Subskrybuj
Europejskie Puchary

Starcie "nowości" na remis! Analiza taktyczna Atletico-Juventus

2019-09-19

W meczu inaugurującym zmagania w grupie D Champions League Atletico Madryt zremisowało u siebie 2:2 z Juventusem FC. Ten mecz mógł być małym rewanżem za rywalizację w 1/8 finału poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Wtedy na Wanda Metropolitano lepsi okazali się Rojiblancos, którzy zwyciężyli po bramkach Gimeneza i Godina. Dwubramkowa zaliczka okazała się niewystarczająca i to podopieczni Maxa Allegriego, za sprawą Cristiano Ronaldo, awansowali do następnej fazy. Prawdopodobne jest, że to wydarzenie przesądziło o rewolucji, która dokonała się latem w Madrycie. Lecz nowego projektu nie rozpoczęli tylko Los Colchoneros, ale również Bianconeri, których zespół po triumf w europejskich pucharach ma prowadzić Maurizio Sarri, ale przede wszystkim w Turynie mają już dosyć cynicznego futbolu. Stara Dama powieliła błędy sprzed paru miesięcy i dała wbić sobie dwa gole ze stałych fragmentów, tym samym wypuściła trzy punkty z rąk. To spotkanie pokazało jednak, że mimo uratowania wyniku w ostatniej fazie meczu, to Diego Simeone, a nie Maurizio Sarri jest bliżej finalnej wersji swojego zespołu.

W poszukiwaniu optymalnych składów

Jak wcześniej wspomniałem, zarówno Atletico jak i Juventus przeprowadziło latem prawdziwą rewolucje. Rojiblancos kadrową, a Bianconeri w sposobie gry. Podopieczni Simeone najpoważniejsze straty ponieśli w formacji defensywnej, ale najwięcej zmian możemy zaobserwować w organizacji i fazie ataku. Mimo że pojawiło się tam jedno nowe nazwisko – Joao Felix, sprawił on, że styl Atletico musi ewoluować. Argentyńczyk nie odszedł od charakterystycznego 4-4-2, ale mające miejsce tylko w fazie defensywnej i w średnim pressingu. Podczas ataku pozycyjnego ofensywni gracze Los Colchoneros są na tyle ruchliwi, że ciężko przypisać do tego jakąkolwiek nam znaną formacje. Jest to bardzo elastyczne 4-3-3, które przekształca się w romb w środku pola lub 4-3-1-2 z Lemarem na pozycji numer 10. Simeone nie mógł jeszcze w tym sezonie wystawić do gry „once de gale”, czyli żelazną jedenastkę z Moratą i Costą w roli napastników. Najpierw za kartki pauzował 30 latek, a potem z powodu kontuzji wypadł były gracz Chelsea i Realu. Najbardziej cierpi na tym Joao Felix, ale również Lemar, który w ustawieniu z jednym klasycznym snajperem, pełni rolę wolnego elektronu, a Portugalczyk jest obciążany większą liczbą zadań, przez które nie może w pełni rozwinąć skrzydeł. Od razu rzuca się w oczy, że cała trójka stara się być blisko siebie w momencie konstruowania akcji, aby umożliwić transport piłki do trzeciej, najważniejszej, fazy. Natomiast Maurizio Sarri mozolnie wprowadza w Juventusie swoje porządki. A w zasadzie tego nie robi, gdyż na starcie swojej przygody w Turynie stawia na stare, często już zgrane karty. W linii pomocy klubu Starej Damy brakowało kreatywności i po prostu czystej piłkarskiej jakości z inklinacjami ofensywnymi. Stąd zdecydowano się na zakontraktowanie Aarona Ramseya i Adriena Rabiot, lecz obaj zawodnicy dostają do tej pory bardzo mało szans. W spotkaniu na Wanda Metropolitano były szkoleniowiec Napoli i Chelsea desygnował do gry tercet Pjanić-Khedira-Matuidi. Wydaje się, że Włoch chciał przez to postawić na twardszy rygiel defensywny, ale mocno odbiło się to na ofensywie mistrzów Włoch.

