Subskrybuj
Reprezentacja

"Pirania" zamiast pożerać, została pożarta. Pazdan zawiódł

2019-09-07

Po zajrzeniu do odpowiedniej terminologii wydawać by się mogło, że wszystko jest na swoim miejscu. Pirania? Gatunek słodkowodnej i drapieżnej ryby, która zaliczana jest do gatunków bardzo agresywnych i niebezpiecznych. Michał Pazdan? Gatunek ekstraklasowego i walecznego stopera, który zaliczany jest do grupy tych bardzo agresywnych i niebezpiecznych.

Przekonał się o tym swego czasu niejeden okazały drapieżnik na czele choćby z pewnym Portugalczykiem z Madery lub "złotym dzieckiem" z Dortmundu. To było coś! Wielcy ofensywni piłkarze tracili przy polskim obrońcy tyle jakości, że ich wielkość wynikała jedynie z nazwiska na koszulce. I właśnie za takim postrachem naszych reprezentacyjnych rywali tęskniliśmy, ale niestety okazało się, że marzenia nadal muszą pozostać w sferze marzeń. Po meczu ze Słowenią nie zanucimy "Czego chcesz dziewczyno? Ja wiem... Pazdana!".

Brak Kamila Glika i rzut okiem na liczby

Wiedzieliśmy nie od wczoraj, że linia defensywna polskiej kadry bez Kamila Glika (niezależnie od jego formy w klubie) nie jest monolitem, który pozwalałby na długi i spokojny sen. 31-latek zadebiutował w dorosłej kadrze w styczniu 2010 roku i od tamtej pory wystąpił w podstawowej jedenastce aż 65 razy. Co znamiennie, odkąd obecny piłkarz AS Monaco wychodzi na murawę z orzełkiem na piersi, jedynie Robert Lewandowski zebrał więcej spotkań. Tyle samo na koncie posiada Kuba Błaszczykowski (również 65), dzięki czemu nietrudno stwierdzić, że Kamil Glik ze swoim statusem i ugruntowaną pozycją to postać dla kadry nieodzowna. I może straty bramkowe za tym argumentem nie przemawiają, bo w meczach, w których nasza ostoja defensywy rozgrywała zawody od 1. minuty, Polska straciła aż 77 goli. Ale jednak! Należy brać pod uwagę fakt, że z Glikiem w składzie zanotowaliśmy 23 czyste konta.

Co ciekawe, w poprzedniej dekadzie (2000-2009) polska reprezentacja aż 143 razy musiała wyjmować piłkę z siatki. W obecnej (2010-2019)? Cóż, progresu raczej nie będzie, bo liczby wyglądają tylko minimalnie lepiej (129), przy czym pamiętajmy, że pozostało jeszcze pięć meczów do końca roku. Wniosek? Kamil Glik może był i jest filarem naszej defensywy, jednak w obliczu niemocy całego zespołu (lub formacji) cudów nie poczyni. Szczególnie w takich starciach jak dzisiaj, które należy rozpatrywać bardziej pod kątem całego zespołu, a nie indywidualności. Artur Wichniarek w rozmowie z Romanem Kołtoniem słusznie zauważył (tutaj) jedną rzecz: To, że grałby dzisiaj Kamil Glik, nie oznaczałoby, że nasza reprezentacja grałaby inaczej [czyt. lepiej]. Niech to będzie idealna puenta.

Pazdan do niczego! "Spokojnie" - jak mawia Zbigniew Boniek

Powyższy wpis został ukazany w tym artykule tylko po to, żeby przestrzec "kibiców" przed brakiem w dyskusji jakiekolwiek ogłady, a zarazem pogrozić ustną reprymendą. Bo powiedzmy sobie jasno: Michał Pazdan rozegrał słabe spotkanie. Jednak przechodzenie od skrajności w skrajność oraz mieszanie piłkarza z błotem to akt skrajnej głupoty i mijanie się z celem. Celem, do którego powinniśmy podążać w imię rozwoju nie tylko polskiego futbolu, ale również całej - jakby nie patrzeć - zatrutej, otaczającej go otoczki. Negatywne emocje warto odłożyć zatem na bok i dopiero wówczas zadać sobie jedno ważne pytanie: czy środkowy obrońca MKE Ankaragücü oferuje to, czego na dzień dzisiejszy potrzebuje reprezentacja Polski?

Dywagując tylko na podstawie meczu ze Słowenią, można powiedzieć, że kategorycznie nie. Michał Pazdan nie zaliczy bowiem tych 90 minut do udanych i zarówno kibice, jak i Jerzy Brzęczek musieli tę nie najlepszą dyspozycję zauważyć. Z ekranu telewizora ona wręcz się wylewała, a na stadionie? Tam nawet obserwatorom dysponującym najgorszym miejscem na trybunach nic nie przeszło koła nosa. Były piłkarz Legii Warszawa nie dość, że przypomniał o swojej pamiętnej dyspozycji z towarzyskiego spotkania przeciwko Holandii, to jeszcze (prawdopodobnie) udowodnił, że jego współpraca z Janem Bednarkiem po prostu nie będzie rokować. Do tej pory obaj panowie spędzili wspólny czas na murawie jedynie trzy razy w czerwcu 2018 roku (Chile, Senegal, Kolumbia) i to w innym systemie gry. Wszystkie znaki na niebie wskazywały więc, że Słowenia otrzyma na swojej drodze do bramki parę stoperów, z których żaden z nich ani nie jest wyraźnym liderem, ani nie ma wzajemnej i wypracowanej więzi współpracy.

I jeżeli ktoś miał wobec tego obawy, niestety sam sobie musiał przyznać rację. Po pierwszej porażce w eliminacjach do EURO 2020 pojawią się wątpliwości, bo aktualny stoper nr 3 (Pazdan) może nie być tak pewną opcją rezerwową, jak wielu kibicom mogło się wydawać. Podsumowując, mój notes oddelegowany do meczowych komentarzy aż pęka w szwach od negatywnych wpisów, ale czy mogło być inaczej? "Pazdan za łatwo ograny", "Pazdan łatwa piłka w aut", "Pazdan (kolokwialnie mówiąc) wsadza na konia Bednarka" i na koniec "Pazdan za łatwo wyprzedzony przy stracie bramki". Było źle, ale nie tragicznie. Michał w swojej optymalnej formie to murowany kandydat na stopera nr 3-4 w kadrze. Stopera, przy którym niesprawiedliwe byłoby powiedzenie, że "jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz".

 

Kamil Warzocha