Subskrybuj
Reprezentacja

„Ogień w oczach” to za mało…

2020-09-10

Minęły największe emocje, opadł pierwszy kurz po występach kadry Jerzego Brzęczka w inauguracyjnych meczach Ligi Narodów. Reprezentacja Polski przegrała 1:0 z Holandią oraz pokonała 2:1 Bośnie i Hercegowinę. Mimo, że trzy punkty w tych dwóch spotkaniach każdy brałby w ciemno, atmosfera wokół drużyny staje się coraz gęstsza. Wszystko spowodowane jest stylem gry reprezentacji narodowej oraz podejścia selekcjonera do tychże spotkań.

Wielka improwizacja

Ostatnie spotkania eliminacyjne mogły napawać lekkim optymizmem, gdyż reprezentacja Polski dobrze zaprezentowała się chociażby w meczach z Izraelem czy Słowenią, lecz tak naprawdę od początku pracy Jerzego Brzęczka toczy się ta sama dyskusja. Mianowicie – zespół gra futbol toporny, archaiczny, a selekcjoner nie potrafi wydobyć potencjału z poszczególnych, a tak naprawdę każdego, zawodnika w składzie, gdyż każdy gracz, może oprócz Roberta Lewandowskiego, gra poniżej formy prezentowanej w klubie. Wiele krytyki za swoją dyspozycje zbierają zawodnicy, którzy powinni, przynajmniej w teorii, być czołowymi postaciami tej kadry, lecz należy postawić pytanie – kto gra na miarę swojej jakości?

Jerzy Brzęczek powinien podziękować losowi i szczęściu, że wylosował tak słabą grupę eliminacyjną do mistrzostw Europy. Możemy oszukiwać się, że Izrael czy Macedonia to poważni rywale na mapie starego kontynentu, ale jedynymi poważnymi rywalami była Austria oraz Słowenia. Analizując dwumecze z tymi drużynami dochodzimy do smutnych wniosków. Austriaków co prawda pokonaliśmy na wyjeździe i zremisowaliśmy u siebie, ale więcej w tym było farta niż konsekwencji, a dopiero mecz na Stadionie Narodowym pokazał gigantyczną przepaść kultury gry drużyn o zbliżonym potencjale. Słoweńcy „wyjaśnili” naszą drużynę na swoim terenie. Spotkań z poprzedniej fazy Ligi Narodów też nie ma sensu już przywoływać, gdyż to zderzenie ze ścianą było jeszcze bardziej bolesne.

Kadra Jerzego Brzęczka wisi na indywidualnościach. Te pozwoliły awansować na Euro, ale potrzeba czegoś więcej, aby coś na nim osiągnąć. Mecz z Holandią nie obnażył umiejętności piłkarzy, którzy są słabsi od rywala – i to wiedzieliśmy przed meczem, ale właśnie trenera Jerzego Brzęczka, który wyszedł na mecz w jednym celu. Przetrwania 90 minut. Celowo należy podkreślić słowo „przetrwania”. Można bronić się całym zespołem. Pokazała to kadra U21 Czesława Michniewicza podczas meczu m.in. z Włochami lub Atletico Cholo Simeone, które prezentuje taki styl regularnie, ale można bronić się z planem, poświęceniem, wiarą. Tego w kadrze nie widać. A najbardziej dołujące były minuty PO straconej bramce, gdy zespół w ogóle nie zareagował, nie oddając żadnego strzału na bramkę w drugiej połowie. Nikt nam nie wmówi, że jesteśmy tak biedni piłkarsko, aby cały mecz siedzieć w okopach przed własną bramką, jak San Marino i prosić o najmniejszy wymiar kary.

Gdy wydawało się, że gorzej być nie może, przyszedł mecz z Bośnią i Hercegowiną. Niestety wygrany. Słowa „niestety” używam z pełną odpowiedzialnością, gdyż jestem pewien, że to zwycięstwo zamaże obraz tego spotkania. Przez pierwsze pół godziny całkowicie zdominował nas rezerwowy skład Bośni i Hercegowiny, a zwycięstwo, kolejny raz, wyglądało na dzieło większej determinacji i umiejętności zawodników.

