Subskrybuj
Reprezentacja

Zgrani, doświadczeni, niewygodni, czyli słów kilka o Szwedach

2019-12-01

W czerwcu przyszłego roku miną cztery lata od momentu, w którym Zlatan Ibrahimović zakończył swoją reprezentacyjną karierę. Choć trudno w to uwierzyć, w zespole Trzech Koron nikt nie tęskni już za ikonicznym dla tamtejszego futbolu napastnikiem. Blågult od tego czasu poczynili bowiem spore postępy i dziś nikt nie traktuje ich jako zlepku piłkarzy podporządkowanych pod jednego lidera. Po udanym mundialu w Rosji, i eliminacjach do Mistrzostw Europy, zespół Janne Anderssona także na turnieju finałowym EURO będzie chciał sprawić niespodziankę. Czy reprezentacja Polski powinna obawiać się starcia ze Szwedami?

Pierwsze przesłanki o zmianie szwedzkiej mentalności otrzymaliśmy podczas eliminacji do rosyjskiego mundialu. Szwedzi wylosowali trudną grupę, w której przyszło im się mierzyć z Francją, Holandią, niewygodną Bułgarią, a także Białorusią i Luksemburgiem. Mimo tak renomowanych przeciwników jak Les Blues, czy Oranje, Skandynawowie zajęli drugie miejsce - tuż za Trójkolorowymi - i uzyskali prawo gry w barażach. Tam również los postanowił ich nie oszczędzać i w decydującym o awansie na mundial dwumeczu przydzielił im Włochów. Italia długo biła głową w mur przez 180 minut nie potrafiła złamać doskonale skonsolidowanej defensywy. Skromna, jednobramkowa zaliczka ze Sztokholmu wystarczyła, by po bezbramkowym remisie na San Siro świętować awans. Wyczyn Szwedów był o tyle godny uwagi, że doprowadzili oni do pierwszej od 1958 (!) roku mundialowej absencji Squadra Azzurra.

Same Mistrzostwa Świata to kontynuacja pięknego snu. Mimo porażki z Niemcami, dla których jak się później okazało było to jedyne mundialowe zwycięstwo, Szwedzi zajęli pierwsze miejsce w swojej grupie. Stało się tak po pokonaniu Korei Południowej i efektownym rozbiciu Meksyku. Przygoda Trzech Koron trwała w najlepsze, kiedy Emil Forsberg strzałem sprzed pola karnego eliminował Szwajcarów i wprowadzał Szwecję do ćwierćfinału. Tam za mocna okazała się już Anglia, ale wyspiarzom pokonanie zespołu Anderssona nie przyszło łatwo. 

Jeśli ktoś uważa, że Szwecja została ćwierćfinalistą Mistrzostw Świata z przypadku, jego wątpliwości  powinny rozwiać eliminacje do przyszłorocznego EURO. Ponownie jak podczas poprzednich kwalifikacji znaleźli się w trudnej grupie i ponownie ich udział w eliminacjach zakończył się sukcesem. Co jest kluczem do sukcesu reprezentacji, którą od 2016 roku prowadzi Janne Andersson? 

Lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu?

Analizując reprezentację Szwecji śmiało możemy dojść do wniosku, że próżno w niej szukać gwiazd światowego formatu. Paradoksalnie wydaje się, że jest to... największa siła obecnej kadry Trzech Koron. Aż do 2016 roku wszystko było podporządkowane pod wspominanego już wyżej Zlatana Ibrahimovicia. Partnerzy z zespołu żyli w przeświadczeniu, że "Ibra", jako fenomenalny piłkarz, będzie w stanie samemu stworzyć coś z niczego i poprowadzić Szwecję do wielkich sukcesów. W grze Skandynawów często dominowała bezradność i czcza nadzieja, że wystarczy podać piłkę Zlatanowi, a on dzięki swoim ponadprzeciętnym umiejętnością będzie w stanie coś z nią zrobić. Od kiedy w kadrze nie ma już wyraźnego lidera, a stery objął Janne Andersson można odnieść wrażenie, że reprezentacja została przedefiniowana. 57-letni szkoleniowiec, który ma na swoim koncie mistrzostwo kraju zdobyte z IFK Norrköping, postawił na solidność i jedność, której w poprzednich latach ewidentnie Szwedom brakowało. Z drużyny jednego piłkarza stworzył zespół, gdzie każdy element jest niezwykle istotny, a stabilność składu to najważniejsza świętość. 

