Subskrybuj
Ekstraklasa

Warszawa odczarowana! Lechia wygrywa po rzutach z autu

2019-09-30

Ponad sześć lat, ponad dwa tysiące dni czekała Lechia Gdańsk na zwycięstwo na Łazienkowskiej 3. Dla ekipy Piotra Stokowca jest to bardzo wartościowe zwycięstwo, gdyż w czterech ostatnich próbach, gdańszczanie nie potrafili nawet strzelić gola. W sobotę aktualni zdobywcy Pucharu Polski pokonali jednak Legię Warszawa 2:1 w hicie 10. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Był to dość niecodzienny mecz, gdyż wszystkie bramki padły po stałych fragmentach gry, a dwie z nich po rzutach z autu, co może zaskakiwać, gdyż obie drużyny przed tym spotkaniem plasowały się w czołówce najlepszych defensyw ligi. Zapraszam na analizę tegoż widowiska.

Zespołowość Lechii

Legia dość szybko objęła prowadzenie po bramce Wieteski. Rzuty rożne w wykonaniu Gvilli to chyba najmocniejsza broń drużyny Vukovicia w tym sezonie. Warto jednak nadmienić w jakiej sytuacji został wywalczony ten korner. Doszło do niego po karygodnym błędzie Karola Fili, który zagrał niedokładnie w swoją szesnastce. Lechia do straty bramki prowadziła grę, więc obraz spotkania został niezachwiany. Goście płynnej operowali piłką, z większą łatwością transportowali ją na połowę przeciwnika. Dobrze wyglądało to jednak tylko do 30 metra od bramki Majeckiego. W ostatniej tercji boiska lechistom brakowało koncepcji na finalizacje akcji. Często szukali oni wolnych korytarzy w bocznych sektorach boiska, lecz z reguły kończyło się to zwykłą centrą w pole karne. Dość powiedzieć, że po dwóch kwadransach mieli oni już dziesięć takich zagrań. Natomiast gospodarze w miarę dobrze radzili sobie z grą defensywą na własnej połowie, lecz gdy tylko próbowali agresywniej i wyżej zaatakować rywali już w początkowej fazie gry robili to źle. Dzięki temu Lechia jednym podaniem mogła minąć w zasadzie dwie linie legionistów. W dużej mierze należy zganić drugą linie wojskowych, gdyż to oni źle ustawiali się względem kolegów i rywali. Para Martins-Antolić często była za daleko od Niezgody i Gvilli, którzy tworzyli pierwszą linię.

 

Jedną z ważniejszych ról w Lechii pełnił Artur Sobiech, który bardzo często pokazywał się do gry w wolną strefę, aby otrzymać podanie przeszywające. Nie wybiegał za nim żaden ze stoperów warszawskiego klubu, więc miał on dość dużo swobody, aby przenieść ciężar gry na połowę rywali. Transport piłki obrońcom ułatwiali również środkowi pomocnicy. Łukasik często wchodził w linie z Augustynem i Nalepą, a Kubicki i Gajos byli na tyle mobilni, że zawsze starali się stworzyć opcje do podania. W pierwszym z poniższych przykładów duet Antolić-Martins niepotrzebnie jest ustawiony poziomo, czym ułatwia podanie do napastnika. Proszę zauważyć, że w obu przypadkach aż sześciu legionistów zostaje za linią piłki.

 

 

Spora część akcji gości toczyła się z ich lewej strony, ale nie ma co się dziwić skoro grali tam Mladenović oraz Udovicic. Warto spojrzeć na współpracę tej dwójki z Kubickim. Serb może zagrać do swojego rodaka, którego atakuje Stolarski, a w jego miejsce wbiega były zawodnik Zagłębia tym samym tworząc trójkąt w bocznym sektorze boiska.. Antolić nie kontroluje rywala, więc musi to zrobić Wieteska.

 

Zaburzona struktura Legii

Goście małą liczbą zawodników potrafili spacyfikować Legię, która mimo strzelonego gola, miała duże problemy z konstrukcją akcji. Nie może to dziwić, gdyż w wielu przypadkach zaburzona była struktura zespołu. W pierwszej połowie nie przeprowadzili oni żadnej akcji środkiem boiska, gdyż środkowi pomocnicy często uciekali w boczne rejony boiska, a nominalni skrzydłowi praktycznie w ogóle nie schodzili do gry. Bezproduktywny przez to był Karbownik, który przez zejście Gvilli lub Martinsa przesuwał się wyżej. Tym samym Legia traciła zawodników w środku pola, a młodzieżowiec był praktycznie poza grą.

 

Legioniści sobie nie pomagali, a między nimi były bardzo duże odległości. Często źle ustawiał się Paweł Stolarski. W tych paru przypadkach jest on zdecydowanie zbyt wysoko czym uniemożliwia podanie stoperom - obrazki 1. i 2. 

 

 

 

Poniższy przypadek chce potraktować osobno, gdyż obrazuje ona kompletnie złą organizację budowania akcji. Bardzo wąsko ustawiona cała trójka legionistów, daleko stojący Stolarski, a Gvillia i Antolić są kompletnie poza grą. Jędrzejczyk jest zmuszony wycofać do Majeckiego. (grafika 1.). Na deser dorzucam ustawienie Antolicia w jednej z faz budowania akcji. Aż chciałoby się zapytać: "co autor miał na myśli?"

 

  

Bardzo szwankowała również współpraca z prawej strony Legii. Dominik Nagy często nie czuł gry i nie wspierał Stolarskiego ograniczając się do wymuszania podań na wolne pole w niedogodnych do tego sytuacjach. Skoro podopieczni Vukovicia mieli takie trudności z płynnym dojście pod bramkę Kuciaka, więcej zawodników musiało być pod grą.

 

 

FILIP MODRZEJEWSKI