Subskrybuj
Reprezentacja

Wszystkie grzechy Jerzego Brzęczka

2021-01-18

Jerzy Brzęczek przestał pełnić funkcje selekcjonera reprezentacji Polski. Ponad dwa lata jego kadencji to okres permanentnego kryzysu – piłkarskiego, ale co gorsza, również komunikacyjnego i wizerunkowego. 49-latek szybko stał się memem, a kadra narodowa z dobra narodowego ponownie stała się obiektem kpin i szydery.

Konsekwentny brak pomysłu

Najważniejszym zadaniem stojącym przed Adamem Nawałką, gdy obejmował reprezentację Polski było „odblokowanie Roberta Lewandowskiego”. Były selekcjoner wiedział, że najlepszego gracza należy otoczyć odpowiednią troską na boisku, ale także poza nim. Często rozmawiał z nim o rzeczach trywialnych, podbudował go opaską kapitańską. Lewy odpalił, a z nim cała kadra.

Nawałka miał pomysł i konsekwentnie go realizował. Nawet wtedy, gdy większość krytykowała go, gdy zabrał Arkadiusza Milika na mecz w Gibraltarze, mimo że młodzieżówka grała wtedy kluczowe mecze eliminacyjne. 1-4-4-2 stało się znakiem rozpoznawczym. Wydawać się może, że Brzęczek obejmował kadrę bez konkretnego pomysłu w kontekście systemu gry. Chciał odmłodzić kadrę, postawić na Klicha, Bednarka, Kędziorę... Udało mu się to, ale to tylko układ personalny. Próżno w tym szukać  perspektywy, do której dążyła kadra w sposobie gry.

Pierwsza lampka ostrzegawcza mogła pojawić się już w październiku 2018 roku podczas drugiego zgrupowania. Jerzy Brzęczek, pod wpływem eksplozji formy Krzysztofa Piątka oraz presji medialnej, zaczął testować system bez skrzydłowych, 1-4-3-1-2. Można twierdzić, że zadaniem selekcjonera jest dobrać odpowiednie ustawienie pod możliwości drużyny. Z drugiej strony – i do tego zdania jest mi bliżej - mogło to świadczyć o poszukiwaniach trenera, któremu od początku brakowało koncepcji na ustawienie i sposób gry reprezentacji. Spowodowało to, że na domowe starcie z Włochami podczas Ligi Narodów za plecami Piotra Zieliński, a przed linią defensywną grała trójka Karol Linetty, Jacek Góralski i Damian Szymański, którzy dostali lekcje operowania piłką od Verrattiego, Jorginho i Barelli. Selekcjoner szybko się z tego pomysłu wycofał.

Wpadka goniła wpadkę

W przypadku Jerzego Brzęczka nie wolno zapominać o aspekcie wizerunkowym. Były trener Wisły Płock bardzo szybko stał się obiektem kpin i bohaterem memów, ale pierwszy wizerunkowy błąd popełnił już przed pierwszym meczem. Mam na myśli zatrudnienie w roli trenera bramkarzy Andrzeja Woźniaka – człowieka prawomocnie skazanego za korupcje, którego sam Wydział Dyscypliny PZPN ukarał 5-letnią dyskwalifikacją w 2009 roku.

Kibice szybko stęsknili się za „zarówno w ofensywie, jak i w defensywie Adama Nawałki”, gdy Jerzy Brzęczek „wypalił” na pomeczowej konferencji prasowej, że Piotrowi Zielińskiemu „musi coś przeskoczyć w głowie”, a reprezentacja Polski nie dorówna Austrii, gdyż tam grają piłkarze z Bundesligi, a u nas tylko z Championship.

Nawet jeśli selekcjoner w obu przypadkach miał sporo racji, przedstawił to w fatalny, nie do obrony, sposób. Obie wypowiedzi, w sposób szyderczy, są wykorzystywane w przestrzeni piłkarskiej do dzisiaj, podobnie jak „jestem zadowolony” wypowiedziane po kompromitującym meczu z Holandią. O biografii autorstwa Małgorzaty Domagalik nawet nie trzeba wspominać. Wszystkie te błahe i z pozoru drobne wpadki spowodowały efekt kuli śnieżnej, który jeszcze bardziej pogrążał 49-latka.

Jerzego Brzęczka nie broniło praktycznie nic. Paradoksalnie najmocniej stały za nim wyniki, gdyż podstawowy cel został osiągnięty – awans na Mistrzostwa Europy. Drużyna notowała jednak stały regres, a należy pamiętać, że były już selekcjoner nie mógł narzekać na brak czasu, gdyż otrzymał go w nadmiarze z powodu pandemii koronawirusa. Nie pomogło. Fatalna gra przeciwko drużynom o podobnym lub mocniejszym potencjale oraz fakt kompletnego braku autorytetu Brzęczka u piłkarzy i kibiców zmusiły Zbigniewa Bońka do zagrania va banque.

FILIP MODRZEJEWSKI