Subskrybuj
Reprezentacja

"11ka" Prawdy Liczb po #POLHUN - wnioski indywidualne

2021-11-19

Jeśli idzie o mecz #POLHUN - cytując wieszcza najwyższy czas "wrzucić go do studni" i zakrzyknąć "ja zakrywam wieko, stawiam kamień na niego" ;) Żebym mógł to zrobić, muszę jednak zmierzyć się z nim jeszcze raz - i sprawdzić jaka #PrawdaLiczb wynika z indywidualnych statystyk meczowych naszych Orłów. Doceńcie zatem mój heroizm w tej kwestii - i słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać... ;)

Na wstępie - tych, którzy jeszcze nie czytali, zachęcam do sprawdzenia "11ki" wniosków zespołowych, jakie z tego spotkania wyciągnęła #PrawdaLiczb. Znajdziecie je TUTAJ.

"11ka" wniosków indywidualnych przedstawia się natomiast tak: 

1. Na wstępie - rzućmy okiem na noty InStat, jakie Biało-Czerwonym wystawiły algorytmy InStat po tym spotkaniu

Dawidowicz 297
Bednarek 294
Kędziora 289
Świderski 279
^Zieliński 261
Klich 254
*Linetty 245
^Jóźwiak 244
Szczęsny 241
*Moder 237
*Piątek 230
^Płacheta 227
*Puchacz 220
*Cash 216
^Frankowski 216
^Milik 203
 
^ - wszedł z ławki
* - zszedł przed końcem

Wiele osób pyta mnie w "soszalach" o kwestię "ocen zawodników podstawowych vs. ocen zawodników z ławki", więc poświęcę kilka chwil by to wyjaśnić również tutaj. Jak nietrudno zgadnąć, oceny systemu InStat nie są wystawiane na zasadzie "ten podał 10 razy, a tamten 30, więc ten drugi dostanie wyższą notę" ;) Zgodnie z moim stanem wiedzy - indeksy są wyliczane na bazie statystyk „per 90 minut gry”, dyskontowanych wpływem zachowań gracza na przebieg spotkania, istotnością danej statystyki dla danej pozycji, miejscami wystąpienia poszczególnych zdarzeń, etc.. Czyli gdy ktoś w 30 minut notuje 3 przechwyty, a ten kogo zmienił miał 6 przechwytów przez 60 minut, natomiast inny zawodnik grał cały mecz i miał ich 9 - to indeks InStat liczy to jakby jeden, i drugi, i trzeci miał po 9 przechwytów, przy czym prawdopodobnie zaniża nieco ich pozytywny wpływ ocenę „krótkowystępowca” (bo łatwiej utrzymać daną średnią w krótszym okresie niż przez cały mecz). Czy zaniża ją za bardzo - pozostaje pytaniem otwartym. To nie są łatwe rzeczy do oceny tak "naocznie" jak i "statystycznie", więc pewnie upłynie jeszcze sporo wody zanim system InStata zbliży się w tej kwestii nieco bardziej do ideału.

2. Z powyższych indeksów, wyznaczonych przez algorytmy InStat na bazie meczowych statystyk, można błyskawicznie wysnuć dwie teorie. Ten mecz zakończył się naszą porażką, bo poza "robiącym za dwóch" Świderskim nie mieliśmy w nim napastnika. Ten mecz zakończył się naszą porażką, bo oba nasze "wyjściowe" wahadła również zagrały w sposób mocno kompromitujący. Chęci było co niemiara, tego odmówić nie sposób. Zawiodło jednak wykonanie plus tak Puchaczowi jak i Cashowi w kilku sytuacjach "odcięło prąd" - Cashowi bez konsekwencji, Puchaczowi niestety z poważnymi. Spójrzmy więc bliżej na występy Piątka, Milika, Puchacza i Casha.

