Subskrybuj
Ligi Zagraniczne

Nie róbmy z Valverde nieudacznika

2020-01-13

Ernesto Valverde nie jest już trenerem Barcelony. Bask jest pierwszym od 17 lat szkoleniowcem, który został zwolniony z Dumy Katalonii w trakcie sezonu. Całą jego kadencję można odbierać dość pozytywnie, mimo braku wygrania Ligi Mistrzów, a największym paradoksem jest fakt, że rozstano się z nim po najlepszym meczu w sezonie w wykonaniu jego podopiecznych. Nowym trenerem mistrzów Hiszpanii został Quique Setien.

Pół roku za późno

Posadą Ernesto Valverde najmocniej zachwiała końcówka sezonu 2018/2019, w której Barcelona najpierw odpadła w półfinale Ligi Mistrzów z Liverpoolem, a następnie przegrała finał Pucharu Króla z Valencią. Władze Dumy Katalonii były już nawet gotowe zwolnić 55-latka, ale nie znalazły na rynku odpowiedniego kandydata. Dodatkowym mocnym argumentem na korzyść dotychczasowego szkoleniowca był bardzo dobry kontakt z drużyną, która do samego końca stała za nim murem. Rewanż na Anfield był jednak powtórką z rozrywki, która wydarzyła się rok wcześniej na Stadio Olimpico w Rzymie. Daleki jestem od wskazywania winnego właśnie na Valverde, gdyż Barca w rewanżu stworzyła sobie kilka dogodnych sytuacji, lecz po raz kolejny nie domagała w aspektach mentalnych. Drugi stracony gol sparaliżował większość piłkarzy, którzy przed oczami mieli traumę z Rzymu. To wydarzenie, które zostało spotęgowane porażką w Pucharze Króla, poddało pod wątpliwość podźwignięcie tej drużyny przez Valverde. Potwierdza je obecny sezon. Mimo że na czele La Ligi znajduje się Barcelona, nie sposób nie zauważyć ciągłego regresu tej drużyny, która coraz bardziej jest zależna od Leo Messiego oraz Andre ter Stegena. W dzisiejszym futbolu coraz ważniejsze są również kwestie PRowe. Patrząc na wizerunek Ernesto Valverde, bardzo wyniszczające były dla niego ostatnie dwa lata. Bask postarzał się na twarzy, a na jego głowie pojawiło się coraz więcej siwych włosów. Ktoś może pomyśleć, że to błaha sprawa, ale porównując 55-latka do takich gigantów jak Guardiola czy Klopp, trudno nie zauważyć różnicy, która również rzutuje na postrzeganie jego osoby. Swojemu trenerowi latem nie pomógł również Jose Maria Bartomeu, który obsesyjnie próbował ściągnąć na Camp Nou Neymara, co rusz oferując innego gracza, czym rozwścieczył niektórych piłkarzy.

Stracone atuty

Głównym zarzutem podczas 2,5 letniej pracy Baska był mało atrakcyjny styl gry. Barca stała się pragmatyczna i cyniczna. Można powiedzieć, że dostosowała się do europejskich trendów, gdyż czołowe kluby coraz częściej rozgrywają w ten sposób sezon. Zwłaszcza w trakcie rozgrywek jesiennych. Nikogo to jednak nie powinno dziwić, gdyż Valverde taką grę preferował już w Athleticu Bilbao. Organizacja taktyczna i dobra gra defensywna to niewątpliwe atuty pracy Baska. Barcelona, pod jego wodzą La Ligę wygrała dwukrotnie. Dwukrotnie ze sporą przewagą. Już w sezonie 2017/2018 blisko była historycznego osiągnięcia, jakim byłoby wygranie ligi bez porażki. Potknęła się jednak z Levante. Myślę, że to najlepiej obrazuje całą kadencje Valverde. Świetna praca, która ostatecznie została pogrzebana w decydującym momencie. Obserwując reakcje wśród kibiców Blaugrany nie sposób dziwić się złości, lecz w obecnych czasach bardzo łatwo przychodzi nam zerojedynkowo patrzeć na świat. Valverde nie jest i nie był jedynym problem Barcy. Wykonał kawał dobrej roboty, której nie potrafił sfinalizować, gdyż to Champions League jest upragnionym celem na Camp Nou, a nie liga, do której kibice zdążyli się już przyzwyczaić. Barcelona pod wodzą 55-latka często męczyła swoją grą, lecz w obu sezonach strzeliła ponad 90 bramek w lidze, co dawało jej pierwsze miejsce w tej klasyfikacji. Niespodziewanie, dużym atutem mistrzów Hiszpanii stała się gra obronna. W pierwszym sezonie pod wodzą Baska stracili raptem 29 goli. Porównując z obecnymi rozgrywkami, w których stracili już 23 bramki, wygląda to imponująco. Dwa lata temu, w analogicznym momencie La Ligi, bramkarz Barcy został pokonany zaledwie 9 razy. To pokazuje jaki regres, również w tym kluczowym dla Valverde aspekcie, zanotowała Barcelona. Podchodząc do sprawy holistycznie, trzeba powiedzieć, że były szkoleniowiec Athleticu Bilbao wykonał na Camp Nou dobrą robotę, lecz każdy i tak zapamięta go z kompromitacji w Lidze Mistrzów zapominając o dominacji na krajowym podwórku. Futbol jest brutalny. I taki okazał się dla Valverde, który będzie musiał mocno pracować nad swoją nadszarpniętą reputacją.

FILIP MODRZEJEWSKI