Subskrybuj
Europejskie Puchary

Żuraw rotuje, Jesus nie! Dalej nie mogę w to uwierzyć!

2020-12-05

Minęło już trochę czasu od czwartkowego starcia Benfica – Lech (4:0) w 5. kolejce Ligi Europy. Jednak nieprzerwanie wkurza mnie podejście wicemistrza Polski. Na Europę „Kolejorz” czekał pięć lat, aby – gdy się w niej znalazł po pięknej drodze! – zlekceważył wielkie starcie. „Idzie, idzie Podbeskidzie!” - zabrakło, żeby na Estadio da Luz wykrzyczał te słowa trener Dariusz Żuraw. Trzeba zadać sobie pytanie do czego prowadzi taka polityka? 

Najłatwiej pisać, że polska piłka klubowa jest chora. Świetnie wpisuje się to w populistyczne trendy, które są wszechobecne w narracji o futbolu – o Polsce. Populizm próbuje zdominować dyskusję w praktycznie każdej dziedzinie życia w naszym kraju. Chcąc uciec od kategorycznego stawiania sprawy, trzeba jednak napisać prawdę futbolu o zachowaniu Lecha Poznań, jeśli chodzi o 5. kolejkę rozgrywek grupowych Ligi Europy. A prawda jest przykra, dołująca, nieprzyjemna. Lech Poznań zlekceważył jedno z najważniejszych starć w klubowej historii klubu. „Kolejorz” w meczu z wielką Benficą Lizbona wystawił eksperymentalny skład. Po to, żeby oszczędzić siły kilku czołowych piłkarzy na niedzielny mecz w PKO Bank Polski Ekstraklasie – na spotkanie z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Trener Lecha, Dariusz Żuraw na Estadio da Luz w Lizbonie – chwilę po meczu z Benfiką - mówił o Podbeskidziu. To była kwintesencja tego przykrego wieczoru.

Tak nie można traktować Ligi Europy!

Tak nie można traktować Ligi Europy!” - powtarzałem kilka razy w studio Polsatu Sport Premium. I mam nadzieję, że za jakiś czas trener Dariusz Żuraw przyzna mi rację. Że kiedyś spojrzy w lustro i powie: „To był jeden z najważniejszych wieczorów mojej trenerskiej kariery, a ja zawiodłem. Bo miałem inne priorytety”. Wiadomo, że Lechowi brakuje punktów w ligowej tabeli. Do Rakowa Częstochowa tracił 11 „oczek”, a do Legii 10 (mając jeden zaległy mecz). Kilka dni temu Żuraw zapewne jeszcze raz spojrzał w kalendarz. Do Bożego Narodzenia Lecha czekało jeszcze sześć spotkań – w Lidze Europy Benfica i Rangersi, a w rodzimej lidze Podbeskidzie, Stal Mielec, Pogoń i Wisła Kraków. I Benfica stała się „ofiarą” polskiej ligi. Pytanie do czego prowadzi ta polityka? Europa bezwzględnie musi stać się celem dla polskich klubów. My od wielu lat pozbawiamy nasz futbol dochodów płynących z europejskiej rywalizacji. A co istotniejsze – obdzieramy polskich kibiców ze złudzeń. Często jest to obdzieranie w 1. rundzie kwalifikacji. Lechowi w poprzednich pięciu latach zdarzyło się, że raz zagrał w grupie Ligi Europy. I też wtedy – pod presją sytuacji w polskiej lidze – zrotował skład we Florencji. I cudem wygrał, co było jedynym zwycięstwem w tamtej grupie Ligi Europy. Później w czterech kolejnych sezonach dwa razy nie było nawet meczów kwalifikacyjnych! A dwa razy Lech odpadł w 3. rundzie eliminacji LE. Teraz wydawało się, że ta – europejska! - bajka może trwać przynajmniej do 10 grudnia – do 6. kolejki rozgrywek grupowych grupy D. Jednak Żurawa brutalnie ją przerwał po czwartym spotkaniu o stawkę Ligi Europy...

Chodzi o niebywałe doświadczenie grania z najlepszymi!

Ktoś powie – szanse były matematyczne. A ja odpowiem – tak, owszem były minimalne, ale chodzi też o niebywałe doświadczenie grania z najlepszymi – na jednej z najbardziej znaczących aren piłkarskich Starego Kontynentu. O stawkę – sławę, miejsce w historii klubu, pieniądze choćby za remis, czy zwycięstwo. Najważniejszy jest jednak kapitał doświadczenia. Żuraw uznał, że 5. kolejka Ligi Europy to... sparing. Trener Benfiki, Jorge Jesus posłał w bój Darwina Nuneza, który dopiero co otrzymał negatywny wynik testu koronawirusa. Obok Urugwajczyka wyszli kapitalni Portugalczycy, Pizzi i Rafa Silva, a także ciekawi Brazylijczycy Gilberto, Gabriel i Everton. Parę środkowych obrońców stanowili Argentyńczyk Otamendi i Belg Vertonghen. Nic tylko smakować walkę z takimi przeciwnikami. Tymczasem Lech w pierwszej połowie czekał na najniższy wymiar kary (oddał tylko jeden strzał). Jak w drugiej połowie Benfica trochę przyspieszyła, to po kwadransie na tablicy wyników było 0:3... Skończyło się 0:4, ale nie tylko do wyniku będę wracał jeszcze długo. Wydaje mi się, że nie wolno pominąć pytania – do czego prowadzi taka polityka? „Europejskie puchary to pocałunek śmierci” – rzekł, bodaj w 2015 roku, Michał Probierz. I to wypowiedź, która w jakimś stopniu oddaje nastawienie polskiego środowiska piłkarskiego. I nas, co tu ukrywać, dołuje. Tak jak lubię Michała Probierza, jak szanuję Dariusza Żurawia, tak nigdy się nie zgodzę się na takiego stawianie sprawy, jak w czwartkowy wieczór widzieliśmy w Lizbonie.

Noty dla piłkarzy Lecha za występ przeciwko Benfice na kanale „Prawda Futbolu” na You Tube – wystawione zgodnie z Arturem Wichniarkiem:

Roman Kołtoń