3. Cash. W ostatnich tygodniach były na niego skierowane oczy wszystkich kibiców, a dyskusja na temat jego powołania polaryzowała opinię publiczną. Osobiście jestem za "odzyskiwaniem" wszystkich potomków polskich emigrantów dla polskiego sportu. Historia naszego kraju jest pełna wydarzeń tragicznych, oraz idących za nimi przymusowych wywózek, ucieczek przed opresją czy biedą oraz wojennej tułaczki. Odwracanie się dzisiaj od potomków rodaków, którzy z tych lub innych powodów opuścili kraj, jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Ucieszyło mnie więc, że wraz z upływem czasu i z kolejnymi wypowiedziami Cash swoim entuzjazmem sukcesywnie zjednywał sobie coraz większą część polskich kibiców.

Czy w "realnym debiucie" (bo mecz z Andorą miał raczej charakter abstrakcyjnego sparingu), zgodnie z InStatowym indeksem Cash rzeczywiście totalnie się spalił? Cóż, zestawienie statystyk i wniosków "naocznych" daje mocno niejednoznaczną odpowiedź. W ciągu 45 minut gry stoczył on 15 pojedynków, a w przeliczeniu na 90 minut miałby ich 29, co stanowiłoby czwarty wynik wśród Biało-Czerwonych (nie licząc "krótkowystępowców" Płachety, w wypadku którego przeliczanie per 90 minut mocno zakrzywia rzeczywistość). Zaangażowanie i intensywność były więc na odpowiednim poziomie. Problem w tym, że zaledwie 40% z pojedynków Casha zakończyło się powodzeniem (czwarty najgorszy w zespole) - 5 na 10 w ataku (znośnie) i tylko 1 na 5 w obronie (bardzo źle). Trzeba jednak zaznaczyć, że wszystkie 4 przegrane pojedynki Casha "w obronie" miały miejsce na połowie rywala - a 1 stoczony na własnej połowie wygrał w sposób niebudzący wątpliwości. Kolejna sprawa jest taka, że "statystyki statystykami", ale z tych 4 "przegranych" pojedynków w obronie aż 3 zakończyły się utrzymaniem się Polaków przy piłce - bo np. przegrywając główkę Cash nacisnął rywala na tyle skutecznie, że ten podał wprost do naszego stopera. Jeszcze jedna istotna kwestia jest taka, że jako wahadło trzeba być "i z przodu i z tyłu", przez co przy prowadzeniu przez nasz zespół gry na połowie rywala Cash często "na starcie" był skazany na bycie nieco spóźnionym "w tyłach".

Właśnie taka sytuacja sprowokowała jego faul z 45 minuty - który jest najmocniejszą rysą na jego występie, gdyż 8 na 10 arbitrów pokazałoby w tej sytuacji czerwoną kartkę (a sędzia na 100% w przerwie obejrzał sobie tą kontrowersyjną sytuację jeszcze raz czy dwa). Jestem niemal pewny, że gdyby nie to przewinienie Cash wyszedłby również na drugą połowę (kto wie, może Jóźwiak zmieniłby  Puchacza?) - jednak Sousa pomny historii z Krychowiakiem z EURO reaguje alergicznie na "zagrożenia czerwienią", i trudno mu się dziwić. Pomijając ten "moment nadmiernego entuzjazmu a'la Góralski" ze strony Casha, oraz jedną złą stratę z 18 minuty (gdy został opadnięty przez 3 Węgrów na własnej połowie) - jego występ oglądany "na chłodno" nie powoduje euforii ale nie wypada też źle. Niby stracił 6 piłek, w tym 3 na własnej połowie - ale tylko 1 wspomniana powyżej miała "charakter zbrodni"; z pozostałych 4 to wybicia główką w aut na skutek starć w powietrzu przy linii bocznej, a 1 to próba uruchomienia Piątka prostopadłym podaniem. Niby żadne z jego 3 dośrodkowań nie dotarło do celu - ale wynikało to z faktu, że wszystkie zostały umiejętnie lub szczęśliwie zablokowane przez Węgrów, którzy ogólnie nie pozwolili w tym meczu na skuteczną wrzutkę niemal żadnemu z "naszych". W przeliczeniu na 90 minut Cash zaliczyłby najwięcej przechwyconych piłek w naszych szeregach. I tak dalej...

