Subskrybuj
Wywiady

Rafał Wisłocki - Pożegnanie z Wisłą

2021-03-11

Zapraszamy na szczerą rozmowę z Rafałem Wisłockim, człowiekiem, który poświęcił dla Wisły bardzo dużo, a gdyby nie Jego działania klub mógłby dziś być w zupełnie innym miejscu. 

Hasło „Kraków”. Jakie są Twoje pierwsze wspomnienia z dzieciństwa, a dalej z lat młodzieńczych związane z tym miastem? Takie poza sportowe oczywiście.

Nie mam ich zbyt dużo. Pochodzę wprawdzie w Województwa Małopolskiego ale jakoś nie było w tamtych czasach zbyt dużo okazji do zwiedzania, a gdy była wycieczka szkolna do Krakowa to albo miałem mecz, albo nie było mnie na nią stać. Myśląc o Krakowie i młodości w głowie mam tak na prawdę tylko biegi przełajowe na Błoniach. Co roku byliśmy wysoko w biegach regionalnych, co dawało nam kwalifikacje do finału wojewódzkiego. Kraków kojarzy mi się zatem z zaspanym autobusem, rosą na krakowskich Błoniach i wysiłkiem "na maxa".

Kiedy miałeś pierwszy kontakt ze sportem i futbolem w Krakowie?

O biegach już wspomniałem, a z futbolem to dość późno, bo dopiero finały wojewódzkie w rozgrywkach juniora młodszego, a także regularne mecze w Małopolskiej Lidze Juniora Młodszego i Starszego. Wygrywaliśmy parę razy z Hutnikiem i Cracovią. Tylko na Wiśle nigdy się nie udało. Pamiętam, że zagrałem raz świetny mecz na "Olimpicu" i wpadłem wówczas w oko skautowi Wisły, Panu Krukowi. Później było zainteresowanie, szansa, ale czegoś zabrakło... może zdrowia? A może bardziej umiejętności.

Wisła Kraków – Pamiętasz jak wyglądał Twój pierwszy dzień w klubie? Jak wyglądała Twoja „droga” na Reymonta?

Pierwszy dzień to kwiecień 2009, rozpoczynałem praktyki u dr Stanisława Chemicza, prowadziłem pod jego okiem zajęcia z grupą naborową złożoną z chłopców z roczników 2002 i 2003. Pamiętam, że byłem bardzo zaangażowany, przychodziłem na trening na 1.5h przed zajęciami, żeby wszystko przygotować, posprawdzać, przeanalizować. To zaangażowanie i jakość pracy sprawiło, że w momencie gdy pojawił się wacat to właśnie ja miałem okazje wstąpić w szeregi trenerów Szkółki. Pracowałem z żakami z rocznika 2002, 2003 oraz z bramkarzami.

Co ciekawe, z tych bramkarzy jest dziś sporo pociechy, Kacper Chorążka jest dziś zawodnikiem Omonii Nikozja. Są tez inni, którzy pretendują do dużych sukcesów w sporcie i innych branżach! Dalsza droga była bardzo długa, kręta i czasem wyboista. Dużo czasu spędziłem pracując z rocznikiem 2000 i cieszy to, że już 11 chłopców z tej grupy zagrało na poziomie centralnym. Później praca koordynatora, ratowanie akademii jako dyrektor, wejście do zarządu TS no i wreszcie prezesura w piłkarskiej spółce, a później w stowarzyszeniu. 12 lat. Kawał życia został na Reymonta.

Fot. www.wisla-krakow.net

(Stanisław Chemicz i Rafał Wisłocki z drużyną rocznika 2003 w sezonie 2011/2012)
FOT. www.wisla-krakow.net, www.historiawisly.pl 

Jak wyglądały Twoje kolejne stanowiska w klubie i początki pracy w Wiśle? Jak to się dalej rozwijało krok po kroku? Kogo dobrze wspominasz z tamtych czasów, a z kim pracowało Ci się szczególnie ciężko? Oczywiście chodzi o Twoje początki.


