Subskrybuj
Ekstraklasa

Powrót Kapustki, czyli pójść drogą Stępińskiego

2020-08-20

Letnie okno transferowe PKO BP Ekstraklasy obrodziło w powroty do ojczyzny. Większość tej grupy tworzą zawodnicy zaawansowani wiekowo, lecz najgorętsze nazwisko wyłamuje się z tej prawidłowości. Po pomyślnym przejściu testów medycznych Bartosz Kapustka podpisał kontrakt z Legią Warszawa. 23 letni piłkarz został piątym letnim nabytkiem mistrzów Polski. Dla skrzydłowego będzie to powrót do Polski po czterech latach pobytu za granicą. Odbudowa i ponowny wyjazd? Dla „Kapiego” historia jest nieubłagana.

Pójść drogą Stępińskiego

„Jeśli tylko zdrowie dopisze to będzie się „bawił” w naszej lidze, a za rok powalczy o wyjazd na dorosłe Euro” – napisał na Twitterze Czesław Michniewicz, który pracował z Kapustką w roli selekcjonera reprezentacji U21. W medialnych wypowiedziach na temat transferu swojego byłego podopiecznego szkoleniowiec często podkreśla, że 23 latek nie pogra w Ekstraklasie za długo, zaznaczając, że już teraz swoimi możliwościami zasługuje na grę w zachodniej lidze. Prawdopodobne, że gdyby nie kontuzja (zerwanie więzadło krzyżowe w kolanie) Kapustka do Legii nigdy by nie trafił.

W najnowszej historii polskiej piłki jak na lekarstwo mamy przypadków piłkarzy, którzy najpierw zostali negatywnie zweryfikowani przez europejski poziom, a następnie, poprzez Ekstraklasę, odbudowali się i ponownie, lecz tym razem z powodzeniem, „podbili” zachód. Jedynym graczem, który zakotwiczył na poziomie ligi z TOP5 jest Mariusz Stępiński. 25 latek, podobnie jak Kapustka, w bardzo młodym wieku podbił Ekstraklasę (podczas debiutu z Lechem miał 16 lat) i jeszcze jako nastolatek, liczący 18 wiosen, zdecydował się na wyjazd. Po jednym pełnym i niezły sezonie – 4 gole i 5 asyst – trafił do FC Nurnberg. W barwach niemieckiej drużyny nie zdążył nawet zadebiutować, a po roku wrócił do Polski w ramach wypożyczenia do Wisły Kraków. Ligi nie podbił (2 gole; 4 asysty), a w drużynie z Reymonta był głównie rezerwowym. W Krakowie nie został, w Niemczech był skreślony, lecz zgłosił się po niego Ruch Chorzów. Tym razem był to transfer definitywny. Stępiński pod okiem Waldemara Fornalika zdecydowanie odżył. Na tyle, że w sezonie 2015/16 był trzecim strzelcem w lidze, zdobywając 15 bramek. Następne rozgrywki rozpoczął jeszcze w barwach Niebieskich, ale po kolejnych trzech golach w pierwszych pięciu kolejkach, za dwa miliony euro trafił do FC Nantes, którego właścicielem jest Waldemar Kita.

Pierwszy i jedyny sezon we Francji był całkiem owocny. A w zasadzie tylko premierowe pół roku, bo w rundzie wiosennej Polak rozegrał tylko epizody. Po bramce przeciwko Marsylii w lutym 2017 roku został schowany „do szafy”. Do końca sezonu pojawił się na boisku przez 58 minut. Kilka miesięcy, w których zdobył cztery gole i zaliczył cztery asysty wystarczyły, aby trafić do Włoch. Jak się okazało – ziemi obiecanej. Przez trzy lata w Serie A, Mariusz Stępiński, rozegrał 78 spotkań i zdobył 14 bramek. Nie jest to porywający wynik, jak dla napastnika, ale Polak grał głównie w drużynach broniących się przed spadkiem (Hellas Verona oraz Chievo Verona). Trzeba jednak przyznać, że wyrobił sobie markę na Półwyspie Apenińskim, mając na rozkładzie każdego z wielkich „Calcio”. Do tego stopnia, że po spadku Chievo, 23 latek utrzymał się na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej trafiając właśnie do Hellasu, który pół roku temu wykupił go za 5,5 mln euro. Był to dla nich trzeci największy wydatek w historii.

Zamknięta ścieżka powrotu?

Stępiński nie podbił, lecz „zakotwiczył” w czołowej europejskiej lidze, mimo wcześniejszych niepowodzeń w młodym wieku. Jednak w większości przypadków powrót do Ekstraklasy to, tak zwany, „wilczy bilet”, z którym nie ma powrotu do poważnego grania na zachodzie. Lista takich graczy jest naprawdę długa, a większość z nich od lat balansuje między Ekstraklasą a zagranicą. Jako przykład wystarczy podać Ariela Borysiuka, Damiana Łukasika, Bartłomieja Pawłowskiego czy, wracającego właśnie do Polski, Jakuba Świerczoka. Droga 27 latka jest podobna do  tej przebytej przez Mariusz Stępińskiego. Wyjazd w młodym wieku do Niemiec. Powrót do Polski i ponowny wyjazd. W przeciwieństwie do „Mario” Świerczok trafił do znacznie mniej prestiżowej ligi. Bułgarski Łudogorec ma wyrobioną pewną markę w Europie, ale nijak porównywalną z Serie A.

Kolejną grupą są gracze, którzy całkowicie sparzyli się po europejskiej „przygodzie”. Jednym z nich jest Filip Starzyński, który po roku w Lokeren trafił do Zagłębia i od lat jest gwiazdą na polskich boiskach.

Złamać regułę

Niech kariery innych zawodników będą przestrogą dla Kapustki, że łatwo nie będzie. Jednorazowy przypadek Stępińskiego jest wyjątkiem, ale i on pokazuje, że pewnego pułapu nie da się przeskoczyć. 23 latek ma niewątpliwie możliwości i potencjał, aby grać na zachodzie. Zapewne już nie czołówka, ale średniak z ligi TOP5 to niewątpliwie osiągalny poziom. Dotychczasowa kariera w Leicester z pewnością jest sporą rysą na jego CV, ale dobrymi występami w barwach Legii zdecydowanie może przybliżyć się do reprezentacji Polski, a to prosta droga do ponownego wyjazdu. Już z niezbędnym bagażem doświadczeń. Piłkarskim i życiowym.

FILIP MODRZEJEWSKI