Subskrybuj
Reprezentacja

Polskie catenaccio w Bolonii, czyli jak pokonaliśmy Włochów?

2019-06-21

Polskie catenaccio w świątyni calcio. Tak można podsumować środowy wieczór na stadionie w Bolonii. Jeśli zwycięstwo z Belgią spowodowało umiarkowaną radość w narodzie, bo jednak przed nami rywale z najwyższej półki – tak po triumfie nad gospodarzami cały kraj zakochał się w chłopcach…? Chyba jednak już mężczyznach Michniewicza. Trener i jego drużyna po raz kolejny pokazali, że są już seniorami pełną gębą, gdyż rzadko zdarza się w rozgrywkach „młodzieżowych” zespół tak zdyscyplinowany przez pełne 90 minut. Jeśli z Belgami szalał Szymon Żurkowski, tak po meczu z Włochami ciężko tak naprawdę wskazać tego jednego. Po raz kolejny wygrał monolit, drużyna, która pomagała sobie i wspierała przez cały mecz. Pokazali piękno zespołu z prawdziwego zdarzenia. Jak pokonaliśmy Włochów i dlaczego nie potrafili strzelić nam bramki?

Zacznę oczywiście od defensywy, ale od kilku sytuacji, w których moglibyśmy zachować się lepiej. Na pierwszy ogień złe rozegranie i szybka strata, która mogła skończyć się dla nas fatalnie, bo stratą bramki już w początkowych minutach. Po pierwszym meczu z Hiszpanią wiedzieliśmy, że Włosi będą starali się nas stłamsić na naszej połowie poprzez wysoki i agresywny atak. Każda strata piłki na naszej połowie może być podwaliną dla dobrych okazji gospodarzy i wystarczyło dobre zagranie Pellegriniego, aby wyprowadzić Chiesę sam na sam z Grabarą. Wieteska miał kilka opcji do rozegrania (to tradycyjny plus dla naszej drużyny), wybrał bardzo trudną sztukę zagrania górnej piłki do Szymona Żurkowskiego. Piłka trafiła jednak do rywala, a nas zlał tylko zimny pot po niewykorzystanej sytuacji piłkarza Fiorentiny. Dobrze, że szybko wyciągnęliśmy wnioski i takich sytuacji było jak na lekarstwo

 

 

Około 30 minuty, jeszcze przy stanie 0:0, Włosi wypracowali sobie chyba najlepszą dla siebie sytuacje w całym meczu. Wydaje się, że sytuacja była opanowana, gdyż Fila z Jagiełło mają pod kontrolą Chiesę z Dimarco z wzorową asekuracją, ale warto zwrócić uwagę na zaznaczonych Żurkowskiego i Mandragorę, który wchodzi w „drugie tempo” (1. grafika). Federico Chiesa, po doświadczeniach w poprzednich próbach, w których każde jego dośrodkowanie było spetryfikowane, a miejsca na strzał praktycznie nie miał, posłał idealną piłkę przeszywającą nasze pole karne na 11 metr do kapitana gospodarzy. Można powiedzieć, że było to jak rzut karny, ale mam wrażenie, że gdyby był on praworożny, to Grabara mógłby tylko wyciągać piłkę z siatki. Nienaturalne przestawienie się na nogę wiodącą uniemożliwiło oddanie celnego strzału.

 

 

Myślę, że warto pochylić się również nad zdobytą bramką przez Włochów, mimo że została ona nieuznana. Jak zwykle miała ona podwaliny już wcześniej, przy naszym wybiciu i złym zagraniu Sebastiana Szymańskiego, które doprowadziło do straty piłki. Znalazł się on w tej sytuacji w wyniku roszady z Dawidem Kownackim, który wylądował na lewej stronie, co również będzie miało swoje konsekwencje. Myślę, że nasz napastnik, na miejscu 20 latka, zastawiłby się i wymusił faul lub ewentualnie przedłużył piłkę do Filipa Jagiełło. Zawodnik Legii posłał jednak klasyczną „świecę”, która doprowadziła do przejęcia piłki przez Włochów na 30 metrze od naszej bramki. Strzału Orsoliniego można było uniknąć dzięki lepszej komunikacji i zachowaniu Pestki, a przede wszystkim Kownackiego i Bochniewicza. Tak jak przedstawiłem to na obrazku, według mojej oceny Bochniewicz mógłby uniemożliwić ewentualne zagranie do Adjaponga (i późniejsze dośrodkowanie) zamiast Kownackiego, który swoim ruchem do prawego obrońcy Sassuolo, otworzył drogę do strzału Orsoliniemu.

