Subskrybuj
Reprezentacja

Zieliński, jak Pirlo? Czy to możliwe?!?

2021-03-26

SŁOWEM WSTĘPU

Oglądając spotkanie Węgry - Polska przeżywałem deja vu. A konkretniej - Football-Managerowe deja vu. No bo umówmy się - któż z nas nie grał kiedyś w eFeMie takiego spotkania? Kreślisz przed pierwszym meczem w danych rozgrywkach niezwykle skomplikowaną taktykę, która ma Ci pozwolić całkowicie zdominować przeciwnika - nieco słabszego niż Twoja ekipa. Dokonujesz przy tym nieszablonowych przetasowań w "podstawie". Twój zespół wychodzi na plac i niby utrzymuje się przy piłce, niby spycha rywala do obrony - ale to "zamurowany" oponent szybko strzela na 1-0 po kontrze. Konsekwentnie trzymasz się jednak obranej taktyki, choć z minuty na minutę jesteś coraz bliższy wybuchu, bo mechanizm funkcjonuje jakby ktoś nasypał w tryby piachu i ogólnie - "nie ma niczego". W przerwie dajesz wprawdzie radę utrzymać nerwy na wodzy, ale w głębi ducha mówisz już sobie "no dobra, trzymamy fason do 60 minuty albo do straty drugiej bramki - a potem odpinamy wrotki, No More Mr. Nice Guy!". Po czym w 53 minucie dostajesz gola na 2-0. I pyk - potrójna zmiana, przestawienie mentalności na ALL OUT ATTACK, trzy dziewiątki na placu, skrzydłowi w roli bocznych obrońców, "dziesiątka" w roli "szóstki ósemki", wóz albo przewóz. Błyskawicznie odrabiasz dwie bramki straty, końcówka meczu w trybie cios za cios, kończy się 3-3.

Brzmi znajomo, prawda? Jeśli nie przeżyliście przed ekranem takiej lub podobnej sytuacji przynajmniej kilkukrotnie - oznacza to, że nie graliście w Football Managera dostatecznie długo... :)

CO SIĘ ZMIENIŁO W UJĘCIU ZESPOŁOWYM?

Dla celów porównawczych postanowiłem spojrzeć na remis z Węgrami przez pryzmat naszych poprzednich 19 meczów "o coś" - czyli tych rozegranych w ramach Ligi Narodów oraz Eliminacji Mistrzostw Europy po Mistrzostwach Świata 2018. Gwoli przypomnienia - zanotowaliśmy w nich 10 wygranych, 3 remisy i 6 porażek. Do tego zestawu spotkań będą się więc odnosić wszelkie "rankingowe" oceny poniżej. Należy jednak przy tym pamiętać, że w dobrej połowie ze spotkań "o coś"; rozegranych po MŚ 2018 graliśmy z rywalami notowanymi wyżej i dużo wyżej niż Węgrzy. Z drugiej strony, w połowie z tych spotkań graliśmy z rywalami notowanymi niżej i dużo niżej niż Węgrzy, więc porównanie względem średniej z tego okresu powinno mimo wszystko jednak coś nam powiedzieć.

I tak, we wcześniejszych 19 meczach "o coś" notowaliśmy średnio 1,42 bramki na mecz - zatem strzelając 3 gole Węgrom zdecydowanie wyróżniamy się pod tym względem na plus. Trzy gole strzeliliśmy ostatnio tylko Izraelowi, Bośni, Słowenii i Łotwie - a więc rywalom zajmującym miejsca w drugiej i trzeciej 50ce rankingu FIFA (Węgrzy zajmują w nim obecnie 40te miejsce, Polska 19te). Jednocześnie - stworzyliśmy sobie w tym spotkaniu tylko trzy jednoznaczne sytuacje bramkowe, podczas gdy nasza średnia to 4,8 okazji bramkowej na mecz. Cieszy niespotykane 100% skuteczności ("normalnie" było to 31%) i doskonała konwersja xG (czyli "przekucie ułamków okazji na bramki") na poziomie 2,8 - wcześniej średnio była ona na poziomie 0,94. Smuci jednak, że rywale byli w stanie tak skutecznie zneutralizować nasz "dział kreacji". Dość powiedzieć, że wykonaliśmy tylko 4 "otwierające podania" (zwykle: 7), w tym tylko 1 udane (zwykle: 3). Co oczywiste, znacznie gorzej wyglądała też sytuacja w naszej defensywie - w ostatnich 19 meczach traciliśmy średnio 0,84 bramki na mecz - więc 3 stracone gole stanowią solidny zjazd formy. Dość powiedzieć, że na przestrzeni ostatnich 2,5 roku w meczach "o coś" trzy bramki straciliśmy tylko raz - w przegranym 3-2 meczu z Portugalią z października 2018 roku - a więc z rywalem z znacznie wyższej półki. Trochę wstyd... Co ciekawe, zarówno nasze xG (1,09) oraz xGa (czyli współczynnik bramki spodziewanej naszych rywali - 1,18) z meczu przeciwko Węgrom tylko nieznacznie odbiegały od średniej wartości tych współczynników z ostatniego okresu (xG - 1,35, xGa - 1,04). Sugeruje to, że zarówno nasze bramki jak i bramki Węgrów wynikały w 2/3 raczej z łutu  szczęścia i boiskowego chaosu niż z wzorcowej realizacji taktycznych schematów.