Personalnie i takycznie

Niewątpliwym atutem Szwedów podczas przyszłorocznego EURO będzie zgranie. Zespół od kilku lat występuje w składzie opierającym się na niezmienionym kręgosłupie. Niekwestionowanym numerem 1 w szwedzkiej bramce jest Robin Olsen, który mimo nieudanego sezonu w Romie, a w konsekwencji zesłaniu na wypożyczenie do Cagliari, w kadrze nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Przed golkiperem włoskiej sensacji obecnego sezonu Serie A, występuje najbardziej rozpoznawalny piłkarz kadry Janne Anderssona. Rola Viktora Lindelöfa, bo o nim mowa, jest nie do przecenienia, a notowania 25-latka w Manchesterze United wciąż rosną. Duet stoperów uzupełnia doświadczony, 34-letni Andreas Granqvist, który jest sercem drużyny. Stoper Helsinborga to zarazem kapitan Szwedów wyróżniający się umiejętnością... skutecznego egzekwowania rzutów karnych. Na rosyjskim mundialu przekonali się o tym zarówno Koreańczycy, jak i Meksykanie. Oprócz etatowej pary stoperów, Andersson w eliminacjach korzystał jeszcze z usług Filipa Helandera występującego na co dzień w szkockim Rangers FC, a także doświadczonego Pontusa Janssona - defensora angielskiego Brentford. W obwodzie pozostaje jeszcze Marcus Danielson - obrońca Djurgardens, ale w zestawieniu środkowych obrońców zajmuje on pozycję nr 4. 

Kłopotu bogactwa Szwedzi nie mają po bokach defensywy, gdzie królują 32-letni, a co za tym idzie, mniej sprawny Mikael Lustig z belgijskiego Gentu, a także Ludwig Augustinsson z Werderu Brema. 25-latek w tym sezonie zmaga się jednak z problemami zdrowotnymi i w drugiej części eliminacji jego miejsce zajął Pierre Bengtsson z Kopenhagi. Wydaje się, że to właśnie 31-latek może być podstawowym lewym obrońcą Trzech Koron podczas paneuropejskiego turnieju. Zmiennikiem Lustiga jest z kolei Emil Krafth z występującego w Premier League Newcastle United.

Szwedzka defensywa, mimo że nieustępliwa i odznaczająca się solidnością, również popełnia błędy. Dość powiedzieć, że ze wszystkich dwudziestu reprezentacji, które do tej pory zapewniły sobie udział w mistrzostwach, jedynie Czesi i Finowie stracili więcej goli niż kadra Anderssona. 

Przechodząc do drugiej linii zespołu prowadzonego przez 57-letniego selekcjonera w oczy rzuca się nazwisko Emila Forsberga - jedynego Szweda występującego w tym sezonie w Lidze Mistrzów. 28-latek to wiodąca postać lidera Bundesliga - RB Lipsk, w barwach którego w bieżących rozgrywkach w 10 meczach zdobył 4 bramki i zanotował dwie asysta. Prawe skrzydło to pozycja, co do której jeszcze nie tak dawno szkoleniowiec Trzech Koron nie miał wątpliwości. W pierwszej części eliminacji z powodzeniem występował tam bowiem Victor Claesson, jednak od kiedy skrzydłowy Krasnodaru stracił miejsce w klubowej drużynie, Andersson próbował wielu rozwiązań. Mimo eksperymentów z Kenem Semą (Udinese), czy próbą z Muamerem Tankoviciem (Hammarby) najbliżej pierwszego składu jest...34-letni Sebastian Larsson. Niezwykle ważną rolę do odegrania ma duet środkowych pomocników tworzony przez Albina Ekdala (Sampdoria) i Kristoffera Olssona (Krasnodar).

W eliminacjach Szwedzi strzelili 19 bramek, co dużym zaskoczeniem nie jest. Atakowanie to coś, co od początku kadencji Janne Anderssona nie jest najmocniejszą stroną naszych czerwcowych rywali. Dość nieoczekiwanie kwalifikacje wykreowały nowego lidera szwedzkiego ataku. Jest nim Robin Quaison, który pięciokrotnie pokonywał bramkarzy rywali. Poza napastnikiem Mainz próżno jednak szukać napastnika, którego mogliby się bać obrońcy rywali Trzech Koron. Eliminacje do EURO, tak jak i Mundial, pokazały, że zdobywanie bramek nie jest najmocniejszą stroną Marcusa Berga. Doświadczony, 33-letni napastnik spełnia rolę piłkarza walczącego, potrafiącego zagrać pod faul, nieprzyjemnego w kontakcie z przeciwnikiem, ale skuteczność nie należy do jego największych atutów. W obwodzie pozostaje jeszcze Alexander Isak z Realu Sociedad, ale i on nie prezentuje póki co pełni swoich możliwości. Być może Andersson odważniej postawi na Sebastiana Anderssona, który w barwach Unionu Berlin zdobył sześć bramek na poziomie Bundesligi, a który w eliminacjach dostawał szansę głównie jako rezerwowy.