Trochę już wspomniałem o tych stanowiskach. Dużo się uczyłem od trenerów, którzy tą szkółkę tworzyli. Trenerzy Chemicz, Bejm, Goj, Wilk, Pać to uznane nazwiska w krakowskim środowisku szkolenia młodzieży i to od nich najwięcej czerpałem w pierwszych latach pracy w Krakowie. Udało mi się też „wkręcić” na mały staż u trenera Skorży w pierwszym zespole. Było mi łatwiej, bo syn pana Macieja ćwiczył w mojej grupie, więc mieliśmy bezpośredni kontakt. Tam też dużo dowiedziałem się o futbolu. Kolejne lata to wiele osób, które poznawałem, wymieniałem doświadczenia, czasem były też mocne spory m.in. z trenerem Marcem czy Dyrektorem Junco, ale z czasem i te sprawy zostały wyjaśnione - walczyliśmy o Wisłę! Ja na pewno. Stąd czasem takie właśnie konflikty, bo różnie widziano rozwój akademii, klubu czy naszych młodych jednostek. Kilka tych ideologicznych założeń wciąż budzi emocje, ale na dziś tych złych jest zdecydowanie mniej. W późniejszych latach w klubie pracowała cała rzesza młodych, zdolnych. Wielu wypłynęło na szerokie wody i dziś pracują w Ekstraklasie, 1. i 2. lidze, w Europie, a nawet w Indiach. Cieszę się więc, że kilka osób dzięki Akademii Wisły zaistniało już w piłce na bardzo wysokim poziomie. A jeszcze kilku, z tego krakowskiego środowiska, na pewno wskoczy!

fot. www.akademiawisly.pl

(Zawodnicy rocznika 2000 dziękują trenerowi. 26.06.2015)
FOT. www.akademiawisly.plwww.historiawisly.pl



(Lipiec 2011. Pożegnalny prezent od rocznika 2002)
Fot. Krzysztof Porębski, www.historiawisly.pl 


Jak z Twojej perspektywy wyglądał czas pod rządami pani Sarapaty, sytuacja z legendarnym Vanna Ly?


Wchodząc do Zarządu TS zaczęliśmy wiercić od środka. Niestety byliśmy oszukiwani i wiele rzeczy było przede mną i panią Dorotą skrywanych. Czuliśmy, że im szybciej doprowadzimy do zmian właścicielskich w klubie, tym lepiej dla piłkarskiej Wisły! Liczyliśmy mocno na krakowskich biznesmenów. Znam wszystkich tych panów i to był mocno wspierany przez nas kierunek. Opcja zagraniczna była o wiele bardziej skomplikowana. Gdy usłyszeliśmy, iż do jednego z warszawskich prawników zgłosili się ludzie z Azji poczuliśmy, że będzie to bardzo skomplikowana transakcja. W procesie weryfikacji inwestora główną role odgrywali prawnicy, a tych w Zarządzie i Radzie Nadzorczej Wisły SA było kilkoro. W spotkaniach z ramienia Wisły uczestniczyło blisko 10 osób, w tym 4 prawników. W grudniu 2018 odbywałem staż w Benfice, miałem go nawet odwołać, ale przedstawiciel krakowskich biznesmenów polecił mi jednoznacznie: „Leć! Jak wrócisz, przecież będziesz te nasze dzieciaki szkolił!”.

Wróciłem i okazało się, że pod wpływem mocnych nacisków, także z zespołu, musimy tę umowę podpisać. Ja w dniu "deadline" byłem jeszcze daleko od Krakowa, więc oryginały umów podpisywały inne osoby, w tym oczywiście ówczesna pani prezes. Do Zurychu poleciałem, by przyjrzeć się z bliska transakcji, czy coś nie jest załatwiane „obok”, reszta jest już szerzej znana.



(Rafał Wisłocki na stażu w 2015 roku w AS Saint-Etienne. Na zdjęciu Rafał Wisłocki, Dariusz Marzec i piąty od lewej Henryk Kasperczak)
FOT.
www.akademiawisly.plwww.historiawisly.pl

Historia nowożytna. Kryzys w Wiśle, wizja upadku, długi i wtedy Ty, wchodzisz cały na biało, a raczej na czerwono w słynnej już marynarce. Dlaczego Ty? Czy uważasz, że klub przetrwał by pod rządem kogoś innego? Czy Ty miałeś innego kandydata na to miejsce?

