Subskrybuj
Ekstraklasa

Powrót Luisa Enrique, a wątpliwości moralne

2019-11-21

Reprezentacja Hiszpanii od lat należy do ścisłej światowej czołówki. Co prawda w najnowszym rankingu FIFA zajmuje dopiero 8 miejsce, ale za to przez Eliminacje do Euro 2020 przeszła jak burza. Osiem zwycięstw i zalewie dwa wyjazdowe remisy z Norwegią i Szwecją, kiedy awans i tak zawodnicy La Furia Roja mieli już zapewniony, należy bowiem uznać za bardzo dobry wynik. Zwłaszcza że na sam koniec pozostawili po sobie fenomenalne wrażenie, gromiąc w ostatnim meczu eliminacyjnym reprezentacje Rumuni aż 5-0. Tym dziwniejsze były obrazki po zakończeniu tego spotkania, kiedy selekcjoner Robert Moreno ze łzami w oczach ogłosił, że odchodzi i nie poprowadzi drużyny na Euro 2020. Gdy dzień później okazało się, że zastąpi go Luis Enrique wybuchła potężna dyskusja na temat aspektów moralnych tej decyzji. Cała sytuacja niewątpliwie nie jest jednak tak jednoznaczna, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

Trudne początki nowego-starego selekcjonera

Luis Enrique został selekcjonerem Reprezentacji Hiszpanii dokładnie 9 lipca 2018 roku po słabym w wykonaniu ówczesnych Mistrzów Świata Mundialu w Rosji, gdzie odpadli już w 1/8 finału po porażce w rzutach karnych z gospodarzami. Były szkoleniowiec m.in. Barcelony, As Romy czy Celty Vigo przejął kadrę po niemałym zamieszaniu z selekcjonerami (ale do tego jeszcze wrócimy). Zaczął dobrze, wygrywając na wyjeździe z Anglią i gromiąc u siebie w ramach rozgrywek Ligi Narodów Vice Mistrza Świata Chorwacje aż 6-0. Jednak późniejsze dwie porażki (z Anglią w Sevilli i z Chorwacją w Zagrzebiu) spowodowały, że jego podopieczni spadli na drugie miejsce w grupie. Wylało to na selekcjonera falę krytyki. Była ona tym większa, że z wewnątrz kadry dobiegały głosy o słabych relacjach trenera z większością zawodników. Chociażby konflikt z Jordim Albą, którego Enrique przestał powoływać z dnia na dzień, bez żadnych wyjaśnień. Jednak dobrze rozpoczęte Eliminacje do Euro 2020 (wygrane z Wyspami Owczymi, Maltą, Norwegią i Szwecją) spowodowały, że ówczesny selekcjoner odzyskał swoją mocną pozycję, mimo że już wtedy podczas meczów zastępował go ówczesny asystent Robert Moreno. Jednak skoro kadra grała dobrze, a nieobecność Enrique miała być tylko tymczasowa, nikt w Hiszpanii specjalnie tego nie roztrząsał. Do czasu, gdy selekcjoner 19 czerwca (mimo wszystko dość niespodziewanie) złożył oficjalną dymisję. Jego następcą został właśnie Moreno.

Tajemnicza dymisja, asystent na ratunek

Oficjalnie nie podano z jakimi problemami osobistymi, które doprowadziły aż do dymisji, zmagał się trener. Cała tajemnica wyjaśniła się dopiero dwa miesiące po czerwcowej rezygnacji Enrique. Wtedy to Hiszpan poinformował, że zmarła jego 9-letnia córka, która przez pięć miesięcy zmagała się ze złośliwym nowotworem kości. Całe środowisko oczywiście wysyłało kondolencje i wyrazy współczucia, ale życie, jak to życie toczyło się dalej. Kadra pod wodzą Moreno grała dobry atrakcyjny futbol i bez żadnego problemu zapewniła sobie awans na przyszłoroczny turniej. Mimo wyjazdowych remisów z Norwegią i Szwecją w kraju panowało ogólne zadowolenie z pracy aktualnego selekcjonera, który mimo niedużego doświadczenia, udźwignął ciężar samodzielnego prowadzenia Reprezentacji Kraju.

Aż tu po fenomenalnym meczu z Rumunią na koniec eliminacji Moreno zrobił swoje, Moreno może odejść. Dzień później okazało się, że to nikt inny jak Enrique, który chce najwidoczniej wrócić do normalnego życia po swojej osobistej tragedii, będzie jego następcą (choć to określenie mimo swojej poprawności nie do końca mi tu pasuje). I tu rodzi się pytanie. Czy jest to fair w stosunku do byłego już szkoleniowca La Furia Roja?