Podsumowując - to nie jest debiut, który Cash będzie z dumą pokazywał wnukom, natomiast mimo niskiej oceny InStat nie ma on po nim wybitnych powodów do wstydu. Miałby, gdyby sędzia w 45 minucie wyrzucił go z boiska - ale na szczęście udało się tego uniknąć.

4. Cóż, jeśli Cash nie będzie się tym występem chwalił przed wnukami - Puchacz będzie go przed nimi chował w najgłębszych zakamarkach piwnicy. Węgrzy stworzyli w tym meczu 5 sytuacji bramkowych. Tymek był bezpośrednio zamieszany w 4 z nich - w tym w obie, które zakończyły się straconym przez nas golem. Na 11 stoczonych przez niego pojedynków, tylko 4 zakończyły się sukcesem (36%, trzeci najgorszy odsetek w zespole) - 2 na 5 w obronie i 2 na 6 w ataku. Słabo! Do tego - w przeciwieństwie do Casha - tutaj "przegrane to przegrane" i nie ma rozbieżności między tym co na placu a tym co w tabelkach. Można pochwalić Puchacza, że w przeciwieństwie do Casha nie został ani razu zablokowany i 5 razy zdołał wrzucić piłkę z gry (najwięcej w zespole), w tym dwa razy celnie (najwięcej w zespole). Irytowały natomiast jego złe decyzje - kilkukrotnie można było odnieść wrażenie, że gdy trzeba było podawać to wchodził w drybling (1 udany na 4 próby), a gdy trzeba było kontynuować akcję z piłką przy nodze lub rozegrać krócej i przy ziemi - nieco przedwcześnie wrzucał.

Koniec końców, gdyby wyciąć z występu Puchacza tę nieszczęsną główkę za siebie przy SFG oraz fatalne i niewytłumaczalne zachowanie w obronie przy akcji na 2-1 - byłby to "po statystykach" występ nieszczególny, ale nie fatalny. Gdyby nie dwie dziury w pontonie, to by nie zatonął tylko całkiem ładnie płynął... 2 zawalone przez Puchacza gole z Węgrami wpisują się niestety w ogólny krajobraz jego występów w reprezentacji. Uzupełnia go 1 zawalony gol z Rosją - oraz mocny udział przy straconych przez Polskę bramkach przeciw Islandii ("krycie powietrza" na 16ce zamiast powrotu w pole karne przy wrzutce) i Szwecji (przegrany pojedynek na skrzydle, który zapoczątkował akcję na 1-0). Jak na niespełna 650 minut w kadrze - jest to dość dramatyczny "bilans win". I żeby nie było - ja za Tymka opór trzymam kciuki, urzeka mnie jego fanatyczne podejście do "nadprogramowej" pracy nad swoim rozwojem i tak dalej. Pamiętam też, że jest to nadal zawodnik młody - a przy tym jest chwilowo w ciężkiej sytuacji w klubie, co też na 100% negatywnie rzutuje na jego formę. Niemniej - przeciw Węgrom zawalił nam koncertowo mecz, a że nie był to pierwszy taki przypadek - może czas solidnie się zastanowić czy wystawianie przez selekcjonera Puchacza w takiej dyspozycji nie jest strzelaniem w stopę tak sobie jak i jemu.