Gdy rozpoczął się sztorm na okręcie zostało kilka osób. Dokładnie 7.: Biedrzycka, Gburczyk-Sikora, Czwartkiewicz, Przegon, Kwaśniewski, Michlowicz i Wisłocki. Między 27, a 4.01 spędzaliśmy w gabinecie Prezesa w Hali Głównej TS Wisła po kilkanaście godzin dziennie. Chyba zahartowany doświadczeniami w ratowaniu Akademii miałem w sobie moc działania przez długi czas, plus odwagę i ideę by dzwonić do właściwych osób, z trochę trudnym tematem. Zacząłem od Krzyśka Stanowskiego, do którego trafiłem dzięki Przemkowi Mamczakowi. Później spotkanie z Socios, którzy obradowali w temacie Wisły. Po nowym roku przez chwile myśleliśmy, że Prezesem będzie Prezes Czerwiński. Niestety ze względu na stan zdrowia nie mógł się tego podjąć. Był kolejny kandydat, ale też coś stanęło na przeszkodzie.

Kiedy pojechałem do Zakopanego rozmawiać z Bogusławem Leśnodorskim wskazał jednoznacznie, że muszę to być ja. Wisła to wielki klub i myślę, że musiał przetrwać! Ja miałem to szczęście, że miałem kontakty z różnymi ludźmi i organizacjami, które później ze sobą połączyłem, dzięki czemu dziś ta organizacja jest tak mocna, a ten jeden spajający wówczas element jest już dziś niepotrzebny. To też poczytuję jako mały sukces.

Według Ciebie, w skali od 1 do 10, jak dużą rolę w ratowaniu Wisły odegrał Bogusław Leśniodorski? Czy Wisła udźwignęła by prawny ciężar sytuacji bez tak „mocnego” wsparcia?

Ogromną. Uwiarygodnił moją osobę, dostałem wsparcie rzeszy ludzi, którzy udzielali pomocy liczonej w setkach godzin. W negocjacjach wielokrotnie podkreślano rolę Prezesa Leśnodorskiego, czasem nawet musiałem do niego dzwonić by przekazać telefon :)

Jak na Twoje życie prywatne, a dalej zawodowe wpłynął czas na stanowisku Prezesa? Media, zmiennie nastawieni kibice, którzy zza ekranu laptopa wszystko wiedzą lepiej, saldo klubu z 51 tysiącami na koncie, nieuregulowana sytuacja z grupami kibiców, a w samym środku tego TY.

Prywatnie to był bardzo trudny czas. Dużo straciłem z życia osobistego. Coś czego już nigdy nie odzyskam. Poświęciłem też swoją ścieżkę trenerską. W tym okresie niestety mało było czasu na kursy, szkolenia, rozwijanie się w tym zakresie. Zyskałem bardzo jeśli chodzi o tematykę zarządzania, mnóstwo kontaktów, umiejętność radzenia sobie w sytuacjach bez wyjścia. Dziś na to patrzę i nie wierzę, że to wszystko się tak udało. Wtedy o tym kompletnie nie myślałem... i dobrze, bo chyba stres zjadłby mnie do końca.



FOT. www.akademiawisly.pl, www.historiawisly.pl

Czas zmiany, wejście TRIO. Czy dzwoniąc/pisząc pierwszy raz do Jarosława Królewskiego, miałeś pojęcie, jak potoczy się dalej ta historia? Czy liczyłeś, że spędzisz na stanowisku prezesa więcej czasu? Czy od początku wiedziałeś, że to tylko „przygoda”?

Jechałem na konferencje i Karolina oznajmiła, że napisał Jarek, wiedziałem ze to będzie hit. Cieszę się, że tak mocno włączył się w Wiślacką i ogólnie Polską piłkę. Nasz sport potrzebuje takich ludzi. Co do prezesury początkowo myślałem, że potrwa to nawet krócej. Oczywiście, później oswoiłem się z tym stanem i nie ma co ukrywać dobrze się czułem na tym stanowisku i myślę, że mógłbym je piastować nawet do dziś, ale raz że są pewne elementy, z którymi się nie zgadzam, dwa - uważam, że osoby które wykładają kapitał powinny mieć decyzyjność w działaniach klubu, więc wydaje mi się, że w obecnej konfiguracji zarząd klubu składa się z najwłaściwszych osób. Tylko tego Dyrektora Sportowego wciąż brak, ale może mi się tylko wydaje, że to potrzebne stanowisko.

