Subskrybuj
Ekstraklasa

Portowców powrót na tron

2019-11-24

Zacznijmy od najlepszego i najważniejszego meczu 16. Kolejki PKO BP Ekstraklasy. W sobotni wieczór na plac budowy - Stadion im. Floriana Krygiera w Szczecinie zawitała Legia Warszawa. Legia, która w ostatnich tygodniach przejechała się zarówno po Wiśle Kraków (7:0), jak i Górniku Zabrze (5:1). Legia, której wystrzał formy Pawła Wszołka i zatrybienie maszyny Vuko dały pozycję lidera polskiej Bundesligi. W końcu Legia, która 21 lipca przegrała z Portowcami przy Łazienkowskiej po raz pierwszy od 1983 (!!!) roku i była cholernie żądna rewanżu za tę porażkę. Ale się nie udało. 1:0, Adam Buksa. 2:0, Srdjan Spiridonović. 3:0, znów Buksa i Legia na kolanach. Honorową bramkę strzelił jeszcze dla Wojskowych Jarosław Niezgoda, ale nie zmieniło to już faktu, że 3 punkty zostają w Zachodnio-Pomorskim. Co to oznacza? Pogoń znowu obejmuje pozycję lidera PKO BP Ekstraklasy (kosztem Legii, która straciła pozycję wicelidera po wygranej Śląska, a może spaść jeszcze niżej jeśli Cracovia wygra w poniedziałek z Zagłębiem Lubin), a my…

Wyciągamy wnioski

1. Jeśli Dante Stipica utrzyma TAKĄ formę do końca sezonu, to w Szczecinie postawią mu pomnik. Serio, to co ten gość wyczynia w bramce to przechodzi momentami ludzkie pojęcie, takiej jakości nie widzieliśmy w ekstraklasowej bramce od dawna. Kompletnie nie będziemy zdziwieni, jeśli w przypadku sukcesu Pogoni (przynajmniej awansu do eliminacji europejskich pucharów) Stipica w roli rezerwowego pojedzie z Chorwatami na Euro 2020.

2. Buksa kozak. To że ma potencjał wiemy od dawna, widział to też Brzęczek powołując go do kadry, zobaczyli to wczoraj skauci. Dwa gole i asysta w meczu z liderem dające pewne 3 punkty. Tego oczekuje się od klasowego snajpera.

3. Można w Polsce grać prostą i skuteczną piłkę. Piłkarze Pogoni pokazali, że stoperzy nie muszą klepać piłki przez pół godziny, a bramkarz nie musi kopać lagi w aut. 4 kontakty z piłką i gol, zresztą cudownej urody. Spiridonović już podobno uczy dzieciaki w akademii jak skutecznie lobować bramkarzy, a Valverde od wczoraj dzwoni do Runjaicia jak udało im się strzelić gola bez 150 podań w środkowej strefie.

4. Kobieta (Legia) zmienną jest. Po rozgromieniu Wisły niemiłosiernie męczyli się z Arką, po rozjechaniu Górnika przegrywają z Pogonią. Widać, że już dzwoni, ale jeszcze nie wiadomo w którym kościele (chociaż dzwony w kościele nie są ulubionym tematem trenerów Legii). Dramatu nie ma, ale znowu trzeba będzie bić się o powrót na pozycję lidera.

5. Gol co 82 minuty. To nie statystyka Roberta Lewandowskiego, a Jarosława Niezgody w tym sezonie ESA. Mimo, że na placu gry przebywał przez jedynie 57% możliwych minut, to 10 goli daje mu pozycję lidera klasyfikacji strzelców ex aequo z Christianem Gytkjærem.

Pobudka Lecha i Angulo

Poznaniacy w końcu wygrali, i to nie z byle kim, bo z (mimo porażki) utrzymującym się na podium Piastem. I to nie byle jak, bo 3:0 w Mistrzem Polski robi wrażenie. Dublet ścigającego się z Niezgodą i Imazem, Gytkjæra i gol w doliczonym czasie gry wchodzącego z ławki Amarala dały sygnał, że Dariusz Żuraw może jednak wiedzieć na czym polega jego praca. Oczywiście, po 2 porażkach i 2 remisach w 4 meczach ciężko Lecha chwalić, ale spotkanie z Gliwiczanami sprawiło, że niektórym portalom przestały przeszkadzać nawet kebaby Van der Harta.
W innym piątkowym meczu obejrzeliśmy 4 bramki, 2 dla Górnika Zabrze (obie autorstwa Igora Angulo) i 2 dla Wisły Płock. Wydaje się, że sprowadzony przez Marcina Matuszewskiego do Polski były napastnik hiszpańskiej młodzieżówki przypomniał sobie jak się strzela bramki, bo w tym meczu zdobył dokładnie tyle samo goli co w poprzednich 15 (!), a przecież mówimy o piłkarzu, który w 85 występach w Ekstraklasie strzelił 51 bramek i zanotował 9 asyst. Mamy nadzieję, że doczekamy się Łukasza Podolskiego za jego plecami.

Czerwone latarnie

Korona znowu grała piach i przegrała, o... przepraszamy, to już z przyzwyczajenia. Nie, o dziwo Korona wygrała, i to aż 3:0. Poległ Raków, którego wyniki w tym sezonie są tak stabilne, jak odległości Stefana Huli w konkursach drużynowych w skokach narciarskich. W każdym razie... Korona uciekła ze strefy spadkowej, istniało zagrożenie, ze strony Wiślaków z Krakowa, bo gdyby wygrali ze Śląskiem (mało prawdopodobne) mogliby zbliżyć się do Scyzoryków na odległość jednego punktu. Nic takiego nie ma jednak miejsca, Śląsk walczy o najwyższy stopień podium z Pogonią i Legią, a zespół Skowronka umocnił się na ostatniej pozycji w tabeli PKO BP Ekstraklasy.
Na dokładkę wyniki drużyn z Trójmiasta: Lechia bez większych problemów pokonała 3:1 ŁKS, który ze swojej jedynej trybuny widzi coraz wyraźniej odjeżdżający z Łodzi Kaliskiej pociąg, i jest to pociąg do Fortuna 1.Ligi. Swoją drogą, to prawdopodobnie dojadą tym pociągiem do derbów miasta, bo Widzew mknie coraz szybciej po awans. Derbów za to może już nie być nad morzem, bo krok po kroku bliżej spadku jest gdyńska Arka, która znów nie potrafiła strzelić gola, a Jagiellonia spokojnie wbiła im dwa. W poniedziałek o 3 punkty i pozycję #2 w tabeli powalczą podopieczni Michała Probierza. Ekstraklasa jak zwykle czaruje nas pięknymi zagraniami, rozśmiesza tragicznymi i zaskakuje wynikami. Ale przecież za to ją kochamy.

Robert Walkiewicz