 

 

W zasadzie to najpoważniejsze pomyłki, które udało mi się wychwycić przez całe spotkanie, więc można z całą pewnością powiedzieć, że zagraliśmy na kapitalnym poziomie w defensywie. Teraz można przejść do naszych schematów oraz pomysłów na szczelne zabezpieczenie tyłów. Krystian Bielik, mimo gry jako jeden ze skrajnych z naszej trójki środkowych pomocników, często i tak był ustawiony najniżej, aby uniemożliwić rozegranie piłki Pellegriniemu, który szukał gry blisko Chiesy. Najczęściej ten manewr był stosowany w pierwszej połowie, lecz gdy Włosi dostrzegli, że powoduje to zbyt duże zagęszczenie bocznych sektorów boiska, a dośrodkowania praktycznie nic nie wnoszą do gry, pozostawiali więcej miejsca skrzydłowym.

 

 

Gdy nie szło bocznymi flankami, Chiesa i Orsolini często schodzili do środka i zostawiali sporo wolnej przestrzeni swoim partnerom, lecz nic nie zmieniało to w naszej grze. Nasze ustawienie było bardzo płynne i elastyczne, ale wielokrotnie broniliśmy się tak naprawdę w zestawieniu 1-6-3-1, w którym nasi nominalni skrzydłowi (Jagiełło i Szymański) pełnili role bocznych obrońców, a środkowi pomocnicy uniemożliwiali rozegranie przez środek. Dało nam to przewagę miejscu w pobliżu naszej bramki.

 

 

Po wejściu w przerwie Moise Keana Włosi mieli dodatkowego zawodnika w polu karnym, więc w naszą szesnastkę częściej wchodził Krystian Bielik. Nasi rywale w zasadzie odpuszczali konstruowanie gry przez serce boiska licząc na wolne przestrzenie na skrzydle i w półprzestrzeniach, ale przez całą drugą połowę byliśmy tam wzorowo ustawieni odpowiednio szybko przesuwając się zgodnie z rozegraniem Włochów. Poniższa sytuacja idealnie obrazuje nasze założenia, gdyż Dziczek, Jagiełło i Pestka skupiają się na rywalach w bocznym sektorze, ale tak naprawdę najważniejsze dzieje się tuż przed bramką Grabary. W „golden zone”, czyli popularnej złotej strefie (obszar w świetle bramki i linii piątego metra) mamy aż 5 zawodników (m.in. z Bielikiem przy Keanie) przy tylko 3 graczach zespołu włoskiego. Jest to główna odpowiedź na pytanie, dlaczego Włosi praktycznie nie dochodzili do sytuacji po dośrodkowaniach w nasze pole karne. Duża w tym zasługa naszych stoperów, którzy dzięki odpowiedniemu ustawieniu i timingowi oddalali każde zagrożenie. Gospodarze w zasadzie nie wypracowali sobie dogodnej sytuacji do wyrównania.

 

 

Można teraz przejść do analizy naszych zachowań ofensywnych, bo wbrew pozorom tam też sporo się działo, choć też zdarzały się mankamenty. Wysoka intensywność w defensywie w zasadzie nie wpływała na akcje ofensywne, gdyż potrafiliśmy zaatakować nawet większą liczbą zawodników. Podobnie jak w meczu z Belgami fajnie wykorzystywaliśmy wolne strefy. Jagiełło bardzo dobrze wyciąga Dimarco, który bez asekuracji pozostawia sporą przestrzeń za swoimi plecami. Podobny manewr widzieliśmy w spotkaniu z Belgią, gdzie wbiegał Żurkowski. Teraz był to Krystian Bielik, który zagrał w drugiej linii. Nie otrzymał on podania, lecz ponowiliśmy atak i na prostopadłą piłkę wyszedł Dawid Kownacki. Ostatnim elementem godnym pochwały w tej akcji jest liczba graczy w polu karnym rywala. Nie baliśmy się i nie mieliśmy z tyłu głowy możliwości nadziania się na kontry. Wiadomo, że z biegiem meczu, a przede wszystkim czasu, atakowaliśmy ostrożniej.

 

 

Jak zwykle i w tym aspekcie pozostały rezerwy, gdyż w trakcie kontr były możliwości wyjścia na prostopadłą piłkę, które nie zostały wykorzystane. W zasadzie często byłoby to najrozsądniejsze rozwiązanie, tak jak w tej sytuacji, w której brak wyjścia na pozycje Szymańskiego wyhamował naszą kontrę, a Włosi spokojnie licznie wrócili na swoją połowę. W ramach ciekawostki dodam, że była to akcja, która dała nam rzut wolny i „złotą” bramkę.

 

 

Różne oceny za ten mecz zbierał Dawid Kownacki, któremu zarzucano niewykorzystanie sytuacji, ale warto również wspomnieć z czego ona się wzięła. Tak naprawdę od wzorowego powrotu i asekuracji właśnie Kownackiego w momencie, w którym Sebastian Szymański pozostał na połowie naszych rywali. Kontrę również wyprowadził nasz kapitan, który najpierw świetnie znalazł w środku Krystiana Bielika, a potem po wymianie podań z Żurkowskim i Szymańskim stanął przed świetną okazją do zdobycia bramki. Szkoda, że mu się to nie udało, gdyż byłaby piękna kropka nad „i”, ale miejmy nadzieję, że najlepsze zostawił na Hiszpanów.

 

FILIP MODRZEJEWSKI