Moralne dylematy

Jak dla mnie, mimo całego zrozumienia dla sytuacji Luisa Enrique, niestety nie. Moreno wziął na swoje barki prowadzenie drużyny, gdy Federacja Hiszpańska znalazła się w kiepskiej sytuacji. Z zadania wywiązał się więcej niż dobrze, a teraz gdy okazuje się, że nie jest już potrzebny, wyrzuca się go do śmieci, jak stary mebel. W jakimś też stopniu pomógł też oczywiście samemu Enrique (choć oczywiście jego sytuacja to inny, niewarty roztrząsania temat). Między Panami powstały chyba jednak pewne nieporozumienia, ponieważ były trener Barcelony podjął decyzję o tym, że nie chce już dawnego asystenta w swoim nowym sztabie szkoleniowym. Tym razem jego prawą ręką został znany mu ze współpracy z Barcelony i Celty Vigo Juan Carlos Unzue. Sam Moreno chyba poczuł się tym wszystkim urażony, bo na spotkanie z Hiszpańskim Związkiem wysłał jedynie swoich prawników.

Z jednej strony można zrozumieć Związek, który nie chciał w dramatycznej rodzinnej sytuacji zostawiać na lodzie swojego byłego pracownika. Z drugiej strony pozbawia on szansy przeżycia być może największej przygody w swojej trenerskiej karierze faceta, który pokazał cojones, kiedy było trzeba. Wszystko ogarnął, kiedy był potrzebny, a teraz sam zostaje w … wiadomo czym. Luis Enrique zapewne i tak długo bezrobotny by nie był, zwłaszcza że ponoć odrzucił niedawno propozycje Arsenalu (nawet jeśli to tylko plotki to prędzej czy później, prace by znalazł). Z szacunku do jego tragedii moralnego aspektu jego decyzji omawiać nie chcę. Warto jedynie życzyć Robertowi Moreno, aby ktoś docenił to, co udało mu się zrobić i zaproponował mu fajne, interesujące wyzwanie trenerskie, które ten z przyjemnością podejmie.

Nie pierwszy taki przypadek

Jako ciekawostkę należy przypomnieć, że dla Hiszpańskiego Związku Piłki Nożnej takie „atrakcje” to nic nowego. Gdy chwilę przed ostatnim Mundialem oficjele dowiedzieli się z prasy, że ich selekcjoner Julen Lopetegui za ich plecami podpisał obowiązujący po turnieju kontrakt z Realem Madryt, zwolnili go dokładnie 2 (słownie: dwa!) dni przed pierwszym meczem z Portugalią. Pytanie, czemu miało to służyć (chyba jedynie zacerowaniu ran na urażonej dumie działaczy), pozostaje otwarte. Podobnie pytanie, czy selekcjoner powinien być nielojalny wobec swojego pracodawcy w obliczu najważniejszego turnieju piłkarskiego świata. W każdym razie ten ruch raczej nikomu się nie opłacił (słaby Mundial Hiszpanów, kompromitacja Lopeteguiego w Madrycie). A najgorzej znowu wyszedł na tym ktoś, kto przejął kadrę awaryjnie. W tej sytuacji był to Fernando Hierro, który wcześniej pełnił funkcje dyrektora sportowego, porzucając ją nie jako na rzecz prowadzenia kadry na Mundialu za Lopeteguiego. Najciekawsze (choć niestety raczej przerażające), że po turnieju w Rosji zwolniono go z funkcji selekcjonera, a na poprzednie stanowisko już nie powrócił. Został więc bezrobotny i do dnia dzisiejszego nie pracuję w piłce. Gdyby nie całe zamieszanie z Lopeteguim pewnie nadal pracowałby jako dyrektor sportowy kadry. W tym przypadku też można więc chyba mówić o (łagodnie mówiąc) słabym zachowaniu działaczy Federacji Hiszpańskiej.

W piłce, jak w życiu

Traktowanie selekcjonerów w sposób (naprawdę delikatniej się nie da) nieładny, mają tam więc najwyraźniej we krwi. Oczywiście należy brać prawkę na to, że piłka nożna przeplata się z normalnymi wydarzeniami życiowymi. Czasem tragicznymi, czasem dla kogoś miłymi, a dla kogoś nie. Mimo wszystko praktyki stosowane wobec swoich selekcjonerów w Hiszpańskim Związku Piłkarskim wydają mi się co najmniej kontrowersyjne. Jednak jak to mawia klasyk „Życie…” i chyba, więcej już dodawać nie trzeba. 

Mateusz Dziubiński