Subskrybuj
Reprezentacja

Najwięksi wygrani zgrupowania

2021-09-10

Reprezentacja Polski ma za sobą bezapelacyjnie najlepsze zgrupowanie pod wodzą Paulo Sousy. Nasza kadra nie tylko spełniła cel punktowy, którym było pokonanie Albanii i San Marino, ale dorzuciła również coś ekstra w postaci punktu z reprezentacją Anglii. Lecz nie samo „oczko” urwane Synom Albionu, a sposób i odwaga gry podopiecznych Portugalczyka wzbudziła największą dumę w narodzie. Kto po tych trzech meczach może czuć się wygranym?

5. Damian Szymański

Pewnie, gdyby nie doliczony czas gry spotkania z Anglią, nie znalazłby się on w tym zestawieniu. Jednak tym golem Damian Szymański permanentnie przedostał się do podświadomości „niedzielnych” kibiców. Zwłaszcza, że sama historia jego pobytu na zgrupowaniu jest niecodzienna.

Warto pamiętać, że gracz AEK Ateny nie został dowołany nawet przy pierwszej takiej okazji, gdy do kadry dołączyć mieli Kamil Piątkowski i Jakub Kamiński. Informacja o powołaniu Szymańskiego (i Bartosza Slisza) pojawiła się później, zapewne po konsultacjach. 26-latek wykorzystał nieobecność Zielińskiego i Klicha, ale na swoją szansę z ławki w spotkaniu z ekipą Southgate’a po prostu zapracował solidnym występem z San Marino.

4. Jakub Moder

Zwykle w takich zestawieniach znajdują się gracza z drugiego szeregu, a zawodnik Brighton jest dość istotną postacią reprezentacji. Jednak te trzy występy 22-latka zasługują na docenienie. Tak, popełnił błąd przy bramce Harry’ego Kane’a, notując stratę, ale potężnie niesprawiedliwym byłoby przekreślenie tego ile Moder znaczy dla tej reprezentacji.

Mecz z Albanią – dwie asysty drugiego stopnia, mnóstwo pojedynków i jasny punkt u boku ociężałego Grzegorza Krychowiaka. San Marino – rywal słaby, ale wizja gry i podanie do Szymańskiego przy golu na 3:0, mistrzowska. Asysta drugiego stopnia również przy golu Świderskiego. Anglia – kolejne dwa kluczowe podania, w tym wkręcenie w ziemie Kyle’a Walkera przy najważniejszej akcji meczu.

Momentami Jakub Moder wydaje się piłkarzem ulepionym z innej gliny i nikogo nie powinna już dziwić kwota za jaką został sprzedany. Piłkarza o takim potencjale chyba jeszcze nie wyprodukowaliśmy w Polsce. Sky is the limit.

3. Karol Linetty

Najniższy stopień podium zajmuje człowiek z największą liczbą występów w kadrze wśród wymienionych. W reprezentacji Polski zadebiutował w styczniu 2014 roku. Zagrał w niej 34 razy, ale nigdy nie stał się jej ważną postacią. Karol Linetty po raz pierwszy koszulkę z orłem na piersi w seniorskiej kadrze założył w wieku 18 lat, podczas zgrupowania ligowców w Zjednoczonych Emiratach Arabskich za kadencji Adama Nawałki. W debiucie zdobył bramkę. Na następne czekać musiał kilka lat.

Wszyscy znamy „przeboje” gracza Torino z reprezentacją. Pierwsza jedenastka w meczu z Irlandią, który decydował o awansie do Mistrzostw Europy we Francji. Na nich nie zagrał ani minuty. Podobnie jak na Mistrzostwach Świata w Rosji – jako jedyny piłkarz z pola! Tam sytuacja była już trochę inna, gdyż wychowanek Lecha Poznań przez całe eliminacje był graczem podstawowego składu.

Sporo ekspertów w fakcie, iż 26-latek nie potrafi przenieść gry w Serie A na stopień reprezentacji upatrywało w samym zawodniku i jego nastawieniu oraz przygotowaniu mentalnym. Ostatnie miesiące pokazały, że pod odpowiednimi skrzydłami „Karolek” może stać się „Karolem”.

Lecz nie stało się to za pstryknięciem palców. Warto pamiętać, że na marcowym zgrupowaniu, pierwszym za Sousy, Linettego w ogóle nie było. Dlatego dość szokujący był fakt, iż wybiegł on w podstawowym składzie na spotkanie ze Słowacją, tym bardziej że w meczach przed Euro zanotował skromne 36 minut. W starciu z naszymi południowymi sąsiadami zdobył bramkę, a w następnych dwóch spotkaniach zagrał raptem 5 minut z Hiszpanią. Ze Szwecją w ogóle nie pojawił się na murawie, co Paulo Sousa w późniejszym „rachunku sumienia” uznał za błąd.