Pod względem fauli (15) i żółtych kartek (2) "wyrobiliśmy średnią". Częściej niż zwykle dawaliśmy się łapać na spalone (5 vs 2) - co jest o tyle dziwne, że Węgrzy stosowali skomasowaną obronę i głęboko cofniętą defensywę. Rzadziej niż zazwyczaj wykonywaliśmy też rzuty rożne (3 vs 4,7). Mieliśmy dużo lepsze posiadanie piłki niż w ostatnich 19 spotkaniach - 65% vs 49%. Wykonaliśmy ok. 150 podań więcej niż zazwyczaj, na odrobinę wyższej skuteczności niż zwykle (86% vs 84%). Stoczyliśmy dokładnie tyle pojedynków z rywalami co zwykle (142), na odrobinę większej skuteczności (57% vs 51%). Choć w świetle bramkowych błędów zabrzmi to dziwnie - w oczy rzuca się zwłaszcza wyższy odsetek skuteczności w pojedynkach defensywnych: 74% względem 55% z wcześniejszych spotkań. Podobnie rzecz się ma z próbami odbioru (właściwie takie same odsetki jak w pojedynkach w obronie). Pokazuje to, że kiedy zawodnicy trochę lepiej zrozumieją czego na placu wymaga od nich trener, i kiedy wyeliminujemy wynikające z tego niezrozumienia momenty chaosu - jest nadzieja, że utrzymując aktualną dyspozycję w ofensywie skutecznie nawiążemy do wcześniejszej dyspozycji w tyłach. W kwestii przechwyconych, odebranych, zebranych i straconych piłek - zasadniczo "wyrobiliśmy normę" z minimalnymi odchyleniami. Szukając pozytywów - jako duży plus w naszej grze można jednak określić wyraźnie większą niż zazwyczaj liczbę zebranych piłek (68 vs 55), zdecydowanie mniej strat na własnej połowie (9 vs 14) i zdecydowanie więcej odbiorów na połowie przeciwnika (19 vs 10).

Tyle jeśli idzie o zespół - weźmy więc teraz pod lupę dyspozycję kilku kluczowych graczy Biało- Czerwonych.

KTO (I JAK BARDZO) ZAWIÓDŁ - I CZY ABY NA PEWNO?

Szymański, Reca, Helik, Szczęsny, Moder, Bednarek, Milik, Bereszyński... Lista polskich piłkarzy, którzy po meczu z Węgrami znaleźli się w ogniu krytyki, nie jest krótka. Według InStat Index piątka najgorszych Biało Czerwonych z tego spotkania to Milik (234), Rybus (240), Reca / Szczęsny (245) i Szymański (248). Biorąc pod uwagę jak krótko grał Rybus, jego ocenę można zwalić na karb "błędu statystycznego"; - więc stawkę "pięciu najgorszych" domyka Bednarek (250). Jak widać, według InStat "uciekli spod topora" mniej lub bardziej krytykowani Helik (262) i Moder (280). Bereszyński był zaś drugim najwyżej ocenionym wśród Polaków. Spójrzmy bliżej na poszczególne meczowe statystyki niektórych zawodników z tej grupy.

