chodzi o stałe fragmenty gry. To dość podobna drużyna do Rakowa pod tym względem. Giacomo Calo to piłkarz ze świetnie ułożoną nogą, który świetnie bije rzuty wolne i rzuty rożne.

Czy oprócz niego byś kogoś jeszcze wyróżnił?

Myślę, że na pewno wspomniany Calo, ale i Ciurria – bardzo utalentowany chłopak. Świetny jest też Diaw. Ja jestem szybkim piłkarzem, ale on przy mnie wydaje się jeszcze szybszy.

Czyli gracie na dwie wysokie „9”?

Diaw jest chyba ode mnie trochę niższy.

Według transfermarktu o centymetr.

Wydawało mi się, że jest niższy [śmiech]. Mamy podobne atuty, ale czasy gramy w nieco innym ustawieniu. Ofensywni partnerzy zrobili do tej pory na mnie naprawdę duże wrażenie. Zresztą defensywni też… żeby nie było!

Filip Macuda