5. Kontynuując podróż do "Jądra Ciemności" - muszę poświęcić kilka słów dyspozycji naszych napastników. Niestety, w meczu z Węgrami ani Piątek ani Milik nie wnieśli do naszej gry właściwie nic pozytywnego. Zanotowali dwa najgorsze odsetki udanych działań (Piątek 57%, Milik 42%) oraz dwa najgorsze odsetki wygranych pojedynków ogółem (Milik 33%, Piątek 17%) i pojedynków w ataku (Milik 33%, Piątek 13%). Żeby pokazać to w odpowiedniej perspektywie - w sezonie 20/21 Lewandowski miał 63% udanych działań oraz 36% wygranych pojedynków, w tym 38% wygranych w ataku. Zdaniem InStat Milik nie miał ani jednej realnej okazji bramkowej. Piątek miał trzy. W 10 minucie nagle stanął zamiast kontynuować bieg, przez co podanie Modera musiał zamieniać na strzał już na wślizgu i nic z tego nie wyszło. W 20 minucie przez "obcierkową" interwencję Węgra nie zabrał się ze świetnym podaniem od Klicha, przez co stracił impet i jego strzał został zablokowany. Wreszcie, w 55 minucie na ułamek sekundy zagubił się w zamieszaniu w polu karnym, przez co doskoczył do piłki odrobinę za późno by swym strzałem wywalczyć coś więcej niż rzut rożny. Te opisy idealnie oddają charakter jego występu: spóźniony, robiący proste techniczne błędy (złe przyjęcia, czy to potknięcie się na piłce przy próbie odegrania piętką...), daleki od optymalnej dyspozycji. W sam raz na Andorę - w sumie tak on jak i Milik. Patrząc na ich dyspozycję - nie sposób zrozumieć procesu myślowo-decyzyjnego, jaki zaszedł w duecie Lewy-Sousa przy podejmowaniu decyzji o 90 minutach Roberta z Andorą i jego niedostępności na mecz z Węgrami. Himalaje absurdu...

6. Po takim meczu nie jest łatwo szukać pozytywów, ale skoro jesteśmy już przy napastnikach - niewątpliwie jednym z nich jest dyspozycja Świderskiego. 691 minut w kadrze, a w nich 6 bramek i 1 asysta. Udział w golu co 98,7 minuty! Dość powiedzieć, że u Lewego ten współczynnik wynosi 97,7 minuty, czyli jest tylko minimalnie lepszy - choć oczywiście na przestrzeni wielu lat dużo trudniej go utrzymać niż "przez chwilę". Naturalnie, 3 z goli Świderskiego to mecze z Andorą i San Marino - ale nawet "odliczając spotkania ze słabeuszami" miałby on udział w golu co 117,25 minuty. A pamiętajmy, że 3 z 10 pozostałych spotkań to starcia z Anglią i Hiszpanią - więc spotkań "super trudnych" ma w kadrze niemal tyle samo co "bardzo łatwych", i nie jest tak że rozkład poziomu meczów w jakich grał jest jakoś mocno zaburzony w jedną lub w drugą stronę.

7. Trzeba przy tym podkreślić, że bramki czy asysty Świderskiego to tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli idzie o jego pozytywny wkład w grę naszej reprezentacji. Świderski pracuje za trzech. Rozgrywa (w meczu z Węgrami ex-aequo najwięcej "otwierających" podań: 3, oraz najwięcej udanych: 2). Walczy (najwięcej pojedynków: 27; najwięcej pojedynków w ataku: 19). Pracuje w obronie (ex-aequo najwięcej prób odbioru: 5 / 3 udane - również ex-aequo najwięcej). Stracił najwięcej piłek (10), ale dla napastnika to naturalne. To on najczęściej jest sam naprzeciw przeważających sił wroga, on najczęściej musi podejmować najbardziej ryzykowne działania - bo to on ma zwykle najbliżej do najwyższej "wypłaty", w postaci strzelenia bramki czy zaliczenia asysty. Do pełnienia roli Świderskiego nie nadają się znacznie bardziej "jednowymiarowi" Milik czy (zwłaszcza) Piątek. Mam ogromną nadzieję, że wartość napastnika z Rawicza będą nieco częściej dostrzegać w jego klubie - albo że występami w kadrze wywalczy sobie transfer do takiego, w którym będzie odgrywał jednoznacznie pierwszoplanową rolę. Przy regularnej grze w mocnej lidze będzie on bowiem jeszcze lepszy - i wkrótce może stać się dla naszej kadry graczem bezcennym.