Nowi właściciele rozpoczęli swoje rządy, dlaczego Twoja rola w Spółce Akcyjnej się zakończyła? Czy nie było pomysłów, abyś zajął się pracą w akademii? Kiedy urodził się pomysł ratowania TS’u? Czy tego projektu nie traktowałeś już jako akcji ratowniczej?

W TS sytuacja też była bardzo trudna, dlatego zdecydowałem o powrocie do „pierwszej przystani”. Nie było nikogo kto by chciał się podjąć ratowania stowarzyszenia. Wszyscy wiedzieli o problemach, odejściu sponsora koszykówki kobiet, czy historycznych długach. Z perspektywy czasu uważam, że wykonaliśmy dużo dobrej pracy. Oczywiście nie wszystko się udało, popełniliśmy kilka błędów, niestety w stowarzyszeniu jest o wiele mniej rąk do pracy, niż w dobrze zorganizowanej Wiśle piłkarskiej. W czasie rozmów na linii TS - SA było sporo gorących rozmów, nieporozumień, które na pewno wpłynęły na losy mojej roli w Akademii. Pewien etap się zakończył, w mojej opinii kilka spraw zostało załatwionych bardzo elegancko, kilka mniej, ale takie jest życie. Może kiedyś jeszcze usłyszę słowo dziękuje. Na szczęście wielu zawodników, rodziców, czy współpracowników pamiętało o tym, także w chwili gdy w rozgrywkach młodzieżowych Wisła radziła sobie tak dobrze w końcówce roku 2020.

Twój czas w TS, to kolejne trudne doświadczenie. Część kibiców z dnia na dzień zapomniała Twoje „zasługi”, inni szli za Tobą w ogień, a Ty milcząc musiałeś zmierzyć się z nowymi problemami. Jak wyglądał Twój początek w roli Prezesa w TS? Dlaczego doszło do momentu, kiedy „grałeś” do przeciwnej bramki niż TRIO, chodzi o proces zawirowań przy znaku towarowym. Jak procentowo przy dużej liczbie członków zarządu wyglądała decyzyjność: indywidualne decyzje prezesa – decyzje zarządu?

Zarząd Towarzystwa liczył 9 osób i działał w sposób demokratyczny. Kluczowe kwestie dyskutowane były na zebraniach, a po nich następowało głosowanie. Chcieliśmy działać transparentnie wobec członków stowarzyszenia dbających o jego los i staraliśmy się o właściwy przepływ informacji wewnątrz klubu. Czasem było tak, że ustawiała się duża zgodność co do decyzji, czasem decydował jeden głos, a były też sytuacje gdy sam jeden byłem za danym rozwiązaniem. Odpowiadaliśmy za to wszystko razem, od walnego które nas wybrało, aż do rezygnacji.



(Rafał Wisłocki przy grobie Henryka Reymana, 28 lipca 2020)
FOT. TS WISŁA

COVID19 – jak bardzo pandemia uderzyła w Towarzystwo Sportowe? Brak wpływów z siłowni, płatności za obiekty sportowe? Czy dało się to dalej „dźwigać”? Czyja pomoc okazała się kluczowa?

Sytuacja była w tym względzie tragiczna. Nieczynne siłownie, brak sportowców, najemców, nie ma koncertów, czy wydarzeń o charakterze masowym. Tych czynników, które zniknęły po stronie przychodów było dużo, a rachunki wciąż na niemalże niezmiennym poziomie. Myślę, że ratunkiem była podjęta wcześniej decyzja o wynajmie długoterminowym areny basenu. Oczywiście otrzymaliśmy pomoc rządową z tarczy, dzięki wsparciu prawnemu kancelarii mecenasa Ordysa. Podjęliśmy też kilka trudnych decyzji dotyczących redukcji kosztów. Miejmy nadzieję, że sytuacja wkrótce się unormuje.

Połączenie TS z S.A. Które nazwiska byś wymienił, jeśli kazanoby wskazać ojców tego sukcesu? Czy fuzja była nieunikniona?

Nie nazywałbym tego fuzją, lecz bardziej unią personalną. Myślę, że kluczowe były tu rozmowy Zarządu TS z Jakubem Błaszczykowskim i Tomaszem Jażdżynskim. Oczywiście wszystko zaczęło się od mojej prywatnej rozmowy z Jarosławem Królewskim, który później również mocno włączył się w negocjacje. Wiedzieliśmy, że zmiany są konieczne. Były też inne opcje, ale TRIO wydaje się być najlepszą opcja dla rozwoju Wisły.

