Subskrybuj
Ligi Zagraniczne

Twierdza Anfield niezachwiana! Analiza meczu Liverpool-Manchester City

2019-11-11

Zwycięstwem Liverpoolu zakończyło się najważniejsze starcie w Premier League tej jesieni! Podopieczni Jurgen Kloppa pokonali Manchester City w stosunku 3:1 i powiększyli swoją przewagę nad największym rywalem w wyścigu o mistrzostwo kraju do aż dziewięciu punktów! To oczywiście jeszcze za wcześnie, żeby wyrokować jak ten sezon się zakończy, ale The Reds wypracowali sobie kapitalną pozycje startową. Biorąc pod uwagę, że we własnym domu - na Anfield - w ligowym meczu nie przegrali od ponad dwóch lat, nikt w Merseyside nie wyobraża sobie, żeby rozgrywki 2019/2020 padły łupem kogoś innego. Mecz z ekipą Pepa Guardioli był dość specyficzny, gdyż optycznie mogłoby się wydawać, że pełne 90 minut dominowali The Citizens, ale to gospodarze byli konkretniejsi i wykorzystali słabe punkty rywali, a po pierwszym kwadransie prowadzili już 2:0! Nie obyło się bez kontrowersji. O nich możecie przeczytać na naszym portalu, ale ja skupię się na aspektach czystko piłkarskich i taktycznych tego widowiska.

Zabójcze skrzydła

Pierwsza bramka dla gospodarzy padła po zagraniu ręką Trenta Alexandra-Arnolda. Sędzia nie przerwał gry, ale nie można stwierdzić, że był to głównym powód straty gola przez gości. Piłkę z lewej strony otrzymał Mane, przy którym są Stones i Rodri. Niżej możemy zaobserwować sytuacje dwa na dwa, więc goście mają przewagę liczebną i względny komfort. Stones wzorowo spowalnia kontrę, czym myślę, że trochę usypia partnera. Rodri w tym momencie spokojnie może agresywnie zaatakować Senegalczyka daleko od własnej bramki, aby wymusić na nim stratę lub poszukanie opcji do podania - najpewniej do tyłu. Pierwszy moment do przerwania kontry.

 

Mane ze spokojem podprowadza futbolówkę pod pole karne. Wydaje się, że Anglik i Hiszpan są ustawieni idealnie, bo uniemożliwiając drybling zarówno do linii, jak i poprzez ścięcie wzdłuż szesnastki. Jednak mimo to, stoper City daje się łatwo ograć i dopuszcza do dośrodkowania. W złotej strefie goście mają i tak dość bezpieczną sytuacje, gdyż do dwójki partnerów dołącza Gundogan. Zaznaczyłem Kyle'a Walkera, który będzie kluczowy w kolejnej fazie akcji. Drugi moment do przerwania kontry.

 

W momencie podania w pole karne, Walker niepotrzebnie w nie wbiega kompletnie odpuszczając przedpole. Najlepiej to widać w powtórce z lotu ptaka po bramce. Przesunięcie się kilka kroków w kierunku centrum boiska uniemożliwiłoby Fabinho oddanie tak łatwego strzału, a wielce prawdopodobne jest, że piłka w ogóle nie trafiłaby do niego. Centralna część boiska była w tym momencie ważniejsza od tej pilnowanej przez Anglika. Zła reakcja i trzecia możliwość zatrzymania kontry.

 

Ostatnia, czwarta możliwość, pojawiła się jeszcze tuż przed strzałem. Na wybicie Gundogana najszybciej reaguje Angelino, który zaczął już wybiegać przed pole karne, lecz nagle decyduje się na zwrot w kierunku Hendersona. Owszem Anglik był na wolnej pozycji i mógł stanowić niebezpieczeństwo, lecz gdyby Hiszpan wyskoczył z pełną prędkością i zaangażowaniem w kierunku Fabinho, ten byłby zmuszony oddać strzał z pierwszej piłki lub, co bardziej prawdopodobne, przyjąłby piłkę w kierunku bocznej strefy lub własnej bramki. Dobra reakcja, lecz fatalna decyzja lewego obrońcy City.

 

Trafienie Salaha

Gol numer dwa to już jednak kapitalna akcja głównych motorów napędowych The Reds. Bardzo dobra organizacja odbioru piłki w wykonaniu podopiecznych Guardioli. Pięciu ich graczy na połowie rywali powoduje, że każde zagranie Trenta Alexandra-Arnolda do Dejana Lovrena lub Virgila van Dijka to woda na młyn pressingu Obywateli. Takiego zagrania spodziewają się zresztą de Bruyne, Aguero, a najbardziej Bernardo Silva, który zaczął już nawet bieg w kierunku Holendra. Prawy obrońca The Reds popisał się jednak kapitalnym przerzutem do Andrew Robertsona, który miał przed sobą otwartą całą lewą flankę. Jednym zagraniem Anglik minął całe dwie formacje rywali.

