Subskrybuj
Ligi Zagraniczne

Problemy gigantów! W Hiszpanii walczą o przetrwanie

2020-03-28

Gdy piłkarscy kibice ze zniecierpliwieniem wyczekują wznowienia rozgrywek, działacze starają się zminimalizować starty. Nikt się nie spodziewał, że nagłe zatrzymanie się futbolu przyniesie takie problemy. Największe szykują się w Barcelonie.  

Bunt na Camp Nou

Sporo klubów z Półwyspu Iberyjskiego decyduje się na cięcia pensji w związku z epidemią koronawirusa. Takie same kroki chcieli podjąć włodarze FC Barcelony, lecz spotkało się to ze sporym niezadowoleniem piłkarzy. Szefowie Dumy Katalonii domagają się obniżki wynagrodzenia aż o 70% - takie kroki wystosował rywal zza miedzy, czyli Espanyol. Tutaj rodzi się konflikt, gdyż zawodnicy Barcy są gotowi na pewne ustępstwa, ale nie w takiej skali. Trzeba wspomnieć, że sprawa dotyczy każdej sekcji, nie tylko męskiej drużyny piłkarskiej.

Finanse Barcelony, mimo najwyższego budżetu w świecie futbolu (ponad MILIARD euro), są w opłakanym stanie. Klub praktycznie nie przynosi dochodów, a zeszły sezon zakończył z saldem +4,5 mln euro. W obecnym znacznie spadną jej przychody, co przyniesie olbrzymie straty. Hiszpańskie media wyliczyły, że same wpływy od kibiców to blisko 300 mln euro. Zamknięte muzeum (przychód 86 mln euro rocznie), klubowy sklep (86 mln euro rocznie) czy sprzedaż biletów (ok. 150 mln euro rocznie), a trzeba do tego dodać również prawa telewizyjne czy sponsoring. Barcelona na wynagrodzenia pierwszego zespołu przeznacza rocznie ponad 550 mln euro. To gigantyczne pieniądze – największe w skali europejskiej.

Wliczając jej wszystkich pracowników, suma ta urośnie do 642 mln euro! Niewolno również zapominać o dwustumilionowym zadłużeniu klubu. Klub mocno naciskał na wspólną decyzje o odgórnym obniżeniu zarobków, lecz do tego nie doszło. Każdy musi działać na własną rękę. Pierwsza propozycja Bartomeu i spółki nie znalazła aprobaty wśród piłkarzy i koszykarzy Barcy.

Jedyny ratunek Atletico

Na „cięcia” zgodzili się piłkarze oraz sztab szkoleniowy Atletico Madryt (Diego Simeone jest najlepiej zarabiającym trenerem na świecie). Dla Rojiblancos taka decyzja była jedynym sposobem na uratowanie klubu. Budżet wynoszący 515 mln euro aż w 75%  (385 mln euro) pożerają wynagrodzenia dla zawodników i trenerów. Do tego trzeba dodać zadłużenie klubu, które sięga blisko 522 mln euro. Dla Atletico najbliższe miesiące będą jeszcze ważniejsze, niż dla Barcelony.

Niewiadomą jest zakończenie sezonu w La Lidze i Champions League. W rozgrywkach krajowych, Los Colchoneros, zajmują obecnie dopiero 5. lokatę, co przy zaliczeniu ligi w obecnym kształcie, pozbawiłoby ich gry w najbliższym sezonie Ligi Mistrzów. Byłby to olbrzymi cios sportowym, ale również finansowy. Szacuje się, biorąc pod uwagę najważniejsze zmienne (sponsoring, prawa telewizyjne etc.), że uszczupliłoby to budżet Atleti o aż 170 mln euro!

„Rozmawialiśmy z zawodnikami i sztabem trenerskim. Są świadomi sytuacji. Nie będzie problemu z obniżkami zarobków” – przekonuje w rozmowie z Marcą Enrique Cerezo prezes Rojiblancos.

Sytuacji nie poprawia ciągła niepewność związana z epidemią, przez co ciężko opracować jakikolwiek długoterminowy plan działania. Andrea Berta, dyrektor sportowy Atletico, na łamach włoskiej gazety Tuttosport, apeluje o odwołanie letniego okienka transferowego:

„Można odwołać letnie okno transferowe i kontynuować grę obecnym składem do stycznia. Ponowne otwarcie rynku w tym czasie byłoby najbardziej logiczną decyzją. Wtedy kluby będą bardziej świadome swoich strat i ewentualnych inwestycji” – przekonywał Włoch. To dość karkołomny pomysł. Tym bardziej, że Berta nie wytłumaczył co zrobić z zawodnikami, którym kontrakt wygasa wraz z końcem czerwca.

Spokój na Bernabeu

W najbardziej komfortowej sytuacji z hiszpańskich gigantów jest Real Madryt. Królewscy nie zdecydowali się na obniżkę wynagrodzenia. Dlaczego?

Jak podaje „AS”, dzięki odpowiedzialnym działaniom Florentino Pereza, znajdują się oni w bardzo dobrej kondycji finansowej. Klub notuje regularne zyski, które z roku na rok są coraz większe, a do tego umiejętnie działają na rynku transferowym i kontraktowym.

W przeciwieństwie do Barcelony, Real, nie zalicza zbyt wielu spektakularnych wpadek transferowych. Dużą ulgą na finansów była sprzedaż do Juventusu Cristiano Ronaldo, dla którego przez wiele lat był stworzony „komin finansowy”. Obecnie najwięcej na Santiago Bernabeu zarabiają Sergio Ramos i Gareth Bale - 14,5 mln euro rocznie. To znacznie mniej niż Leo Messi (40 mln euro), Luis Suarez i Antoine Griezmann (po 25 mln euro).

Budżet Królewskich szacuje się na około 757 mln euro. Z tego „raptem” 283 mln euro pochłaniają wynagrodzenia graczy.

FILIP MODRZEJEWSKI