Subskrybuj
Ekstraklasa

Zastał Wrocław degradowany, a uczynił (prawie)pucharowy - Vítězslav Lavička

2020-07-13

Valdas Ivanauskas, Joaquim Machado, Jorge Paixão. Zagranicznych trenerów, którzy zapisali się niechlubnie w najnowszej historii Ekstraklasy można by wyliczać godzinami. Tymczasem 3 sierpnia minie dziewiętnaście miesięcy, od kiedy szkoleniowcem Śląska Wrocław został Vítězslav Lavička. Czech, którego zdecydowanie nie można zaliczyć do wyżej wspomnianej grupy trenerów. 

"Vitezslav Lavička posiada bogaty trenerski dorobek, zdobywał mistrzowskie tytuły z trzema różnymi klubami. Jest perfekcjonistą, odciskał wyraźne piętno na prowadzonych przez siebie drużynach, które zawsze charakteryzowały się bardzo dobrą organizacją gry." - tymi słowami 3 stycznia 2019 roku witał czeskiego szkoleniowca dyrektor sportowy Śląska Wrocław, Dariusz Sztylka.

Po ponad półtorarocznej kadencji 57-letniego trenera trzeba przyznać, że się nie pomylił. Czech obejmował drużynę, w której panowała dość kiepska atmosfera, a w ciągu pół roku odmienił jej oblicze. Śląsk nie bez kłopotów utrzymał się w elicie, więc po sezonie 2019/2020 we Wrocławiu nie spodziewano się cudów.

Nieśmiałe przebąkiwania o górnej ósemce można było traktować z przymrużeniem oka, ale piorunujący początek trwającego wciąż sezonu zmienił optykę. Śląsk pozostawał niepokonany aż do 10. kolejki i spotkania w Kielcach. Dziś, po 35. kolejce Wrocławianie wciąż mają iluzoryczne szanse na europejskie puchary, ale jakkolwiek by nie patrzeć na cały sezon WKS-u, to szklanka pozostaje do połowy pełna. 

Drużyna nie gra może najbardziej efektownego futbolu na świecie, ale przez minione 12 miesięcy w stolicy Dolnego Śląska kilka rzeczy zmieniło się zdecydowanie na plus.

Futbol znów w modzie

45-tysięczny obiekt świecący pustkami? Taki widok do niedawna nikogo we Wrocławiu nie dziwił. Słaba gra, ale przede wszystkim brak wyników sprawiał, że tylko najwierniejszy odsetek kibiców z legendarnego sektora "Oporowska" regularnie wspierał Wrocławian. Z przyjściem Czecha i konsekwentnym odbudowywaniem zaufania fanów frekwencja na Stadionie Wrocław zaczęła rosnąć, a apogeum bieżących rozgrywek było starcie z 8 grudnia, kiedy to na meczu z Legią zameldowało się ponad 31 tysięcy kibiców. Kibicowanie Śląskowi znów stało się modne, a nawet niedzielni miłośnicy futbolu zaczęli chętniej wyruszać na położony z dala od centrum miasta obiekt. 

Jedność w drużynie

Za wyjątkiem Przemysława Płachety i Krzysztofa Mączyńskiego, w Śląsku próżno o indywidualności. Lavička dysponując kadrą zdecydowanie gorszą od chociażby Zagłębia Lubin potrafił stworzyć w drużynie kolektyw, który nauczył się osiągać dobre wyniki. "To narodziło się w poprzednim sezonie. Walczyliśmy wówczas o utrzymanie i ta drużyna naprawdę związała się wtedy bardzo mocno." - mówił w grudniowej rozmowie ze mną Michał Chrapek. 

Pomoc ze strony dyrektora sportowego

Decyzja o zatrudnieniu Lavički okazała się strzałem w dziesiątkę, ale warto podkreślić rolę dyrektora sportowego. Dariusz Sztylka, dość nieoczekiwanie, stał się jednym z wygranych obecnego sezonu Ekstraklasy. Praktycznie każdy ruch transferowy dokonany przez byłego zawodnika Śląska się sprawdził. Matus Putnocky sprowadzony w miejsce Jakuba Słowika godnie zastąpił wychowanka Sandecji Nowy Sącz i w pełni zasłużenie został nominowany do nagrody najlepszego bramkarza sezonu. Israel Puerto, mimo elektrycznej końcówki sezonu obfitującej w sprokurowanie trzech rzutów karnych, należał do wyróżniających się stoperów ligi, zaś Dino Štiglec udowodnił, że nie bez powodu był bliski podpisania kontraktu z BATE Borysów. Nawet wyśmiewany początkowo Erik Exposito, choć nie zastąpił Marcina Robaka, to nie wpisał się do kanonu ligowego "dżemiku". Majstersztykiem dokonanym przez Sztylkę są zwłaszcza dwa ruchy. Pierwszy z nich to sprowadzenie do Wrocławia Przemysława Płachety, zaś drugi zimowy transfer Marka Tamasa, który trafiał do WKS-u jako opcja tymczasowa, a sprawdził się w stu procentach i klub zdecydował się przedłużyć z nim kontrakt.

Wyciąganie z piłkarzy 110 % możliwości

Czeski szkoleniowiec potrafił także rozwinąć młodych zawodników. Wspomniany wyżej Płacheta trafiając do Wrocławia miał łatkę piłkarza utalentowanego, ale jeszcze nieopierzonego. Sezon pod okiem Lavički zmienia tę narrację o 180 stopni. 8 bramek i 5 asyst (stan po 35. kolejce) to bilans lepszy niż ten, którym legitymuje się Kamil Jóźwiak z Lecha Poznań! Jakub Łabojko pod okiem 57-letniego trenera stał się piłkarzem pretendującym do wyjazdu na Półwysep Apeniński. Lubambo Musonda po niemrawym początku we Wrocławiu został naprawdę solidnym prawym obrońcą. 

Przemawiają liczby

Za czeskim szkoleniowcem przemawiają także liczby.

  • W poprzednim sezonie na tym samym etapie rozgrywek Śląsk miał aż 16 punktów mniej niż obecnie. To największy progres drużyny w całej Ekstraklasie.
  • Średnia punktów WKS-u pod wodzą Czecha to 1,51 - najlepsza od 2015 roku, kiedy to z zespołem żegnał się Tadeusz Pawłowski.
  • W obecnym sezonie PKO BP Ekstraklasy Śląsk poniósł tylko jedną domową porażkę. Najmniej w lidze.

Śląsk z Czechem na ławce trenerskiej udowadnia, że jest drużyną, która może powalczyć o górną ósemkę, a także, że dobra organizacja zespołu jest niejednokrotnie ważniejsza od personaliów. Wciąż nie wiadomo ilu zawodników opuści Wrocław w przerwie między sezonami. Mimo tego, najbliższa przyszłość rysuje się dla Śląska w jasnych barwach. Wszakże trener Wrocławian udowodnił, że jest odpowiednim człowiekiem, na odpowiednim stanowisku.

Filip Macuda