 

Skutkiem tego był fakt, że defensywa City musiała sobie radzić z aż czwórką atakujących The Reds. Robertson miał sporo miejsca, a cała trójka Mane-Firmino-Salah na pełnej prędkości wbiegali pod bramkę Claudio Bravo. Tak naprawdę Szkot mógł zagrać do dowolnego z kolegów, i każdy miałby wolną drogę do strzelenia gola. Najważniejsze w tej akcji było tempo - zagrania Robertsona oraz idealne wbiegnięcie całego trio ofensywnego. Dwa kluczowe podanie bocznych obrońców pozwoliły gospodarzom podwyższyć prowadzenie. Istotnym aspektem, na który warto spojrzeć to również duża liczba zawodników do podania przy szybkim ataku.

 

Kontra - siła Liverpoolu, słabość City

Nie bez powodu wspomniałem przed chwilą o liczebności w ataku przy szybkim przedostaniu się pod bramkę rywala. Proszę spojrzeć na zegar w momencie wyprowadzania kontry przez Manchester City.

 

Po aż 15(!) sekundach, The Citizens przemieścili się pod bramkę Allissona raptem pięcioma graczami, gdy gospodarze zdążyli już wrócić prawie całą drużyną. Brak przechwytów na połowach rywali (o tym troszkę później) spowodował, że to właśnie atak szybki, kontra oraz błyskawiczne zaskoczenie przeciwników miało kluczowe znaczenie, co zresztą pokazał już pierwszy kwadrans. 

 

Przeciwko przyzwyczajeniom

Obie drużyny słyną z pressingu na wysokiej intensywności, a swoje akcje budują już na połowie przeciwnika gdzie najczęściej odbierają piłkę. Tyczy się to zwłaszcza Liverpoolu, który dzięki swojemu gegenpressingowi i momentalnym doskoku po stracie piłki, tłamsi i dusi rywala na ich połowie. W meczu z Manchesterem City nie zanotowali żadnego przejęcia futbolówki na ich połowie. Oczywiście duże znaczenie miała szybko zdobyta bramka, a potem druga, która pozwoliła Liverpoolowi grać bardziej zachowawczo wyprowadzając kontry. Drugą ważną kwestią jest klasa The Citizens. The Reds ustawiali się wysoko pod polem karnym Bravo, lecz rzadko decydowali się na agresywny doskok do rywala utrudniając mu wyjście spod własnej bramki już w pierwszym etapie budowania akcji, gdyż kto lepiej wychodzi spod pressingu niż ekipa Guardioli? 

 

Dwa TGV

Sporo się mówi o klasie piłkarskiej i znaczeniu w grze The Reds dwóch "TGV", czyli Andrew Robertsona i Trenta Alexandra-Arnolda. Ta dwójka była już bohaterami poprzednio przedstawionych akcji, ale przygotowałem również coś "na deser". W pierwszej fazie proszę spojrzeć na ruch Jordana Hendersona, który absorbuje uwagę Angelino tworząc przestrzeń dwójce grającej po prawej strony - Salahowi i Trentowi. 

 

Wijnaldum dostaje piłkę i momentalnie spogląda w kierunku bocznego sektora w poszukiwaniu Salaha, który sygnalizuje swoją pozycje. Angelingo ruszył za Hendersonem, więc Sterling został osamotniony przeciwko Salahowi i Trentowi. 

 

Kilka sekund później Alexander-Arnold i Robertson pełnią w zasadzie rolę rozgrywających, a Wijnaldum przesuwa się w wolną boczną strefę, która w teorii powinna należeć do Szkota. Duża wymienność funkcji. 

 

Piłka trafia do Robertsona, a następnie do Holendra, który szuka rozegranie w trójkącie. Świetny ruch Szkota, który nie domaga się podania, ale absorbuje Bernardo Silvę, czym daje sporo swobody Wijnaldumowi. Portugalczyk przenosi większą uwagę na lewego obrońcę The Reds. Dzięki temu otwiera się możliwość podania w pole karne do Mane. Dobra gra na małej przestrzeni bez piłki.

 

Holender mądrze wyczekał moment przesunięcia się Bernardo nie podając do Robertsona. Szybka gra na klepkę z Mane sprawia, że Rodri, który atakował Wijnalduma, szybko zostaje w tyle, ale jego strefy nie asekuruje żaden partner. Powinien to zrobić Gundogan. Dzięki temu pomocnik Liverpoolu znajduje się z piłką przed bramką Bravo i ma otwartą drogę do zdobycia bramki.

 

FILIP MODRZEJEWSKI