„Uratowałeś” Wisłę, „Uratowałeś” Towarzystwo Sportowe, bo po "unii personalnej" można być pewnym, że rozpoczyna się nowa karta w jego historii i odchodzisz… Jakie były pierwsze czynności, kiedy formalnie (bo w sercu będziesz na pewno na zawsze) przestałeś być Wiślakiem? Jak do tego doszło? Czyja to była decyzja? Od kiedy o tym wiedziałeś?

Zasadniczo po rezygnacji na początku lutego odbyłem rozmowę z nowym zarządem i uznaliśmy, że pewien rozdział dla mnie się zakończył i chce spróbować w innym miejscu. Umówiliśmy się na kilkutygodniowy okres przekazywania obowiązków, a w tym czasie mogłem już podjąć poszukiwanie pracy, bo myślę, że to nie czas dla mnie na wakacje. Czułem, że muszę coś zmienić po Świętach Bożego Narodzenia. Trzeci rok z rzędu nie miałem „normalnych” świąt ze względu na Wisłę. To przelało w pewien sposób czarę goryczy, która wylała się kilkanaście dni później przy okazji kolejnych kłopotów w stowarzyszeniu. Uważam, że moja historia miała sens, przyszło mi wraz z grupą walecznych ludzi wyrwać Wisłę z niepowołanych rąk, przeprowadzić przez sztormy i przekazać w ręce Kuby Błaszczykowskiego, który na pewno znakomicie zadba o ten niezwykły klub.



(Rafał Wisłocki, 4.01.2019)
FOT. www.wislaportal.pl

Trener? Dyrektor? Koordynator? – Kim w najbliższym czasie będzie Rafał Wisłocki? Jakie zadania czekają na Ciebie w Nowym Sączu?

Na pewno dużo więcej obowiązków sportowych, a to jest dla mnie szczególnie ważne. Jako trener asystent współpracuje z pierwszym zespołem, odpowiadam za łączność Akademii z zespołem trenera Dudka, za łagodne przejście młodzieży do piłki zawodowej. Jako Dyrektor Akademii też koncentruje się na sporcie - ewaluacji modelu szkolenia, rozwoju trenerów i zawodników, stworzeniu działu metodologii, skautingu, kooperacji z klubami współpracującymi. Jest tego dużo, ale są to zagadnienia, które współtworzyłem w Wiśle.



FOT. www.sandecja.pl

Jeśli złowił byś złotą rybkę i miał 3 życzenia, jakie by one były? Cofnął byś się w czasie i podjął jakieś decyzje inaczej? Postawił byś na inne przyjaźnie?

Poprosiłbym rybkę, żeby doradzała lepiej i żebym w kolejnych „wyścigach” stawiał na właściwe konie! A tak serio to uważam, że miałem dużo szczęścia do ludzi, których spotkałem na swojej drodze. Jestem osobą, która szuka nawet w najtrudniejszych chwilach pozytywów i lekcji na przyszłość, mam nadzieję, że kiedyś będę mógł z tych doświadczeń skorzystać. Od rybki chciałbym też, żeby dała ludzkości drugą szanse na zieloną planetę, a wtedy pewnie mniej byłoby tych wszystkich chorób, które dotykają całą populację, a nad trzecim to się jeszcze muszę zastanowić.. :)

Rafał Wisłocki w przyszłości w Wiśle?

Dwa razy się nie wchodzi do tej samej rzeki, bo to już inna rzeka. Wisła, gdy skończę kontrakt z Sandecją, będzie już zupełnie innym miejscem. Nigdy nie chciałbym zamykać sobie możliwość pracy w jakimkolwiek klubie. Życie zresztą bywa w tym względzie przecież bardzo przewrotne. Pewnie jako kibic Manchesteru United kiedyś dostanę propozycje pracy z Manchesterem City lub Liverpool FC :). A tak serio... życie już mnie zaskoczyło propozycjami jakie spłynęły, ale po tym jak zdecydowałem się na Nowy Sącz, więc grzecznie podziękowałem i teraz swoje siły koncentruje na pracy dla "biało-czarnych", a za półtorej roku zobaczymy, mam nadzieję, że będą ze mnie zadowoleni na Sądecczyźnie i zostanę na dłużej tak blisko rodzinnej Ropy.

BARTOSZ LISOWSKI