„Góral” lustrem reprezentacji

Jednym z najlepszych graczy tego spotkania w naszej reprezentacji był Jacek Góralski. Nad jego osobą również chciałbym się pochylić z kilku powodów. Tacy goście czasem też są potrzebni, nawet bardziej na Holandię niż Bośnię. Natomiast jako piłkarz jest lustrem dla naszej kultury piłkarskiej. Kultury wślizgu i waleczności, niekoniecznie grania w piłkę. Nie bez powodu jest ulubieńcem sporej grupy kibiców, bo nigdy nie odstawi nogi. Niestety nie tędy droga. Parafrazując klasyka – jeśli Góralski był naszym najlepszym kreatorem i zawodnikiem w środku pola, to znaczy, że mamy problem.

Dla mnie osobiście największym grzechem Jerzego Brzęczka jest kompletny paraliż i brak wykorzystania środka pola. Myślę, że każdy selekcjoner dałbym się pokroić za obecny zestaw w drugiej linii. Dla przykładu - Nawałka musiał szukać ratunku w Mączyńskim czy Jodłowcu, Fornalik oraz Smuda w naturalizowanych Obraniaku, Polańskim czy Adamie Matuszczyku.

Brzęczek out, ale co dalej?

Nie mam złudzeń, że projekt „reprezentacja Polski Jerzego Brzęczka” mknie w ślepy zaułek. Zderzenie ze ścianą najprawdopodobniej nastąpi podczas EURO2020 rozgrywanych w przyszłym roku. Zapewne wtedy nastąpi otrzeźwienie, a Jerzy Brzęczek straci posadę, marnując tym samym świetlny czas najlepszego pokolenia piłkarzy ostatnich lat.

Ktoś powie, że do Mistrzostw Europy pozostało nieco ponad pół roku i nie ma możliwości tak radykalnych zmian, gdyż nowy selekcjoner nie otrzyma wystarczająco dużo czasu. Natomiast trzeba uświadomić sobie, że przed europejskim czempionatem zaczniemy już eliminacje do Mundialu, w których musimy punktować od pierwszego meczu. Inaczej będzie nam bardzo ciężko pojechać do Kataru.

Kolejną sprawą jest fakt, że następna przerwa na reprezentacje jest już za miesiąc! A do końca bieżącego roku kadra spotka się jeszcze w listopadzie. Przez trzy następne miesiące będziemy świadkami aż 6 spotkań reprezentacji (3 w Lidze Narodów; 3 towarzyskie). Następne terminy to już zgrupowania podczas meczów eliminacyjnych do Mistrzostw Świata.

Czasu i spotkań do Euro jest naprawdę sporo, ale trzeba działać tu i teraz! Kadra jest w rozsypce, a pierwsze mecze w Lidze Narodów pokazały pogubienie i brak planu Jerzego Brzęczka. Prezes Boniek powinien usiąść z radą drużyny i przedyskutować obecną sytuację, kto bowiem lepiej od zawodników zna warsztat i metody selekcjonera? Każdy tydzień, każdy miesiąc zwłoki zbliża nas do przepaści, którą mogą okazać się Mistrzostwa Europy.

Grzechów obecnego selekcjonera jest naprawdę sporo, ale obiecałem sobie, że nie będzie to elaborat. Należy jednak wspomnieć chociażby o braku szans dla nowych graczy. Brzęczek kręci się wokół tych samych nazwisk, a brak szansy dla np. Walukiewicza to nieporozumienie. Tym bardziej przy pauzie Jana Bednarka w następnym meczu z Włochami. Nadmienić należy również o braku kompetencji w komunikacji czy przekazie medialnym. Po "przeskoczeniu w głowie" i "graczach z Championship" doszedł kolejny "brzęczkizm" - "jestem zadowolony". Godna kontynuacja "niskiego pressingu" autorstwa Adama Nawałki, choć człowiek w takich momentach zażenowania, tęskni za nowomową starego selekcjonera. Zbigniew Boniek argumentował wybór Jerzego Brzęczka „ogniem w oczach”, który rzekomo miał mieć selekcjoner. Niestety wniósł on tylko pożar w klawiaturach kibiców zamiast ponownie rozpalić ich serca…

FILIP MODRZEJEWSKI