Subskrybuj
Ligi Zagraniczne

"Solskjaer w ogniu". Czy to pożar do ugaszenia?

2019-10-07

"To najgorszy Manchester United od dekad. Na pewno od czasu, kiedy przejął go Alex Ferguson" - Michael Owen. Co by nie mówić, słowa naprawdę sporego kalibru. I o ile faktem jest, że legenda "Czerwonych Diabłów" należy do grona naczelnych krytyków swojego byłego klubu, o tyle trudno z tą opinią jakkolwiek polemizować. Ole Gunnar Solskjaer od dłuższego czasu burzy bowiem swój okazały pomnik, wieloletni autorytet i aktualny grunt pod nogami.

Zwolnienie Norwega kwestią dni? Cóż, powiedzieć o tym, że nad czerwoną częścią Manchesteru wiszą czarne chmury, to jak nic nie powiedzieć. Z byłym napastnikiem United za sterami klub z Old Trafford nie promienieje, notuje regres i chyli się ku upadkowi. A tym niewątpliwie byłoby lawirowanie po środkowych rejonach tabeli Premier League oraz potknięcie w Lidze Europejskiej. Tak, dla dwunastej siły ligi angielskiej nastało mroczne średniowiecze, co jeden z piłkarzy (De Gea) kwituje następującymi słowami: To najtrudniejszy moment, od kiedy tutaj jestem. Nie wiem, co się dzieje.

Piłkarze czy trener? Co zawodzi?

Na dwoje babka wróżyła. Bo jeśli spojrzymy na kadrę, którą ma do dyspozycji 46-letni Norweg, nie ujrzymy czegoś ponad potencjał na szóstą lokatę w lidze. W klubie wciąż występują piłkarze, którzy do aspiracji na "coś więcej" po prostu się nie nadają. Kto konkretnie? M.in.: Phil Jones, Marcus Rojo, Ashley Young, Diogo Dalot, Fred, Andreas Pereira, Jesse Lingard. Innymi słowy, nie można oczekiwać po tej drużynie zbyt wiele, choć ta jaśniejsza część, złożona z piłkarzy zdecydowanie wyższej klasy, nie powinna notować tak beznadziejnych wyników jak dotychczas. A przecież pamiętajmy, że latem do ośrodka treningowego w Carrington przybyły postacie jawiące się jako wzmocnienia.

Harry Maguire (26 lat), Daniel James (21 l.), Aaron Wan-Bissaka (21 l.) - cała trójka to teraźniejszość, a zarazem śpiew przyszłości Manchesteru United. I co ważne, wszyscy ci jegomoście byli kluczowymi transferami na słabiej obstawione pozycje. Jak wypadają w barwach "Red Devils" na początku sezonu? Do pewnego momentu obiecująco, by nie powiedzieć: genialnie (szczególnie James - trzy bramki w czterech pierwszym spotkaniach). Ale niestety... od kilku tygodni zarówno nowe, jak i bardzo dobrze znane nam twarze zawodzą. Ba, niektóre z nich na 11 możliwych występów może w dwóch spisały się na takim poziomie, jakiego się po nich oczekuje.

Nie potrafimy nawet strzelić bramki w dwóch meczach z rzędu. To jest nie do zaakceptowania. Nie tylko ten mecz [porażka z Newcastle], ale cały sezon. - David De Gea

Mowa chociażby o Paulu Pogbie (ostatnio kontuzjowany, tylko dwie asysty w tym sezonie), Davidzie De Gei (trzy czyste konta) czy Marcusie Rashfordzie (trzy bramki). Od ligowej porażki z West Hamem (22 września) nawet najjaśniejsze postacie United prezentują się po prostu blado. Skutki? Dwie porażki, dwa remisy i trzy spotkania bez strzelonego gola. Co więcej, w tych czterech meczach tylko 10 oddanych strzałów na bramkę rywali, więc choroba pt. "impotencja strzelecka" rozgorzała w ogródku Solskjaera w najlepsze. I możemy oczywiście wskazywać na braki kadrowe jak te na pozycji napastnika (Romelu Lukaku oddany lekką ręką - duży błąd!), jednak nic nie powinno przysłaniać faktu, że część podopiecznych norweskiego szkoleniowca nie potrafi znaleźć optymalnej formy. Albo...

Liczby są brutalne. Solskjaer do zwolnienia?

Każdy poważny adwokat na świecie zastanowiłby się dwa razy przed podjęciem decyzji o obronie Norwega. Bo niestety, ale jego trenerska kariera na Old Trafford powoli przygasa. Świadczy o tym dziwna zależność, która dowodzi, że 46-latek jest wybitnym fachowcem tylko w momencie, gdy pełni rolę tymczasowego trenera. W Manchesterze United Solskjaer pełnił tę rolę przez 19 spotkań, osiągając średnią punktów zdobywanych na mecz na pułapie 2,32! (14 wygranych, dwa remisy i trzy porażki). Natomiast od momentu, gdy norweski szkoleniowiec pracuje na normalnych warunkach, wszystko przedstawia się w zupełnie innych barwach. 21 meczów - sześć zwycięstw, sześć remisów, dziewięć porażek (średnio 1,14 punktów na 90 minut). Katastrofa.

Kolejnym ciosem w dobre imię Norwega jest fakt, że od marca 2019 roku "Czerwone Diabły" nie wygrywają meczów wyjazdowych. A konkretniej od pamiętnej remontady przeciwko PSG w Lidze Mistrzów (3:1), po której ekipa Solskjaera zagrała 11 spotkań w roli gości. Wyniki? Siedem porażek i cztery remisy. Bilans bramkowy? 5-19. I może wielu sympatykom "zabójcy o twarzy dziecka" te słowa nie przejdą przez gardło, ale z perspektywy czasu okazuje się, że po erze Alexa Fergusona najlepszym trenerem "Czerwonych Diabłów" był... Jose Mourinho. Portugalczyk dysponował największym procentem zwycięstw (58%), a także miejscem w czołówce Premier League. Co na to obecny sternik United?

Bezsilność. To określenie idealnie opisuje człowieka, który od pewnego momentu przestał pchać swoją drużynę do przodu. I to zarówno pod kątem taktycznym, jak i mentalnym, czego skutkiem są choćby sromotne porażki z takimi zespołami jak Cardiff, Crystal Palace czy Newcastle albo inne spotkania, w których Manchester United prezentował się tak, jakby był klubem ze środka tabeli Premier League.

Miesiąc temu pewien angielski dziennikarz zrobił analizę dotyczącą statystyki "expected goals", czyli współczynnika stwarzanych sytuacji bramkowych względem strzelanych bramek. I co się okazało? Że większość dobrych wyników byłego szkoleniowca Molde FK była czymś ponad stan. Na fali pewnego rodzaju optymizmu piłkarze United strzelali zatem więcej, niż tak naprawdę powinni, a to... cóż, nie mogło trwać wiecznie. Świetny los na loterii wygasł, w związku z czym od dłuższego czasu widzimy ekipę, która na boisku wygląda najzwyczajniej w świecie przeciętnie. Zawodnicy są źle ustawieni, brakuje skutecznych schematów na rozegranie akcji ofensywnych, kuleje wykorzystanie najlepszych atutów poszczególnych piłkarzy. Krótko mówiąc, kibice Manchesteru United przeżywają coś na wzór tego, co kibice obecnej reprezentacji Polski.

Kamil Warzocha