Wysoki pressing bolączką Atletico

Podopieczni Simeone dobrze stosowali kontrpressing po stracie piłki, ale ich ogromnym mankamentem było zakładanie wysokiego pressingu na połowie gości. Był on źle organizowany, przez co gospodarze tracili sporo sił, a Juventus z mniejszą lub większą łatwością przedostawał się na połowę Atletico, zostawiając za sobą najczęściej kilku piłkarzy w czerwono-białych strojach. Głównie opierał się on na skomasowanym atak w bocznym sektorze boiska – najczęściej była to lewa flanka. Jednak w dużej większości przypadków powstawała spora przestrzeń między linią napastników, a pomocników, którą wykorzystywał Pjanić, bądź Khedira. Tworzyła się ona ze złego ustawienia całej formacji, bądź pojedynczych zawodników.

 

W poniższym przykładzie Lodi agresywnie atakuje Cuadrado, lecz na próżno, gdyż w obrębie kilku metrów rywala nie ma Pjanić. Może on spokojnie otrzymać piłkę oraz przenieść ciężary gry na drugą stronę boiska. Na stopklatce widzimy złe ustawienie Thomasa, który jest zbyt daleko od partnerów i strefy zawiązywania się okazji oraz Diego Costy, który miał możliwość zamknięcia drogi do podania. Napastnikowi wyraźnym gestem stara się zwrócić uwagę Koke.

  

W kolejnym przykładzie, cała trójka atakujących Atletico zachowuje się wzorowo, gdyż Lemar presuje zawodnika z piłką, a Costa i Felix odcinając stoperów. Warto również zauważyć na dole ekranu Lodiego, który w takich sytuacjach również znajdywał się blisko Cuadrado. Hiszpan i Portugalczyk mogą tylko rozłożyć ręce, gdyż ich wysiłek nie został wsparty przez środkową linię, przez co wytworzyła się 20-25 metrowa przestrzeń, w której cały czas operował niezagrożony Pjanić.

 

Od czasu do czasu Rojiblancos decydowali się na pressing 1 na 1 na całym boisku. Jest to skuteczny, ale bardzo ryzykowny sposób na przechwycenie piłki, gdyż wystarczy jedno złe ustawienie, bądź zagapienie się zawodnika, a rywale mają mnóstwo przestrzeni na przedostanie się pod bramkę drużyny broniącej. W tej sytuacji Atletico postawiło na taki manewr. Decydowało się na niego sporadycznie, ale myślę, że jest to ważna sytuacja do odnotowania. Tradycyjnie pressing przeprowadzany był z prawej strony Juventusu, gdyż goście głównie tą stroną konstruowali akcje spod własnej bramki. Na boisku obserwujemy pary zawodników, ale znów duże przestrzenie uniemożliwiają skuteczny odbiór piłki. Lemar musi doskoczyć do Danilo, ale w tym momencie przestaje kontrolować Khedirę. Francuz spodziewał się ruchu Niemca do środka, lecz ten pojawił się bliżej linii bocznej. Dzięki temu goście z dziecinną łatwością zostawili za linią piłki aż czterech graczy gospodarzy. Drugą stroną medalu jest fakt, że Juventus napędzał takie ataki bardzo wolno i większość kończyła się atakiem pozycyjnym.

 

Ostatni już tego typu przykład, tym razem w średnim pressingu na wysokości środkowej linii. Tercet ofensywny Atletico uniemożliwia spokojne rozegranie piłki obrońcom, lecz para Saul-Thomas kompletnie nie wspiera swoich partnerów. Gdy Costa, Felix i Lemar operują pod stoperami, obowiązkiem pomocników jest podejście bliżej rywali, aby zawęzić pole gry. Powoduje to bardzo dużą dziurę w środkowej tercji boiska.

