Subskrybuj
Ekstraklasa

Wadliwe cegły tworzą poznański „mur"

2019-11-12

Za nami piętnasta ekstraklasowa seria gier, więc nadeszła pora na małe podsumowania i wnioski. Latem na Bułgarskiej doszło do sporych zmian, gdyż Kolejorz wymienił praktycznie pół kadry. Dużą jej część wypełnili wychowankowie, ale kibice najbardziej czekali na poważne wzmocnienia, które miały stanowić o trzonie zespołu. Jednak po pierwszej fazie rundy zasadniczej można powiedzieć, że Lech Poznań jest niepełnosprawny, gdyż gra bez kręgosłupa drużyny. Na newralgiczne pozycje – bramkarza, środkowego obrońcę i defensywnego pomocnika, ściągnięto zawodników, którzy indywidualnie, pośrednio lub bezpośrednio, zamieszani byli w stratę ponad połowy bramek Kolejorza!

(Nie)latający Holender

Zacznijmy od obsady bramki. Mickey van der Hart przedstawiany był jako nowoczesny bramkarz z elitarnej akademii Ajaxu Amsterdam. Dobrej gry nogami nie można mu odmówić, ale szybko przypomniał o rzeczy najistotniejszej. Koronnym zadaniem golkipera jest bronić, a to Holendrowi wychodzi średni. Na jego barki można zrzucić 6 z 18(!) straconych bramek przez Lecha. To aż 33%, więc co strzeli gol dla przeciwników jest sprezentowany przez bramkarza! Ale po kolei…

- vs ŁKS – duży błąd, o dziwo, przy wyprowadzeniu piłki, który skutkował bramką.

- vs Śląsk Wrocław – cały mecz zawalony do spółki z Djordje Crnomarkoviciem. Dwa razy przelobowany przy sytuacyjnych strzałach Brozia.

- vs Cracovia – tutaj można się spierać co do obu bramek, ale, z łaski, ja przypisuję mu tylko drugą bramkę dla Pasów. Co prawda była to stuprocentowa sytuacja, ale strzał autorstwa Pellego został oddany praktycznie w nogi leżącego już bramkarza, który zresztą rzucił się zbyt pochopnie.

- vs Legia Warszawa – zła ocena trajektorii lotu piłki przy dośrodkowaniu i nie potrzebne wyjście z bramki przy golu Rosołka.

- vs Zagłębie Lubin – uprzedzony na bliższym słupku przez Jakuba Tosika. Spóźniona i zbyt wolna reakcja.

Tykająca bomba

Choć w ostatnich meczach duet stoperów tworzyła para Satka-Rogne, Djordje Crnomarković zdążył rozegrał już kilkanaście meczów na polskich boiskach.  Lewonożny Serb jest tykającą bombą, którą wystarczy tylko niezbyt przesadnie zaatakować, a sprezentuje gola lub piłkę pod własnym polem karnym. Bardzo elektryczny zawodnik. Przypisałem mu dwa karygodne błędy, ale nie sposób nie zauważyć jego braków zarówno w bronieniu i wyprowadzeniu piłki. Naprawdę ciężko skazać atuty.

- vs Śląsk Wrocław – niecelne podanie, które padło łupem Picha na 16 metrze od bramki Kolejorza.

- vs Zagłębie Lubin – ponownie złe zagranie w fazie wyprowadzenia piłki i nienajlepsza reakcja po nim – zbiegnięcie do Satki zostawiając wolne pole rywalowi. Efektem tego był nieudany i spóźniony wślizg.

Chorwacki czołg

W piłkarskim slangu określenie „czołg” jest raczej pozytywne, gdyż oznacza zawodnika dobrze zbudowanego, silnego, który taranuje napotkanych rywali, lecz w przypadku Karlo Muhara ma duże nasilenie pejoratywne. Chorwat jest po prostu tak ociężały i powolny, niczym ten przywołany czołg. Lech Poznań, po odejściu Łukasza Trałki, szukał gracza o charakterystyce typowej dla numeru „6”, który będzie utrzymywał pozycje i trzymał w ryzach środek pola przy grającym "box to box" Pedro Tibie. Początkowo Muhar wydawał się niezłym zawodnikiem, który z upływem czasu powinien nauczyć się Ekstraklasy… Lecz to Ekstraklasa nauczyła się jego, a ostatnie mecze idealnie uwypukliły jego braki. Przede wszystkim piłkarskie i sprawnościowe. Na jego konto można przypisać dwie bramki.

- vs Legia Warszawa – nieodpowiedzialna strata piłki. Co prawda można było zneutralizować tę kontrę później, ale to Chorwat był spiritus movens całego zdarzenia poprzez karygodny błąd na połowie rywala.

- vs Pogoń Szczecin – zbyt łatwe dopuszczenie do strzału Spiridonovicia. Muhar został ograny w sposób dziecinny, a w dodatku łatwo odpuścił rywala.

Młodzieżowa lokomotywa

Biorąc po uwagę powyższe wyliczenia, Lech Poznań przegrał tylko jeden mecz, w którym w stratę bramek nie był zamieszany ktoś z tria Van der Hart-Crnomarković-Muhar. Był to mecz w Gdańsku, w którym Kolejorz przegrał głównie przez złą organizacje całego bloku obronnego. Często mówimy, że obcokrajowcy powinni być wartością dodaną w naszej lidze. Przynajmniej na razie możemy powiedzieć, że w Lechu latem ściągnięto graczy destabilizujących zespół, którzy mają na sumieniu więcej grzechów niż dobrych uczynków dla zespołu. Niespodziewanie niebiesko-białą lokomotywę jesienią ciągnęła ta wyśmiewana często młodzież, która miała być tylko dodatkiem i uzupełnieniem dla trzonu zespołu stworzonego z zakupionych obcokrajowców. Na razie, można powiedzieć, że władze Lecha ponownie przestrzeliły z letnimi zakupami. Postawię nawet tezę, że poznańscy kibice prędzej wybaczyliby 9 miejsce, gdyby zawodzili miejscowi młodzieżowcy, a nie ściągnięci obcokrajowcy, którzy potwierdzają tylko nieudolność budowania zespołu.

FILIP MODRZEJEWSKI