Subskrybuj
Ligi Zagraniczne

Przegrane mistrzostwo, przegrany Bartomeu? Barcelona na poważnym zakręcie

2020-07-07

Na cztery kolejki przed końcem sezonu FC Barcelona traci do Realu Madryt cztery punkty i tylko największy optymista mógłby nadal wierzyć w mistrzostwo Hiszpanii dla podopiecznych Quique Setiena. Brak jakiegokolwiek krajowego trofeum po raz pierwszy od 2014 roku (Barca odpadła już z Pucharu Króla i nie zdobyła Superpucharu Hiszpanii) może być jednak najmniejszym zmartwieniem na Camp Nou, gdyż z uwagi na lata niegospodarnych rządów przyszłość klubu stanęła pod dużym znakiem zapytania. Jakie największe błędy popełnili Bartomeu i spółka?

Transferowy blamaż po Neymarze

Josep Maria Bartomeu 23 stycznia 2014 roku został 45. prezydentem FC Barcelony. Zastąpił Sandro Rosella. Funkcje dyrektora sportowego pełnił ówcześnie Andoni Zubizarreta, a pierwsze miesiące ich współpracy mogły napawać optymizmem – nowym trenerem został Luis Enrique, a do klubu trafili m.in. Luis Suarez, Ivan Rakitić czy Marc-Andre ter Stegen. Efekt? Wygrana Liga Mistrzów, która do dzisiaj jest ostatnim triumfem w Europie, a cała trójka do dzisiaj jest ważnym ogniwem zespołu.

Dlaczego cofamy się w czasie o kilka lat? Ponieważ było to ostatnie udane okienko transferowe Dumy Katalonii. Pół roku później, w styczniu 2015 roku, z klubem pożegnał się Andoni Zubizarreta, lecz prawdziwe problemy gospodarczo-transferowe rozpoczęły się w 2017 roku i odejścia Neymara Jr do Paris Saint-Germain. Barcelona do dzisiaj nie potrafiła zakontraktować realnego następcy Brazylijczyka. 222 mln euro zainkasowane od szejków postawiły Barcę pod ścianą, gdyż ten ruch niesamowicie wywindował ceny na rynku.

Pierwszy wybór padł na Ousmane’a Dembele, który za 125 mln euro + bonusy przeniósł się na Camp Nou po kilkutygodniowym strajku. Transfer Francuza okazał się kompletną klapą. 23 latka od początku pobytu w Hiszpanii dręczyły kontuzje mięśniowe. Dość powiedzieć, że w tym sezonie rozegrał raptem 9 spotkań(!) – 5 w lidze i 4 w Champions League. Przez trzy sezony w La Lidze uzbierał raptem 2 955 minut na 10 260 możliwych! Daje to raptem ~28,8%. Nie wymaga to dalszego komentarza.

W tym samym okienku kontrakt z Barceloną podpisali Paulinho, Nelson Semedo, Gerard Deulofeu czy Marlon. Tak rozpłynęły się pieniądze z Neymara, a pół roku później na Camp Nou trafili Phillippe Coutinho i Yerry Mina. Kolumbijczyk zagrał 5 meczów w lidze i został już odsprzedany do Evertonu. Były gracz Liverpoolu ostatni rok spędził w Bayernie Monachium i wydaje się, że jego przygoda z Barceloną dobiegła już końca. Większość ruchów po odejściu Neymara była chaotyczna i pozbawiona jakiegokolwiek planu.

Wielkie zyski – wielkie wydatki

FC Barcelona jest klubem, który najbardziej ucierpiał na epidemii koronawirusa. Okres ten uwypuklił również z jakimi problemami finansowymi może i boryka się Barca. Zarząd bardzo szybko zdecydował się skorzystać z przepisów dotyczących czasowej regulacji zatrudnienia – ERTE. Szacunkowe zyski osiągające nawet miliard euro zostały znacznie ograniczone, a pensje zawodników są bardzo dużym obciążeniem budżetu. Z tego powodu działacze bardzo szybko zgłosili się do zawodników z prośbą o czasową obniżkę pensji o 70%. Po długich negocjacjach piłkarze ulegli, lecz po kilku tygodniach Bartomeu poprosił o dodatkowe 10%...

Według „ASa” Barcelona na pensje wydaje niemal 400 milionów euro. Najwięcej, gdyż aż 40 mln euro rocznie inkasuje Leo Messi, który miał rzekomo postawić warunki – on albo Bartomeu. Kontrakt Argentyńczyka wygasa w 2021 roku. Jednak 33 latek wielokrotnie już groził odejściem, a następnie godził się z klubem i podpisywał nową umowę. Piłkarz urodzony w Rosario w ciągu 15 lat aż ośmiokrotnie renegocjował warunki. Należy się zastanowić, czy za każdym razem słusznie?

Brak następców

Finanse postawione na ostrzu noża zmusiły Barcelonę do nerwowych i nielogicznych ruchów. Z uwagi na liczne oraz nietrafione transfery klub ma w swojej kadrze sporo niepotrzebnych transferów. Aby dopiąć budżet z uwagi na Financial Fair Play Bartomeu był zmuszony uzyskać 70 mln euro ze sprzedaży graczy do 30 czerwca. Padło na Arthura, który był jedynym zawodnikiem budzącym zainteresowanie na rynku. Brazylijczyk przeniósł się do Juventusu za 72 mln euro, a w drugą stronę powędrował Miralem Pjanić za 60 mln euro. Sprytna wymiana pod kątem finansowej księgowości, lecz należy się zastanowić dlaczego Barcelona była zmuszona wykonać tak desperacki ruch?

