Subskrybuj
Ekstraklasa

Zamiast fety była stypa! Widzew cudem w 1 lidze!

2020-07-27

Sobotnie spotkanie ze Zniczem Pruszków miało być świętem dla kibiców Widzewa. Przegrana z zespołem z Mazowsza oraz drżenie czy GKS Katowice strzeli zwycięską bramkę... dla niektórych kibiców to było zbyt wiele. Widzowie na trybunach domagali się zmian, a po zakończeniu spotkania dwóch piłkarzy zostało pobitych. Klub z Łodzi wywalczył awans, ale nikt nie jest w nastroju do świętowania. Konsekwencją tych wydarzeń, było zwolnienie trenera Marcina Kaczmarka.

Dramat z Pruszkowem

Kibice Widzewa mogli sądzić, że drużyna prowadzona przez Marcina Kaczmarka odniesie zwycięstwo. Problem w tym, że po wznowieniu rozgrywek wygrała tylko trzy raz – 17 czerwca z Garbarnią, cztery dni później z rezerwami Lecha oraz 15 lipca z Stalą Stalowa Wola. Na dodatek z powodu kartek nie mogli wystąpić Łukasz Kosakiewicz i Wojciech Pawłowski. Ale z taką kadrą, jaką posiada czterokrotny mistrz Polski powinien sobie poradzić z drużyną walczącą o utrzymanie. Niestety, piłkarze kolejny raz zawiedli – porażka 0:1 po bramce Patryka Czarnowskiego sprawiła, że po końcowym gwizdu trzeba było nerwowo oczekiwać na wieści z Katowic. Ostatecznie GKS zremisował z Resovią, ale było daleko do świętowania. Kibice na trybunach rzucali wyzwiska i wulgarnymi słowami "wyganiali" piłkarzy z boiska, dodatkowo kilkunastu bandytów wtargnęło na murawę. Jeden z nich przez kilkadziesiąt metrów gonił 18-letniego Roberta Prochownika zabierając mu koszulkę i uderzając go w twarz. Uderzony został też inny zawodnik Adam Radwański. Policja i służby ochroniarskie szybko interweniowały – na stadionie ujęto 7 bandytów, a znając życie kwestią czasu są kolejne zatrzymania. Jaka by nie była gra zawodników Widzewa, podnoszenie na nich ręki jest niedopuszczalne, zaś garstka pseudokibiców, którzy uważając się, za wiernych kibiców klubu nie pomaga tylko szkodzi! Władze klubu w niedzielnym oświadczeniu zapowiadają wyciągniecie konsekwencji prawnych wobec winnych, w tym nałożenie zakazów stadionowych.

Co zawiodło w tym sezonie?

Podstawowym problem jest postawa drużyny w 2020 roku. W 14 spotkaniach rozegranych w tym roku, zaledwie cztery razy Widzew odnosił zwycięstwo, również cztery razy zremisował i sześć razy przegrał. Taki wynik jest kompromitujący dla trenera Kaczmarka i jego drużyny pomimo awansu do Fortuna 1 ligi. Lista zarzutów do byłego trenera Wisły Płock jest długa – fatalne przygotowanie fizycznie piłkarzy po wznowieniu rozgrywek, marginalna rola młodzieżowców, przywiązywanie się do zawodników, powtarzające się błędy w defensywie czy brak innych wariantów w ofensywie niż długa piłka do Marcina Robaka. Charakterystyczne w tym roku było to, że przeciwnicy Widzewa najczęściej zdobywali bramki po stałych fragmentach gry bądź po kontrach, które wynikały ze strat piłki w okolicach środkowej linii. Jesienią gdy Widzew dominował w lidze czołowymi postaciami byli Mateusz Możdżeń i Adam Radwański, ale wiosną kompletnie stracili formę. Zresztą niemal wszyscy zawodnicy za wyjątkiem Marcina Robaka wyglądali gorzej niż jesienią. Obrońcy na czele z Danielem Tanżyną niemal w każdym meczu byli spóźnieni przy kontrach. Bywały mecze jak z Elaną gdy zawodnicy mieli siły na pierwsze 15 minut każdej połowy. Nic dziwnego, że zarząd klubu w poniedziałkowy wieczór podjął decyzję o zakończeniu współpracy z Kaczmarkiem.