Wydawało się, że podczas tego zgrupowania również może pełnić role rezerwowego, gdyż to właśnie z ławki wszedł w meczu z Albanią. Mimo 28 minut na placu gry, zdołał zdobyć bramkę i zdecydowanie uspokoić naszą grę w środku pola, czego nie potrafił zrobić Frankowski. Po wejściu Linettego w pełni przejęliśmy kontrole nad meczem.

Anglia to już była przysłowiowa „wisienka na torcie”. Gracz Torino był kluczowym graczem w organizacji pressingu.  To on dawał sygnał i doskakiwał do środkowych pomocników, aby utrudniać rozegranie stoperom – aż sześciokrotnie przejmowaliśmy piłkę na połowie rywali. Zwłaszcza w pierwszej połowie działało to doskonale.

O rosnącej roli Linettego w reprezentacji niech świadczą kulisy od ekipy Łączy nas piłka, na których to jest piłkarzem odpowiedzialnym za ostatnie słowa podczas odprawy motywacyjnej.

2. Adam Buksa

Dziesięć goli w MLS, przyjazd na kadrę, debiut, gol z Albanią. Gdy wydawało się, że to spełnienie marzeń napastnika z Krakowa, ten dorzucił klasyczny hattrick z ławki w starciu z San Marino. Nic dziwnego, że w najważniejszym spotkaniu z Anglią wystąpił w podstawowym składzie.

Nie oszukujmy się, zawodnik New England Revolution, nie olśnił nas swoją grą. W spotkaniach z Albanią i Anglią wygra jeden z czternastu pojedynków. Ale nie to było ważne. Przy nieobecności Arkadiusza Milik oraz Krzysztofa Piątka, ktoś musiał zluzować Roberta Lewandowskiego z walki z obrońcami i odpowiedzialności za zdobywanie bramek. Adam Buksa spisał się w tej roli doskonale. Sam Lewy w wywiadzie po środowym meczu powiedział, że zdecydowanie łatwiej mu się gra z myślą, że na desancie pozostaje partner z ataku.

1. Paulo Sousa

Umówmy się, na to że według mnie Paulo Sousa jest największym wygranym tych trzech meczów, jest ich kolejność. Gdybyśmy zgrupowanie zaczęli takim meczem z Anglią, a zakończyli słabym z Albanią, głosy byłyby mniej optymistyczne.

Portugalczyk stał przed dużym wyzwaniem. W marcu osiągnął plan minimum, zdobywając cztery punkty w meczach z Węgrami, Andorą i Anglią. Po nieudanym Euro jego pozycja osłabła, a w tym czasie panowała dość powszechna narracja, że przecież Jerzy Brzęczek ze Słowacją by sobie poradził.  W dodatku całej sytuacji Portugalczyka spokoju nie dodawały wybory na nowego prezesa PZPN-u i fakt, że został nim Cezary Kulesza.

Po spotkaniach z Albanią i San Marino media mniej przychylne Sousie prześcigały się w informacjach o kolejnych negatywnych rekordach reprezentacji. Zwłaszcza w kontekście gry defensywnej, która mogła (i nadal może) budzić spore obawy, gdyż pod wodzą 51-latka, tylko raz udało nam się zachować czyste konto. Zwłaszcza po pierwszym spotkaniu z Albanią można było odnieść wrażenie, że Sousa stąpa po cienkim lodzie. Rywale, może trochę niedoceniani, co pokazał ich następny mecz, ale jednak o zdecydowanie niższych możliwościach piłkarskich, przewyższali Polaków kulturą i organizacją gry.

Portugalczyk w spotkaniu z Anglią „kupił” sobie społeczeństwo i spokojny czas, przynajmniej do następnego zgrupowania. Starcie z ekipą Garetha Southgate’a ma na tyle dużą wartość, gdyż punkt wywalczyliśmy nie heroizmem czy dobrą postawą bramkarza – tak jak chociażby w meczu z Hiszpanią na Euro – a bardzo dobrą organizacją gry, zwłaszcza defensywnej. Dość powiedzieć, że zanotowaliśmy wyższe xG – gole oczekiwane - od rywala.

Kolejny dużym argumentem po stronie Paulo Sousa jest fakt, iż dokonał tego bez pięciu podstawowych piłkarzy - Bereszyński, Rybus, Klich, Zieliński, Milik/Piątek. Sama ta lista wygranych świadczy, że 51-latek potrafi kreować postacie nieoczywiste, które być może w dłuższej perspektywie nie będą znaczyć w kadrze wiele, ale na jeden konkretny mecz, z konkretnym przeciwnikiem, z konkretnymi zadaniami mogą okazać się przydatni. Podobną umiejętność miał Adam Nawałka.

 

FILIP MODRZEJEWSKI