8. Kolejnym pozytywem jest postawa naszych stoperów. Nie jest przypadkiem, że podium listy ocen InStat za dyskutowane spotkanie okupują Dawidowicz, Bednarek i Kędziora. Nie sposób ich winić za utratę którejkolwiek z bramek. Pierwsza to wspólne dzieło Puchacza (o czym powyżej) i Modera (to on nieumiejętnie krył strzelca). Druga to wynik zaniedbania Puchacza oraz tercetu Jóźwiak - Zieliński - Frankowski - co widać na załączonym obrazku. Puchacz odpuścił swojego zawodnika na skrzydle, który zaliczył asystę - ale co jeszcze gorsze, po odpuszczeniu go truchtał bez celu, jakby jego mózg stracił połączenie z serwerem. A powinien kryć Schafera, będąc bliżej którego blokowałby też oś podania do środka, skąd padła bramka... Zieliński był za daleko od osi boiska, "kryjąc powietrze" zamiast rywala - skutkiem czego, gdy Klich wbiegł za Szalaiem w pole karne, na linii 16 metra było 2 niekrytych Węgrów: Fiola i Gazdag. Frankowski został razem z Milikiem i Świderskim z przodu - kiedy od razu po stracie Puchacza powinien cofnąć się i wspomóc naszą linię obronną tam, skąd padł strzał. Jóźwiak zupełnie stracił z radaru Nagy'a - i choć finalnie nie miało to bezpośrednich konsekwencji, to mogło mieć ogromne. Pośrednią konsekwencją jego zaniedbania było jednak "rozciągnięcie" Dawidowicza - który gdyby nasza prawa flanka była "kryta", mógłby doskoczyć wyżej do dwójki rywali na skraju naszego pola karnego. Patrząc na ten obrazek jako trener załamałbym się o cna i mocno zastanowiłbym się, czy nie zająć się ogrodnictwem. Jest bowiem wręcz niewiarygodne, że profesjonalni piłkarze z relatywnie poważnych lig popełnili jednocześnie taką kaskadę rażących błędów w defensywie. Jestem w 100% przekonany, że nie wynikała ona z braku odpowiednich taktycznych założeń, tylko z braku ich prawidłowej realizacji.

9. Kontynuując - Dawidowicz (114 / 88%), Kędziora (112 / 92%) i Bednarek (94 / 95%) mieli trzy największe liczby działań meczowych z "naszych" oraz trzy największe odsetki ich skuteczności. Mieli też trzy największe liczby podań - i trzy najwyższe odsetki ich celności (Dawidowicz 82 / 89%, Kędziora 83 / 32%) i Bednarek 69 / 97%). Dawidowicz ex-aequo ze Świderskim odpowiadał za najwyższą liczbę prób "otwierających" podań (3). Kędziora (93%), Bednarek (80%) i Dawidowicz (76%) mieli również najwyższe odsetki wygranych pojedynków wśród Biało-Czerwonych. Warto też zaznaczyć, że nasze trio stoperów stoczyło 9 pojedynków powietrznych w tym meczu - z czego tylko 1 był przegrany. We trzech stracili w sumie 7 piłek (Bednarek nie stracił ani jednej!), "nabyli" zaś aż 61! Trzeba dodać, że nasi stoperzy odebrali aż 12 piłek na połowie rywala. Wszystko to oznacza, że najwyraźniej "jest życie po Gliku" - a do tego w końcu nasza trójka stoperów gra odpowiednio wysoko i "w zgodzie z podręcznikiem" stosowanej taktyki, z czym w poprzednich spotkaniach niejednokrotnie mieliśmy problemy. Tej trójce Biało-Czerwonych, tak jak Świderskiemu, należą się więc niekłamane brawa i ukłony po pas.