Arthur Melo miał być jedną z twarzy nowej FC Barcelony. Trafił do niej dwa lata temu za 30 mln euro. Przedstawiany był jako następca Xaviego Hernandeza, który w 2015 przeniósł się do Kataru. Brazylijczyk początkowo oczarował kibiców, lecz po świetnym wejściu z miesiąca na miesiąc grał coraz gorzej, a w dodatku irytował kibiców swoim zachowaniem pozaboiskowym. Być może Brazylijczycy mają już to w swojej latynoskiej krwi. Jednak nie tyle sam fakt odejścia 23 latka może zdumiewać, co okoliczności i historia. Xavi Hernandez opuścił Barcelonę już 5 lat temu, a klub dalej nie potrafił go zastąpić. Kolejny kamyczek do ogródka pionu sportowego. Przez ten czas wśród graczy środka pola przewinęły się takie nazwiska jak: Rafinha, Arda Turan, Andre Gomes, Denis Suarez, Paulinho czy ostatnio Arturo Vidal oraz wspomniany Arthur. Niektóre ruchy były udane – transfer Paulinho czy Vidala, lecz traktować ich można jedynie jako uzupełnienie składu.

Ten sam problem Barca miała z inną legendą, która w ostatnich latach przeniosła się do Azji. Andres Iniesta do Vissel Kobe trafił w 2018 roku, więc idealnie minął się z Arthurem. Na następcę 36 letniego Hiszpana namaszczony został Phillippe Coutinho. Nie wyszło – jak zwykle.

Transfer Miralema Pjanicia ma spore szansę obronić się sportowo. Pytanie na jak długo? Bośniak ma już 30 wiosen na karku. Dopiero wchodzi w zaawansowany wiek dla piłkarza, lecz Barcelona ma takich zawodników aż w nadmiarze. Mimo, iż ostatnie miesiące w barwach Juve miał słabsze, Pjanić może wnieść dodatkowe elementy kreatywności. Wśród graczy Serie A zajmuje czwartą lokatę pod względem podań w ostatnią tercje boiska według portalu fbref.com współpracującym ze StatsBomb. Notabene prowadzi w niej Piotr Zieliński i to z dużą przewagą.

Spóźnione ruchy

Pjanić to już dziewiąty piłkarz po 30. roku życia w kadrze Barcelony. Pozostali to Suarez, Pique, Vidal, Messi, Rakitic, Busquets, Alba i Neto, a zaraz dołączy do nich Antoine Griezmann. Oprócz byłego bramkarza Valencii, każdy z nich jest fundamentalnym graczem podstawowego składu. Każdy z nich w ostatnim okresie przeżywał również spore wahania formy. Suarez długi okres ma problemy ze zdrowiem i skutecznością w Europie – przez ostatnie trzy sezony Champions League zdobył raptem pięć bramek, w tym dwie w fazie pucharowej.

Jednak to w środku pola Barcelony najbardziej widać upływ czasu. Sergio Busquets początkowo delikatnie odżył pod wodzą Quique Setiena, lecz ostatnie lata to przerażający regres jego dyspozycji. Ivan Rakitić, który był najwierniejszym żołnierzem Ernesto Valverde co okienko transferowe jest wręcz wypychany z klubu, a ostatnio w ostrych słowach wypowiedział się o Bartomeu. Arturo Vidal to uniwersalny żołnierz, z którego Barcelona może być zadowolona, lecz powinien to być piłkarz pokroju Paulinho.

Blaugrana pod wodzą Setiena miała wrócić do swojego DNA, do grania w piłkę krótkimi podaniami przy wysokim pressingu. Lecz należy się zastanowić czy ma piłkarzy do takiego stylu gry? Kompletnie nie. Wizja gry, którą na Camp Nou zapoczątkował Johan Cruyff stała się niezdrową obsesją zarządu, jak i niektórych fanów Barcy. 61 latek w przeciwieństwie do Luisa Enrique, Ernesto Valverde nie jest elastyczny. Dwaj jego poprzednicy potrafili przedefiniować grę Barcelony na swój sposób, prowadząc ich do trofeów. Obecnym piłkarzom w kadrze brakuje szybkości, intensywności, przewagę dryblingiem potrafi zrobić jedynie Messi. Między innymi te trzy cechy są kluczowe w dzisiejszej piłce…

Nad Ernesto Valverde również chciałbym się pochylić. Uważam, że wykonał naprawdę bardzo dobrą pracę z Barcą, ale nie miał prawa utrzymać posady po kompromitacji z Liverpoolem. Było to deja vu starcia z Romą, po którym posypał się domek z kart. Zwolnienie trenera między sezonami dałoby również większe pole manewru na rynku trenerskim. Poszukiwanie szkoleniowca w jego trakcie bardzo ograniczyło zakres ruchów.

Josep Bartomeu zapowiedział dzisiaj, że Quique Setien pozostanie trenerem Barcelony w przyszłym sezonie, lecz czy warto mu wierzyć? Lista jego grzechów jest długa - dramatyczne finanse, coraz słabsze wyniki sportowe, brak triumfu w Champions League, marginalna rola La Masii, nieudane inwestycje czy transfery, a do tego trzeba dodać sławetną "farmę trolli", czyli wynajęcie botów broniących zarząd w mediach społecznościowych. Długo to wszystko przykrywały sukcesy krajowe. W końcu Blaugrana pod wodzą Valverde dwa lata z rzędu kończyła ligę na pierwszym miejscu. Dodatkowo wybitna forma Leo Messiego, który dźwigał tego kulawego giganta na swoich barkach. Barcelona to Messi, lecz pora na pobudkę, gdyż Argentyńczyka kiedyś w końcu zabraknie...

FILIP MODRZEJEWSKI