Jeśli kogokolwiek z Was zastanawia wysoki InStat Index Bereszyńskiego - warto spojrzeć w jego meczowe liczby. Bereszyński wykonał tytaniczną pracę, notując aż 115 działań meczowych (1szy w zespole) - na bardzo dobrej skuteczności 88%. Zaliczył też 77 podań (1szy w zespole) na celności 91% (ex-aequo 4ty w zespole, ale 2gi wśród graczy z ponad 50ma podaniami). Aż 59 z jego podań miało przy tym miejsce w środkowej tercji boiska, a tylko 17 w tercji pod własną bramką. Z jednej strony - miał niewątpliwy udział w zawaleniu bramki na 3-2 dla Węgrów, gdzie najpierw dał się "zakręcić" a potem stracił we własnym polu karnym zebraną piłkę, co kładzie się cieniem na jego ocenę. Z drugiej jednak - to on dograł do Lewandowskiego w akcji na 3-3, można więc powiedzieć że odkupił swoje winy w tej kwestii. Kwestią dyskusyjną pozostaje to jak bardzo Bereszyński zawalił przy bramce na 1-0 dla Węgrów. To on bowiem - do spółki z Helikiem - "zastawiał pułapkę ofsajdową na połowie rywala", na dodatek kryjąc we dwóch jednego Węgra. Zgodnie z logiką jeden z tej dwójki powinien być tymczasem na linii środkowej, co pozwoliłoby na skuteczniejszy powrót i być może pozwoliłoby uniknąć utraty tego feralnego, szybkiego gola. Obstawiam, że "tym bardziej z tyłu" powinien być w tej sytuacji "sweeper" Helik, jednak nie znam założeń taktycznych przedstawionych przez trenera - więc pozostanie to w sferze domysłów.

Wróćmy jednak do liczb. Bereszyński stoczył aż 18 pojedynków (1szy w zespole). Co ciekawe - wszystkie były pojedynkami w obronie (1szy w zespole). Wyszedł zwycięsko z aż 78% z nich (2gi w zespole wśród graczy z 5+ pojedynkami w obronie). Jest to znakomitym rezultatem - dla porównania Bednarek w Premier League jako stoper wygrywa średnio 72% pojedynków w defensywie, Helik w Championship 69%. Wreszcie, Bereszyński zanotował 7 prób odbioru (1szy w zespole), w tym 5 udanych (1szy w zespole). Przechwycił, zebrał lub odzyskał łącznie 11 piłek, tracąc przy tym 5 (wartość netto "nabył / stracił" wychodzi więc na przeciętnym poziomie +6). Ogółem - gdyby nie udział przy straconym golu na 3-2, byłby to występ typu BARDZO WOW.

Obawialiśmy się o rozegranie Helika - tymczasem zanotował on 91% celnych podań (ex-aequo 4ty w zespole). Biorąc pod uwagę, że w klubie ma średnio 69% celności takich zagrań - można powiedzieć, że rozwiał on wątpliwości "czy potrafi". Podobnie rzecz wygląda z odsetkiem udanych akcji - w klubie wynosi on u Helika 76%, we wczorajszym meczu wynosił 90% (3ci w zespole). Z pozoru może się wydawać, że wysoki odsetek celnych podań może wynikać z niskiej absolutnej liczby podań ogółem, jakie wykonał Helik - 46, podczas gdy Bednarek wykonał 74 (na 88% celności). Helik grał jednak o 34 minuty krócej - i koniec końców "współczynnik podania na minutę" wynosił 0,77 u Helika zaś u Bednarka 0,79, czyli niemal identycznie. Niestety, te niezłe liczby giną pod ciężarem błędu przy golu na 0-1, który zadecydował o obrazie spotkania w kolejnych 55 minutach. Na załączonym obrazku widać, że w momencie naszego wyrzutu z autu Helik ""trzyma głębię" i asekuruje Bereszyńskiego oraz Bednarka kryjących dwójkę Węgrów "na desancie". Stop- klatka wykonana chwilę później, w momencie podania-asysty, pokazuje jednak że Helik został "wrośnięty jak słup soli" niemal w tym samym punkcie - kiedy powinien być kilka metrów bliżej naszej bramki, zasadniczo przygotowany do sprintu w kierunku Szczęsnego, tak by przeciąć wychodzącą kontrę - o czym pisałem wcześniej. Mimo to, trudno uznać debiut Helika w kadrze za fatalny - pomijając sytuację przy straconej bramce był dość przyzwoity, zwłaszcza biorąc pod uwagę gatunkowy ciężar tego występu. Trzeba też pamiętać, że przynajmniej w jednej sytuacji interwencja Helika uratowała nas przed niemal pewną utratą bramki. Z gola na 2-0 dla gospodarzy można zaś raczej Helika rozgrzeszyć - nie zdążył zablokować strzelca, ale trudno go za to winić (sytuacja po rykoszecie, biegł w innym kierunku asekurować środek, miał prawo nie zdążyć). Nieco złośliwie można stwierdzić, że Helik zawalił jedną bramkę w ciągu 60 minut gry, a Glik w ciągu 34 minut gry - bo trudno nazwać inaczej sytuację, w której jak nieopierzony młokos zamiast bronić zerkał na sędziego łapiąc się za twarz i licząc na gwizdek. I pewnie dlatego wg InStat w tym meczu Helik > Glik.