Chaos w transferach

Osobną kwestią są transfery w zimowym okienku. Hubert Wołąkiewicz do Widzewa trafił tylko z powodu poważnej kontuzji Krystiana Nowaka. W wielu meczach jego błędy kosztowały zespół cenne punkty. Henrik Ojamaa w 14 rozegranych meczach strzelił tylko 1 bramkę, co pokazuje jakim nieporozumieniem było jego przyjście z Miedzi Legnica. Oprócz nich przyszli juniorzy tacy Prochownik czy Filip Becht z rezerw. Drużyna nie została więc należycie wzmocniona. Obecny zespół w sporym stopniu opiera się o piłkarzy, którzy przyszli latem do Łodzi. Część transferów była autorstwa byłego dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego, a część jego nieoficjalnego następcy Rafała Pawlaka. Wówczas do klubu przyszli Marcin Robak, Wojciech Pawłowski, Sebastian Rudol, Łukasz Kosakiewicz, Mateusz Możdżeń, Bartłomiej Poczobut, Łukasz Zejdler, Christopher Mandiangu i Przemysław Kita. Zejdlera w klubie już nie ma, zaś Kita i wspominany wcześniej Nowak, który zimą dołączył do Widzewa, zerwali więzadła krzyżowe podczas meczu sparingowego z KKS 1925 Kalisz. Większość z tych zawodników grała w Ekstraklasie lub byli solidnymi zawodnikami na poziomie 1 ligi. A żeby skusić ich do gry w 2 lidze, trzeba było zaproponować duże kontrakty. W efekcie powstała drużyna, która w teorii powinna przerastać inne zespoły doświadczeniem. Ale tak nie było, ale za to można domyślać się, że jest bardzo droga w utrzymaniu. Nic dziwnego, że zimą mogło zabraknąć środków na transfery.

Co z finansami?

Trenera Kaczmarka można i trzeba krytykować, ale nie on jest wszystkiemu winien. Od momentu gdy nowe stowarzyszenie - Reaktywacja Tradycji Sportowych Widzew Łódź przejęło prowadzenie drużyny piłkarskiej, klubem kierowało 5 prezesów. Kolejno: Marcin Fedzyn, Przemysław Klementowski, Remigiusz Brzeziński, Jakub Kaczorowski, a od 17 czerwca 2019 roku Martyna Pajączek. Niemal każdy za wyjątkiem Klementowskiego, który zadbał o poduszkę finansową, działał lub jak w przypadku Pani Pajączek działa w imię zasady, że "cel uświęca środki". To oznacza, że wzrasta koszt utrzymania drużyny. Taka idea jest niebezpieczna, zwłaszcza w obecnych czasach, gdy są ograniczenia. Widzew jest fenomenem – sprzedaje po 15 tys. karnetów. Część kibiców, którzy je kupili nie mogąc przyjechać na mecz oddaje swoje miejsca, aby inni kibice kupili bilety. Dzięki temu klub ponownie zarabia, zaś budżet według doniesień medialnych wynosi 18 mln zł. Niejeden klub w PKO BP Ekstraklasie zazdrości takiego budżetu. Pytanie tylko: czy klub może ponownie liczyć na rekord w dobie pandemii koronawirusa? Od soboty wprawdzie może wejść na stadion 50% publiczności, ale przy możliwym wzroście zachorowań jesienią trzeba brać pod uwagę wariant przywrócenia ograniczeń. Dodając jeszcze znaczące pensje zawodników, najbliższy okres dla Widzewa może być trudny.

Potrzebny dyrektor sportowy!

Koniecznością w tej chwili jest zatrudnienie osoby, która się zna na piłce nożnej. Taką osobą NIE jest Rafał Pawlak. Przykład pierwszy to oddanie lekką ręką Przemysława Banaszaka na wypożyczenie do Górnika Łęczna, który w 17 spotkaniach strzelił 5 bramek. Włodarze klubu z Lubelszczyzny byli z niego zadowoleni ale, jako że wypożyczenie trwało do 30 czerwca, nie wyrażono zgody na dalszą grę. Nie jest zresztą tajemnicą, że Pawlak nie chcę go w drużynie na nowy sezon, zaś sam Kaczmarek powiedział, że nie widział go jeszcze w treningu. Podobnie jest z wypożyczonym do Bytovii Michaelem Ameyaw, o którego już pytają kluby Ekstraklasy. Zresztą planowane transfery przez Pana Pawlaka są określane jako transfery geriatryczne, bo mieli przyjść Łukasz Broź i Robert Pich, którzy dawno przekroczyli 30 lat. Pozycja Pawlaka jednak jest słaba i nie wykluczone, że w najbliższych dniach rozstanie się z klubem.