10. Ostatnim niemal-jednoznacznie-pozytywnym akcentem spotkania Polska - Węgry jest wprowadzony w przerwie Piotr Zieliński. Na pytanie "dlaczego niemal?" odpowiada analiza sytuacji z bramką na 1-2, w której Zielek jest niestety jednym ze współwinnych. Poza tym - zanotował jednak bardzo dobre 45 minut, co wyraźnie "widać w liczbach". W przeliczeniu na 90 minut Zieliński miałby najwięcej działań meczowych w naszym zespole (122), drugą najwyższą liczbę strzałów (5,4 - chociaż żaden nie był celny), najwyższy w zespole współczynnik asysty spodziewanej (1,03 - przede wszystkim za 3 dobre wrzutki z rożnych), najwięcej prób otwierających podań (3,6 - choć żadnego "dotartego"), drugą najwyższą liczbę pojedynków ogółem (31 / 76% - trzecia najlepsza skuteczność) i pojedynków w ataku (22 / 83% - druga najlepsza skuteczność) i najwięcej dryblingów (22!) na świetnej przy tak dużej liczbie prób skuteczności 83%. Wprawdzie - jak to zwykle bywa przy zawodnikach mocno ofensywnych - cieniem rzuca się na to wysoka liczba strat (13, ex-aequo najwięcej w zespole per 90 minut), ale jak już pisałem wcześniej: nie traci kto nie podejmuje ryzyka, a jako bardzo ofensywnie usposobiony pomocnik prowadzący grę, Zieliński musiał je podejmować właściwie cały czas. Oj, szkoda że nie widzieliśmy go na placu od samego początku. Całkiem możliwe, że nawet przy braku Lewego mając od początku Zielińskiego na "dziesiątce", i ze Świderskim w roli "wysuniętego napastnika", zdołalibyśmy ten mecz wygrać.

11. Końcowy wniosek jest niestety taki, że ogólnie "dojechało" na ten mecz czterech naszych piłkarzy z podstawy (trójka stoperów plus Świderski) i jeden z ławki (Zieliński), a wstydu nie przyniosło jeszcze dwóch czy trzech (Szczęsny, Klich, Jóźwiak). To trochę za mało, żeby zaliczyć wygraną z kimś więcej niż Andora czy San Marino - o czym przekonaliśmy się dość boleśnie. Nie wiem czy absencja Lewandowskiego była spowodowana kompromitującym brakiem świadomości istotności tego spotkania po stronie Sousy i zawodnika, reklamowo-dokumentalnymi zobowiązaniami Roberta wobec ponadnarodowej korporacji jakie postawił ponad dobrem kadry, faktycznym "zmęczeniem materiału", chęcią sprawdzenia przez trenera "alternatyw" w faktycznym "ogniu walki", kombinacją tych kwestii czy czymkolwiek innym. Wiem natomiast, że skończyło się to bardzo źle i drastycznie obniżyło nasze szanse na awans na jedną z dwóch czy trzech wielkich imprez, jakie pozostały w naszym zasięgu przed końcem "Ery Lewego". Dopiero marcowe baraże pokażą, czy Sousa tą decyzją sam złożył sobie gilotynę, która pozbawi go głowy i stanowiska. Niezależnie od tego jak się skończy, Lewandowski też zanotował tutaj ogromną rysę na swym wizerunku. Najgorsze jest zaś w tym wszystkim to, że może to doprowadzić do zwolnienia Sousy, który wbrew opinii "ekspertów" wprowadził taktycznie naszą reprezentację na zupełnie inny poziom niż poprzednicy. Poziom, do którego miejscami nadal nie dojeżdżają nasi gracze - ale w takim wypadku obniżenie standardów przez zatrudnienie szkoleniowca o mniejszych wymaganiach względem taktycznej świadomości jest najgorszym z możliwych ruchów i świadomą decyzją, żeby w imię krótkoterminowych sukcesów opartych na szczęściu zacząć się uwsteczniać zamiast dalej się rozwijać.

 

MARCIN MATUSZEWSKI