 

 

Boczne sektory szansą dla Juve

Agresywna gra bocznych obrońców Atletico i ich szybki doskok tworzył naturalne luki w bocznych sektorach boiska. Każdy sposób gry ma swoje wady i zalety. W tym przypadku wywieranie presji na rywalu to cecha pozytywna, ale zawsze istnieją również mankamenty takiego rozwiązania. Lodi oraz Trippier często doskakiwali do rywala ustawionego przy bocznej linii, aby zmusić go do odegrania do tyłu. W takiej sytuacji bardzo ważna jest rola defensywnego pomocnika oraz stopera, który ocenia powagę zagrożenia. Jeśli decyduje się na asekuracje, musi mieć stuprocentową pewność, że zdąży przeciąć podanie, bo inaczej napastnik pozostanie w polu karnym bez opieki. Często w powstałe wolne sektory wbiegali środkowi pomocnicy Juve – Matuidi i Khedira, którzy jednak przez swój brak szybkości czy decydującego podania nie potrafili stworzyć zagrożenia. Mimo to, Juventus właśnie z akcji bocznym sektorem zdobył obie bramki.

 

 

 

Ten przypadek chce potraktować osobno, gdyż jest on inny niż dwa poprzednie z uwagi na pozycje Cuadrado. Odkleił się on od linii bocznej i znalazł bliżej osi boiska. W niej stworzyły się trzy pary. Bliżej linii znalazł się Khedira, do którego, jak to ma w zwyczaju, doskoczył Lodi. Tym samym, ponownie stworzył wolną przestrzeń za swoimi plecami, ale w tej akcji sytuacja w polu karnym byłaby zupełnie inna, gdyż Gimenez musiałby doskoczyć do Kolumbijczyka, który dysponuje większą szybkością, więc mógłby uciec Urusowi przy mocniejszym zagraniu. W szesnastce do krycia indywidualnego Ronaldo zmuszony byłby Trippier, który na 99% przegrałby pojedynek powietrzny z Portugalczykiem, a wiemy czym mogłoby to się skończyć. Dla bezpieczeństwa Lodi powinien, tym razem, nie atakować rywala, którego skontrolować mógłby Lemar.

 

 

Wąska defensywa Juve okazją dla Atletico

Podobnie jak gospodarze, Juventus w defensywie stawiał na sprawdzone 4-4-2, lecz zdecydowanie węższe niż rywale. Linia obrony oraz pomocy ustawiona była bardzo blisko siebie, aby uniemożliwić zagrania penetrujące przez dwie linie. Częsta obecność pod stoperami Costy, Felixa oraz Lemara bądź Koke sprawiała, że goście zmuszani byli „otworzyć” boczne sektory. Zwracam uwagę na ruch bez piłki, najpierw Felixa (pierwsza grafika), a później Koke (druga grafika). Portugalczyk korzysta z wysoko ustawionej linii obrony mistrza Włoch i wykonuje ruch w wolną przestrzeń. Danilo jest zmuszony poświęcić mu całą swoją uwagę przez co sporo miejsca będzie miał Lodi, który posiada niezwykłą inklinacje do gry ofensywnej. Jednym 50 metrowym podaniem, Atletico przenosi ciężar gry pod pole karne rywali. W przypadku Koke mamy do czynienia z podobną sytuacją, gdyż swoim zejściem do środka i możliwością otwarcia gry przez środek, zmusza Cuadrado do zawężenia pola gry. Tym sposobem Atletico szybkim transportem piłki ze środka w boczną strefę, mogło przedostać się pod bramkę Szczęsnego.

 

 

 

Bezpieczeństwo przede wszystkim

Co ciekawe Juventus wąską linią obrony grał również w fazie konstruowania akcji. Tym samym wytrącił rywalowi jedną kartę z ręki, gdyż Atletico nie mogło skorzystać ze swojej bardzo silnej broni - szybkiego ataku. Bianconeri bardzo dobrze spowalniali takie próby i szybko wracali po swoją bramkę. Oczywiście ucierpieć na tym musiała kreacja. Chociażby ten obrazek jest dobrym przykładem, w którym boczni obrońcy są praktycznie na równi ze stoperami. Pozwala to, w przypadku straty piłki, na szybkie przegrupowanie szyków w defensywie.

 

 

 

FILIP MODRZEJEWSKI