Odstawiając jednak na bok personalia należy zwrócić uwagę, że Szwedzi od długiego czasu grają w niezmienionym ustawieniu taktycznym. System 1-4-4-2 zdecydowanie służy Skandynawom, o czym niech świadczy fakt, że w eliminacjach zagrali aż 9 na 10 spotkań będąc poukładanym przez selekcjonera właśnie w ten sposób. Koncepcja Anderssona opiera się na grze skrzydłami i właśnie tam należy upatrywać największej siły zespołu Trzech Koron. Niezwykle ważną rolę odgrywa także środek pola, bowiem mimo że Albin Ekdal i Kristoffer Olsson są bardziej defensywnymi piłkarzami, to jednak odpowiadają także za dystrybucję piłek do bocznych sektorów boiska. W meczu, który podopieczni Jerzego Brzęczka rozegrają 24 czerwca kluczowym będzie jednak powstrzymanie Emila Forsberga. Każda akcja Szwedów stemplowana jest przez piłkarza RB Lipsk, a zawodnicy Brzęczka powinni być uczuleni na dość typowe zagranie 28-latka, jakim jest zejście z lewego skrzydła na prawą, wiodącą nogę. 

Historycznie 

Szwecja to rywal, który zdecydowanie nie leży reprezentacji Polski. Przeciwko reprezentacja Trzech Koron graliśmy aż 26 razy, zaledwie ośmiokrotnie schodząc z boiska zwycięsko. Czternastokrotnie górą byli Skandynawowie, a cztery razy spotkania te kończyły się remisem. Jeśli weźmiemy pod uwagę jedynie mecze o punkty, to ostatnie zwycięstwo nad Szwedami odnieśliśmy...26 czerwca 1974, kiedy na Mistrzostwach Świata po bramce Grzegorza Laty pokonaliśmy naszych przyszłorocznych rywali 1:0. Później było już tylko gorzej. Los ponownie skojarzył Polskę i Szwecję w eliminacjach do Mundialu 1990. W Solnej dzięki bramce Ryszarda Tarasiewicza byliśmy bliscy zwycięstwa, ale w 90. minucie spotkania decydującego gola zdobył Niclas Nylén. Pół roku później w Chorzowie, Szwedzi nie dali nam już szans wygrywają 2:0. Najlepszych wspomnień z reprezentacją Szwecji nie ma także dzisiejszy selekcjoner Polaków. Jerzy Brzęczek, jako kapitan reprezentacji, mierzył się z zespołem Trzech Koron 31 marca 1999 roku. Polacy przegrali wówczas 1:0 po trafieniu późniejszej gwiazdy Arsenalu Freddiego Ljungberga, a spotkanie rozegrano w ramach eliminacji EURO 2000. W drugim spotkaniu podczas tych kwalifikacji, już bez Brzęczka w składzie, polegliśmy 2:0. Tym razem katami reprezentacji Polski okazali się być Kennet Andersson i Henrik Larsson. Bilansem dwóch porażek zakończyliśmy również nasze ostatnie zmagania ze Szwedami w meczach o punkty. W eliminacjach do EURO 2004 w Sztokholmie przegraliśmy 0:3, a w Chorzowie 0:2. Od ostatniego starcia ze Skandynawami minęło już blisko szesnaście lat. 5 czerwca 2004 roku sprawdziliśmy formę naszych przyszłorocznych rywali, którzy przygotowywali się do udziału w Mistrzostwach Europy rozgrywanych w Portugalii. Ponownie lepsi okazali się Szwedzi wygrywając 3:1.

Jak będzie 24 czerwca na Aviva Stadium w Dublinie? Nie ma co ukrywać, że dla Szwedów, tak jak i dla Polaków EURO 2020 może być ostatnią szansą, by zdobyć coś na arenie międzynarodowej. Dla piłkarzy takich jak Granqvist, Berg, czy Lustig to prawdopodobnie ostatni występ w wielkim turnieju. Miejmy zatem nadzieję, że do spotkania ze reprezentacją Trzech Koron przystępować będziemy z co najmniej czterema punktami na koncie, a nie z przysłowiowym nożem na gardle...

Filip Macuda