Subskrybuj
Ekstraklasa

W poszukiwaniu tożsamości

2020-02-17

22. kolejka Ekstraklasy rozczarowała na tyle, że o futbolu rozmawiało się bardzo mało. Zdecydowanie więcej emocji wywołała konferencja prasowa Michała Probierza, która skutkowała wzajemnym obrzucaniem się winą za stan polskiej piłki klubowej. Wizerunek ligi jest beznadziejny, a stadiony świecą pustkami. Większość twierdzi, że największym jej grzechem jest poziom lecz, moim zdaniem, przyczyna takiego stanu rzeczy jest bardziej złożona.

Królestwo szydery

Odnosząc się do wypowiedzi Michała Probierza, wypada skomentować i ją. Część środowiska piłkarskiego nazwała szkoleniowca Cracovii hipokrytą, gdyż sam wiele razy kpił z Ekstraklasy nazywając ją "śmieszną". Można nawet powiedzieć, że to on stał się jej pierwszym hejterem, czym zaskarbił sobie sympatię sporej grupy odbiorców. Z tą różnicą, że przy okazji wskazywał na jej największe choroby oraz grzechy, za każdym razem przypominając o bazach treningowych. Jednak ostatnio w polskim internecie narasta trend, trwa absurdalny wyścig, w którym, dla kliknięć, lajków, użytkownicy (a może powinienem użyć terminu trolle?) co rusz rywalizują kto śmieszniej i dobitniej zadrwi z Ekstraklasy, aby pokazać jaka ona jest beznadziejna. Bo przypominam, że jeszcze nie wszyscy o tym wiedzą... Nie opiera się to jednak na merytorycznym piętnowaniu patologii, a jedynie stałej szydery z kiksów, które (w domyśle) mają odzwierciedlać ogólny poziom polskiego futbolu. Niestety, ale właśnie to najlepiej się „klika”…

Kibic (nie)potrzebny od zaraz

Polskie kluby nie potrzebują kibica. Nie walczą o niego. Trybuny świecą pustkami, lecz osoby zarządzające nie robią nic, aby tego fana przyciągnąć. Czasami mam wrażenie, że działacze zatrzymali się w czasie 10, 15 lat temu, gdy futbol zagraniczny był swego rodzaju tajemnicą, a nie stał otworem dla zwykłego polskiego kibica jak teraz. Dzisiaj Ekstraklasa, kluby w niej występujące, nie dają żadnego powodu, aby się nimi emocjonować. Nie ma żadnego racjonalnego powodu, żeby iść na mecz choćby w Płocku skoro można wybrać się do Madrytu, Dortmundu czy innego Mediolanu i w dodatku wrócić tego samego dnia. O kibica trzeba niesamowicie walczyć i robić wszystko, aby przyciągnąć nowego i jednocześnie żeby stary nie odszedł. Niestety kluby nie robią w tym kierunku nic, a polski kibic ma łatkę wymagającego awanturnika. Targetem staje się fan, który przychodzi spędzić miło niedzielę na stadionie jedząc słonecznik, a nie osoba żyjąca klubem całym sercem. Nie myślę, że decydujący jest w tym wszystkim poziom prezentowany przez piłkarzy na boisku. Problem leży głębiej. W samej kulturze, TOŻSAMOŚCI klubu, a w zasadzie jej braku. Dzisiaj nie jestem w stanie wskazać żadnego „projektu”, który by mnie przekonał. Do tej pory były to jednostrzałowe, jednosezonowe wyskoki. Takim przykładem był Górnik Zabrze 2017/2018, który jako beniaminek, szturmem podbił Ekstraklasę, a tacy piłkarze jak Kurzawa, Kądzior czy Angulo wypełniali trybuny. Brak wizji prowadzenia klubu powoduje nie tylko stały regres sportowy, ale także wypalenie fanatyzmu wśród najwierniejszych oraz mniejsze utożsamianie się z klubem w mieście czy regionie. Dla mnie to jest największym grzechem działaczy. Bycie kibicem, chodzenie w barwach, powinno być dumą, świętością i najwyższym uznaniem, a ostatnimi czasy, zdaniem kibiców, bywa niepotrzebnym upokorzeniem. To zjawisko jest niestety powszechne, gdyż dotyczy prawie każdego klubu na mapie piłkarskiej Polski. Należy zrozumieć, że wyniki mogą stać się sprawą drugorzędną, gdy kibic czuje więź, sympatię z zawodnikami. Czuje miłość do klubu, który wyznaje takie same wartości jak on. Teraz jest "piątym kołem u wozu"... Taki stan rzeczy jest obecnie nierealny z powodu niesamowitego przemiału piłkarzy w klubach. Naturalnym i najłatwiejszym jest utożsamianie się z wychowankami, lecz ci szybko wyjeżdżają. Zostają więc obcokrajowcy gdyż, albo nie angażują się w życie klubu, albo okazują się wątpliwej klasy graczami. Są takie wyjątki jak Gerard Badia, czy Dani Ramirez, gdy bronił barw ŁKSu Łódź, lecz to tylko kropla w morzu wśród „stranierich”. Kibice przestali ufać niekompetentnym i apodyktycznym działaczom, którzy doprowadzili klub do przeciętności. Co pół roku dostają „w prezencie” nowe twarze, które szybko stają się obiektem kpin z powodu ich umiejętności, a za jakiś czas wszyscy zapominają o ich istnieniu. Dziś naprawdę ciężko powiedzieć o danym klubie, że jest „jakiś”. I nie tyczy to tylko boiska… Drobną nadzieją jest fakt, że Ekstraklasa jest dalej najchętniej oglądaną ligą. Ten stan ducha dalej można odwrócić. 

FILIP MODRZEJEWSKI