Skoro już jesteśmy przy stoperach - spójrzmy bliżej tak na występ jak i na liczby Bednarka. W opisywanej wyżej sytuacji straty pierwszej bramki nie zdążył on za swoim zawodnikiem. Krył szybkiego rywala, miał odrobinę straty na starcie przez konieczność odwrócenia się, musiał uważać by nie sfaulować na czerwoną... Spoczywa na nim część odpowiedzialności, ale trudno to demonizować - znacznie gorszy był tu wspomniany brak asekuracji ze strony Helika. Przy drugim golu dla Węgrów maczał już jednak palce znacznie mocniej - to on pozwolił dośrodkować z lewej strony, a potem nie dość szybko wracał w światło bramki by je "zaryglować". Ogólnie, bramka na 0-2 jest dobrym materiałem do analizy - gdzie nałożyły się: nieumiejętne wyprowadzenie, strata w newralgicznym punkcie, brak asekuracji wychodzącego z atakiem defensywnego pomocnika i beztroski brak "powrotu na sprincie" naszej linii pomocy. Czym to poskutkowało - widać na załączonym obrazku. Helik musiał "być jednocześnie sobą i nieobecnym Moderem". Węgrzy mieli przewagę 4 na 3 na linii naszego pola karnego. Nasza obrona była nadmiernie przesunięta w lewo, przez co otworem stało niemal całe światło bramki, w którym został sam Bereszyński na dwóch rywali. A co najgorsze - nikt do końca nie wiedział co ma robić / w którą stronę "przesunąć". Jeden wielki chaos, oglądając powtórki z tej sytuacji Paulo Sousa mocno powiększy swój zasób siwych włosów.

Uciekłem w opis straconej bramki, a miałem pisać o liczbach Bednarka. Nie bez powodu, bowiem był to niemal idealnie "statystyczny"; Bednarkowy występ z bieżącego sezonu. Serio, właściwie we wszystkich aspektach zagrał w zakresie jednego czy dwóch punktów procentowych czy zagrań względem swoich sezonowych średnich. Jedyna wyraźna różnica - niestety na minus - to liczba przechwyconych podań - w tym sezonie ligowym Bednarek przechwytuje średnio 8 piłek na mecz, a przeciw Węgrom przechwycił zaledwie 2.

Opisując występ Bednarka zastanawiałem się, czy nie maczał on również palców w trzeciej bramce dla Węgrów. Po obejrzeniu powtórek widzę jednak wyraźnie, że akurat on wykonał tam swoją pracę bez zarzutu. Zawodnikiem kryjącym strzelca był Reca - jednak moim zdaniem ten gol w dużej mierze idzie na konto Glika (o czym pisałem wcześniej) oraz Krychowiaka. Co zrobił Krychowiak? Na pierwszy rzut oka trudno było to dostrzec - ale zupełnie odpuścił on krycie "swojego" Węgra, czyli Adam Langa, co widać na kamerze z szerokiego planu. Skutkiem tego niepilnowany Lang wbiegł na strzał głową z 5 metra. Widząc jego ruch, Reca "próbował się rozdwoić" robiąc krok w stronę środkowej osi bramki - przez co na moment "zgubił z radaru" pilnowanego przez siebie zawodnika stojącego na dalszym słupku. Piłka przeleciała nad Langiem, ale Reca był już o ułamek sekundy spóźniony - i dostaliśmy trzeciego gola w plecy.

A skoro jesteśmy już przy Recy - rzućmy okiem na jego występ. Można zaryzykować stwierdzenie, że zebrał on w internecie największą burę od kibiców. Jego niski InStat Index zdaje się to potwierdzać. Ja jestem daleki od tak jednoznacznie negatywnej oceny - zwłaszcza, że miał on udział przy dwóch trafieniach przez Biało Czerwonych, za goli na 0-1 i 0-2 akurat jego trudno winić, a powyższy opis częściowo rozgrzesza go z trzeciej straconej przez nas bramki. Co mówią liczby?

