Subskrybuj
Ekstraklasa

Płockie parabole

2019-10-07

Jest dopiero początek października, a Wisła Płock już przynajmniej dwukrotnie przeszła przez piekło, czyściec i niebo. Co więc takiego działo i dzieje się w mieście nadwiślańskich festiwali?

Lato

Jeszcze przed sezonem kibice Nafciarzy mieli spore powody do optymizmu: po 11 latach rozłąki w kwietniu 2019 do Płocka wrócił trener Leszek Ojrzyński, a w okienku transferowym dołączyli do klubu między innymi doświadczeni obrońcy: Piotr Tomasik (Lech Poznań), Jarosław Fojut (Pogoń Szczecin) i Jakub Rzeźniczak (Qarabag Agdam), obiecujący pomocnik Maciej Ambrosiewicz z Górnika Zabrze perspektywiczni skrzydłowi: Mikołaj Kwietniewski (Legia Warszawa) i Titas Milašius (Escola Varsovia) oraz Jakub Wrąbel (Śląsk Wrocław), jeszcze niedawno powoływany do kadry u21, mający wyleczyć problemy Wisły w bramce.

Złe jeszcze gorszego początki

Po remisie w pierwszej kolejce z zabrzańskim Górnikiem w drugiej Wisłę czekał wyjazd do Poznania. Na INEA Stadionie płocczanie zaprezentowali się fatalnie, ulegając Lechowi 4:0, jednak nie to było najgorszym ciosem dla fanów drużyny podczas tamtego weekendu. Kilka godzin później klub poinformował o odejściu trenera Ojrzyńskiego ze względu na problemy o charakterze prywatnym oraz dodając, iż porażka w Poznaniu nie miała wpływu na tę decyzję. W tym samym momencie, mając na uwadze fatalną postawę w Poznaniu, problemy z ostatnich sezonów oraz zwiększoną liczbę spadkowiczów (trzech), w tym sezonie zaczęło w Wiśle upatrywać faworyta do spadku z PKO Ekstraklasy.

Jak trwoga to do Sobola

Tym bardziej dziwić mogło zatrudnienie Radosława Sobolowskiego, niegdyś znakomitego piłkarza, lecz jako trenera jedynie asystenta lub „tymczasowego”. Co prawda popularny „Sobol” w Krakowie dawał znaki, że może być również bardzo dobrym trenerem, lecz zazwyczaj w takiej sytuacji w jakiej znajdowała się Wisła klub zatrudnia „starego wygę”, a nie trenera wciąż nieopierzonego.
I rzeczywiście, pierwsze dwa mecze jako pierwszy trener drużyny z Płocka Sobolewski przegrał jedną bramką z Lechią i Piastem, lecz gołym okiem widać było, że coś się w grze Nafciarzy zmienia. W 5. kolejce w końcu przyszedł efekt w postaci wygranej w Szczecinie, a wynik został powtórzony przeciwko ŁKS-owi w następnej kolejce. Jednak zamiast dalej przeć do przodu i gonić peleton, w 7 kolejce Wisła uległa Zagłębiu Lubin...0:5. Sam Sobolewski po meczu nie ukrywał rozgoryczenia, mówiąc o tym co zawiodło zamiast wygłaszać klasyczne formułki typu „lekcja na przyszłość, brakowało świeżości” i temu podobnych. Na drużynę lanie na Dolnym Śląsku podziałało niezwykle mobilizująco, bo od tej pory maszyna ruszyła i na razie się nie zatrzymała. W Płocku padły Legia i Wisła Kraków, potem przyszły wygrane wyjazdowe: w Pucharze Polski z Chemikiem Bydgoszcz i ligowa z Rakowem, aż w końcu w piątek Nafciarze przejechali się po Arce 4:1. Tym właśnie sposobem płocczanie mając mniej straconych bramek jedynie od beniaminka z Łodzi i bilans bramkowy -3 zajmują... 4 miejsce w tabeli przed przerwą reprezentacyjną. To się właśnie dzieje, kiedy w tej lidze wygrasz 4 mecze z rzędu.

Nafciarze, czym nas jeszcze zaskoczycie? 

Oczywiście sytuacja w lidze dopiero się rozwija i przed Sobolewskim oraz jego drużyną jeszcze bardzo dużo różnych wyzwań. Znając specyfikę PKO Ekstraklasy Wisła może tę ligę zarówno wygrać jak i z tej ligi spaść, jednak realnie należy ocenić, że sam awans do Grupy Mistrzowskiej będzie w Płocku olbrzymim sukcesem. Warto jednak zaznaczyć, że w niewiele ponad 2 miesiące niedoświadczony coach odbił już swoje piętno na drużynie, kolejny raz udowadniając potencjał trenerski. Najważniejsze są oczywiście ligowe wygrane, ale jakoś mamy wrażenie, że i coś się w tych zawodnikach zmieniło: Rzeźniczak odzyskał pewność z czasów gry w Legii, Szwoch zaczął znów pokazywać potencjał, który zaczęliśmy zauważać lata temu, Tomasik wraca do formy z Białegostoku, no i on: Dominik Furman, po kilku latach wracający do reprezentacji Polski, mimo, że 90% Polski już go skreśliło. Jednak trudno nie zauważyć, że zaczął on znowu grać jak za czasów gry w Legii i to on napędza tę całą maszynę pod batutą Sobolewskiego. A w tej maszynie nawet Dähne popełnia jakoś mniej błędów.

Robert Walkiewicz