Czy Pajączek miała rację latem?

Zresztą nie on jedyny może pożegnać się z klubem. Czarne chmury zbierają się także nad samą prezes Pajączek. Pani Prezes miała na celu doprowadzić do awansu. Owszem, udało się, ale jak już wspominaliśmy koszty utrzymania drużyny wzrosły, zaś gra nie była lepsza niż w poprzednim sezonie. Pani prezes również odpowiada za zamieszane z trenerami. Gdy przyszła do klubu zapewniła ówczesnego trenera Widzewa Zbigniewa Smółkę, że będzie nadal pracować w klubie. Obecny szkoleniowiec Chojniczanki pozostawał na stanowisku przez dwa tygodnie, ale nagle zmiana decyzji i nowym trenerem został Kaczmarek. Nic dziwnego, że Smółka był wściekły i o pokojowym rozstaniu nie mogło być mowy. Klub musiał mu wypłacić odszkodowanie. Podobnie sprawa miała się z dyrektorem sportowym Łukaszem Masłowskim, który kilka miesięcy wcześniej przeszedł z Wisły Płock. Nie ulega wątpliwości, że w decydującym momencie sezonu 2018/19 nie pomógł Widzewowi swoimi decyzjami, ale jednak można było dać mu szansę. Do klubu mieli przyjść Maksymilian Stryjek, któremu kończył się kontrakt w Sunderlandzie i Jakub Łukowski, który rozwiązał umowę z Wisłą Płock. Nowa Pani prezes wówczas zablokowała te transfery. Sami zawodnicy nie mogą narzekać, bo Stryjek kilka dni temu podpisał kontrakt z piątym zespołem Scottish Premiership Livingston, zaś Łukowski po kilku tygodniach pobytu w Olimpii Grudziądz, przeniósł się do walczącej o awans do PKO BP Ekstraklasy Miedzi Legnica.

Wiadomo, że w klubie są przeciwnicy pani Martyny Pajączek dążący do jej odwołania. Na czele tej grupy stoi Władysław Pucharski, wieloletni współpracownik Zbigniewa Bońka, obecnie wiceprzewodniczący rady nadzorczej spółki akcyjnej, która prowadzi drużynę w 2 lidze.

Co dalej z Kaczmarkiem?

Marcinowi Kaczmarkowi, gdyby pozostał w klubie, ciężko byłoby odbudować zaufanie. Także ze względu na sytuacje przed meczem z Pogonią Siedlce. Wówczas do mediów przedostała się informacja, że do trenera Leszka Ojrzyńskiego wyruszyła delegacja w składzie Prezes Pajączek i dyrektor Pawlak. Taka informacja nie pomogła drużynie, która przegrała mecz z Pogonią. Ojrzyński ostatecznie nie został trenerem, bo zgody nie wyrazili inni działacze klubu. Szukano dalej – wiadomo przynajmniej o jednym trenerze, który dostał ofertę. Maciej Bartoszek z Korony Kielce oficjalnie poinformował, że dostał ofertę, ale prezes Krzysztof Zając nie wyraził zgody na rozstanie. Mówiło się też, że rozważany był Bogdan Zając, wieloletni asystent Adama Nawałki. Ostatecznie nie zmieniono trenera, ale wizerunek wokół klubu i atmosfera wewnątrz była fatalna. Inna sprawa, że w ciągu ostatnich 5 lat Widzew łącznie z samym Kaczmarkiem ma DZIEWIĄTEGO trenera! Jak widać dalsza praca w Łodzi nie miała sensu. Kaczmarek może sobie dopisać kolejny awans, ale jego notowania w środowisku raczej nie wzrosną.

We wtorek rozpocznie się walne zebranie stowarzyszenia - Reaktywacja Tradycji Sportowych Widzew Łódź. Podczas niego zadecydują się losy najważniejszych osób w klubie. Zmiany będą konieczne, ale jak głębokie o tym się przekonamy...

Bogdan Cisak