Reca zaliczył przeciw Węgrom dokładnie tyle działań meczowych, ile średnio notuje w spotkaniach ligowych tego sezonu (63) na trochę gorszej skuteczności (70% vs 74%). Podawał częściej (45 vs 35) ale mniej celnie (69% vs 75%) niż zazwyczaj. Nieco częściej wrzucał (4 vs 2,7), na odrobinę niższym odsetku udanych prób (25% vs 29%). Stoczył 12 pojedynków ogółem (średnia z sezonu: 14), jednak w innych proporcjach niż ma w zwyczaju - 3 w obronie na 100% skuteczności (średnia: 7 / 61%) i 9 w ataku na skuteczności 44% (średnia 6 / 46%). Tym, co rzucało się w oczy, była jego obawa przed dryblowaniem - podjął tylko 1 taką próbę, udaną (zwykle: 3 próby, 1,66 udanych). Nie podjął też żadnej próby odbioru (średnia: 2,6 próby na mecz, na 54% skuteczności). Wreszcie - wszelkimi drogami odzyskał on 12 piłek (statystycznie w sezonie: 14,7) a stracił 8 (średnia: 7). Na duży plus należy mu zaliczyć aż 5 piłek odzyskanych na połowie przeciwnika (1szy w zespole) - kiedy w całym sezonie zalicza zaledwie 1,17 takiego zagrania na mecz.

Występy Szymańskiego, Szczęsnego, Milika i Modera zostawię sobie chyba na ewentualny suplement do niniejszego felietonu - żeby do reszty nie zasypać Was liczbami, których i tak jest już tutaj dość sporo. Chciałbym jednak na koniec poświęcić kilka słów jeszcze jednemu z bohaterów meczu przeciw Węgrom - a jest nim Piotr...

ZIELIŃSKI, CZYLI BIAŁO-CZERWONY PIRLO, NA KTÓREGO NIE ZASŁUGUJEMY

We wrześniu 2019 roku, goszcząc w video-wydaniu Prawdy Futbolu, przedstawiłem Romkowi Kołtoniowi analizę porównawczą rozmaitych meczowych statystyk Piotra Zielińskiego w spotkaniach klubowych, w których występował na poszczególnych pozycjach. Płynęły z niej bardzo ciekawe wnioski - m. in. taki, że im dalej od bramki rywala operował nasz playmaker, tym więcej grał on otwierających podań i tym więcej okazji bramkowych tworzył kolegom. Zaryzykowałem wtedy tezę, że może niegłupie byłoby spróbowanie go w kadrze "w roli biało-czerwonego Pirlo" - bo operując głębiej byłby częściej pod grą i miałby więcej okazji by wykorzystać swój geniusz w dziedzinie rozegrania. Tego typu manewr za kadencji trenera Brzęczka nie został chyba jednak zastosowany ani razu. Mogliśmy go natomiast zaobserwować wczoraj, od 60 do 94 minuty. Skutek? Najpierw wepchnięty we własne pole karne Zieliński wykorzystał umiejętności techniczne i opanowanie, zachował zimną krew i błyskotliwie rozprowadził na lewo do Recy. Ten popędził do przodu, dograł do środka i po chwili cieszyliśmy się z pierwszej bramki. Czy jakikolwiek inny Biało- Czerwony zachowałby się w takiej sytuacji w ten sposób? Motyla Noga, nie sądzę... Chwilę (dosłownie!) później przechwyt po lewej zanotował Reca (znowu on!), szybko dograł na środek do Zielińskiego, ten zaś zaliczył piękną asystę - i nagle z 0-2 zrobiło się 2-2. Magia! Warto przy tym zauważyć, że w momencie podania-asysty na 2-2 Zieliński był ledwie 4tym lub 5tym polskim zawodnikiem pola licząc od naszej bramki. Czyli znów - świetne rozegranie z głębi, polska odpowiedź na Andreę Pirlo, klękajcie narody! Jestem bardzo ciekawy, czy tego typu ustawienie Zielka będzie przez trenera Sousę stosowane częściej. Choćby na podstawie tych dwóch sytuacji widać, że może ono przynieść nam bardzo dużo korzyści. Zarówno w defensywie jak i w ofensywie ;)

PODSUMOWANIE
...nastąpi we wspomnianym suplemencie (o ile go napiszę) - więc póki co wszelkie wnioski zostawiam wyłącznie Wam :)

Marcin Matuszewski